Cuda natury - wiersz

Autor: nasturcja
Czy podobał Ci się ten wiersz? 0

Błękit otulony futrem,  z bieli pienistej miesza

się lekko z nią , pieszczotliwie

gdy nad tą para już w górze miodowe słońce się zwiesza,

spokojnie i dobrotliwie .

Tak niebo widzi się w lustrze, olbrzymim, które raj wskrzesza

co czeka dusz swych cierpliwie…

 

Aż nagle to zmienia barwę z błękitnej na szafirową

by zaraz fiolet osiągnąć,

który przeradza się w granat,  potem przez róż w purpurową

toń wraz przechodzi  by ściągnąć

rubiny, pomarańcz, czernie,  odkrywa wciąż barwę nową,

by ją  ku tafli przyciągnąć…

 

Naraz pojawia się widok,  mrozi krew w żyłach tak krwawy,

czerwień w bezruchu zastyga

w krąg otaczając kamienie,  tonące wśród wrzącej lawy,

która z podłożem się ściga,

podobnym całkiem owocom pod galaretką,  z zastawy

szklanej o barwie indyga…

 

A potem wszystko się zmienia,  stając się lodem pociętym ,

przez śnieżne kreski  skupione,

jak błyskawice  stateczne,  na jasnym niebie,  pękniętym

kryjącym głębie zmierzone,

tylko przez morskość ich toni w kolosie szczelnie zamkniętym

przez szarf jedwabie bielone,

 

na którym powstają kręgi,    zielone jak pleśń na serze,

tworzące  wielkie dywany

co pokrywają ten ogrom,  a każdy od niego bierze,

tę twardość,  aż jest wchłaniany

przez zmatowioną strukturę,  która te plamy nieświeże

otacza niczym dom ściany.

 

Aż nagle wszystko zastyga w wapienne skały,  brązowe

strome i stare,  postawne

w kawałkach i postrzępione,  miejscami z piasku, kwarcowe

tworzące drogi niejawne,

tunele,  tajemne przejścia,  różnice wysokościowe,

jak mają ruiny dawne…

 

Wnet skały  się wypiętrzają  zmieniając się  w las skalisty

stoją  wysmukłe, wysokie,

to muska je lekki zefir,  to znowu wiatr porywisty,

rzeźbiąc w nich bruzdy głębokie,

jak oczodoły i usta,  płynie wśród nich potok czysty,

co tworzy leje szerokie…

 

Nagle las zdaje ożywać,  i migiem się zazieleniać

gdy grube mocne konary,

wypuszczać chcą z siebie kwiaty,  nasiona, by rozprzestrzeniać

to życie na cały stary

kamienny dotąd pustostan i zaczynają go zmieniać

by był już żywy nie szary…

 

Po czym las znika, zostaje  jedyne drzewo potężne,

w górze porosłe krzewami

na mackach jak ośmiornicy ogromne, wręcz niedosiężne,

kryjące pod gałęziami

olbrzymie połacie ziemi,  i głazy z barwy mosiężne,

znieruchomiałe latami…

 

Lecz drzewo wnet się unosi,  i pod nim  wiruje oko,

jak cyklon w różnych kolorach

o mrocznym  centrum co wcina,  się w jego barwy głęboko

i niknie  w fikuśnych wzorach

by się oddalić  zupełnie,  - wszystko to w oknie  szeroko   

otwartym o wczesnych porach

 

 

 

Najpopularniejsze wiersze
Inne wiersze tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeśeli jeszcze go nie posiadasz.

Reklamy
O autorze
nasturcja
Użytkownik - nasturcja

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2014-10-15 17:24:58