Śniadanie - wiersz
śmiechem rozbijam skorupkę jaja
to nawet nie jest śniadanie
epokowe odkrycie rozkłada bezsens na części
jest w nim linia życia
biegnie nierówno przez stół
spoglądam spoza kubka herbaty
para unosi się w bezkres
nowe wątki nawijam na widelec
nawet spaghetti przy nich blednie
mówisz o pogodzie jak zwykle wyraziście
posypujesz słowa morską solą
chciałam przypomnieć o zakupach
wiem że ich nie znosisz
udajesz obojętność krojąc ser
cholesterol cię kiedyś zabije
żartuję widząć znaczny ubytek masła
mruczysz w odpowiedzi niezrozumiale
za oknem szarówka
na razie brak słońca nam nie szkodzi
mieszam łyżeczką swoje niebo
a dziecko szczerzy dwa zęby