Nie być poetą - wiersz
A gdyby tak nie być poetą…
Ból topić w ciężkiej pracy a nie w atramencie
Nie kłamać o tym co było i nie zmyślać tego co będzie
Zostać rozpustnikiem albo ascetą
Nie milczeć na trzeźwo nie upijać się smutno
Żyć byle do przodu, nietrudno i nudno
Nie płacić za wiele nic nie dostając
Nie rozdawać wszystkiego niczego nie mając
Żyć chlebem i wodą nie krwią i rozpaczą
Wśród słów co udają, że jeszcze coś znaczą
Nie szukając gwiazd co spadły na ziemię
Nie wiedząc że istnieje w ogóle rozgrzeszenie
I pełzając cicho w swoim gnojowisku
W pokorze i brudzie obrywać po pysku
Nie być poetą być rzeźnikiem
Mieć ręce czyste i jasną duszę
Doznawać codziennych, przyziemnych wzruszeń
Nie być gorszego boga nerwowym tikiem
Krwawić bezgłośnie płakać z nutami
Nie gadać z dawnymi martwymi wieszczami
Oślepnąć i ogłuchnąć, owidzieć i usłyszeć
Ładnie się wyrażać a nie kląć i krzyczeć
I nie gonić gdzieś mar, idei, widziadeł
Tylko z całym światem dawać sobie radę
Chodzić tylko w przód, patrzeć tylko w ziemię
Nie czekać beznadziejnie na ostatnie rozgrzeszenie
Tylko milczkiem i z uśmiechem swoje dni dotoczyć
Do momentu w którym światło zaczyna się mroczyć
Nie być poetą, zostać katem
Zbierać cenę i liczyć słowa
Żeby niczego już nie było szkoda
Żeby być całym niebem i światem
I nie żałować niczego nie żałować
Niczego na później nie zachować
Nie opancerzać się w rymy i rytmy
Znać tylko jedno użycie dla brzytwy
Wybierać dobrze, postępować słusznie
Żeby życie nie było smutne
Nie wybierać mroku, nie zagaszać gwiazdy
Czy wyrok czasu nie jest dostatecznie straszny?
Nie życzyć sobie, nie złorzeczyć światu
Nie czekać na lekcje życia od wiatru
Tylko czekając co się po śmierci stanie
Z radością wykonywać swoje zadanie
Nie być poetą być człowiekiem
Mylić się i wstawać, wznosić się i padać
Ale nigdy, przenigdy się nie zastanawiać
Nie być gorszego diabła marzeniem…
Z cierpieniem się otrzaskać, z bólem mieć do twarzy
Wiedzieć że tak naprawdę się całkiem nic nie znaczy
I w żadnym razie nigdy bez sensu
Nie marnować – atramentu!