Uśmiechnięte chabry - wiersz
spacerowałem chodnikami ulic w miastach wielu deszcz wisiał nad latarniami częsta twarz księżyca czemu smutne oczy w lustrzanym sklepie zapytałem i w pośpiechu kawa tam na rogu cukier nierozpuszczony mijam ludzi i ich cienie chciałbym jednak cisza samotności przymierzałem buty siedmiomilowe aby iść iść i iść do nicości zajść być tylko szarą mgłą którą o poranku promyk topi i przelotnym zwykłym wiatrem który kocha się z drzewami słowem tak zwyczajnym które nigdy ciałem się nie stało ktoś krzyknął moje imię otworzyłem oczy złotych pól połacie uśmiechnięte chabry czy to sen czy marzenie może jednak przeznaczenie 20.04.08