Pewnego dnia Dona Jonson, była zakonnica i opiekunka w sierocińcu, wchodząc do domu, doznaje szoku; na ścianach ktoś pozawieszał mnóstwo czarno-białych zdjęć, budząc w ten sposób demony przeszłości. Dwa dni później policja odnajduje jej zwłoki. Wszystko wskazuje na samobójstwo. Niepokój budzi jednak jedna fotografia, na której denatka stoi w habicie wraz z grupką dzieci. Ślady prowadzą do sierocińca, w którym pracowała wiele lat temu. Ta z pozoru banalna sprawa szybko przeradza się w coś więcej, a ofiar ciągle przybywa. Tylko jak to połączyć w jedną całość? To zadanie dla Jamesa Adamsa i Davida Rossa, detektywów z wydziału zabójstw.
Ta książka to taka jedna wielka zagadka. Nie ukrywam, że życzyłabym sobie bardziej dynamicznej akcji, bo tutaj wszystko toczy się raczej spokojnie, choć trup ściele się gęsto. Chociaż tempo nie grzeszy szybkością to nie mogę powiedzieć, że jest nudno. Owszem, znalazłam kilka zbędnych opisów i niepotrzebnych szczegółów, ale nic mi się nie dłużyło. Autor wprowadza czytelników w zawiłą zagadkę, którą naprawdę ciężko rozwiązać. Mamy kilka różnych wątków, które przez dłuższy czas się ze sobą nie łączą. Ja się czułam, jakbym czytała kilka osobnych opowieści. Powodowało to u mnie lekkie zdezorientowanie, ale też wzmacniało mój czytelniczy apetyt, bo za wszelką cenę chciałam się dowiedzieć, jak autor to wszystko ze sobą powiąże. Trochę musiałam na to poczekać, bo prawdę odrywamy stopniowo, pojawiają się elementy zaskoczenia, aż w końcu wszystko ładnie i sprawnie łączy się w jedną całość. Jako wielka wielbicielka krwawych thrillerów zawsze cenię sobie brutalne opisy. Tutaj ich zabrakło, jest pod tym względem dosyć łagodnie.
Trochę szkoda, że akcja nie została osadzona w Polsce, a w USA. Wynika to z tego, że mieszkam w okolicach autora i byłabym wniebowzięta, gdyby działo się to właśnie w rodzinnym miasteczku pana Arnolda. Wiecie, mogłabym wtedy przejść się po ulicach, poszukać miejsc opisanych w książce itd.
W tym momencie chciałam przybliżyć Wam trochę autora, gdyż książka podpisana jest pseudonimem, który może być mylący i wskazywać raczej na zagranicznego twórcę. A w rzeczywistości jest nim Polak, pan Arnold Płaczek, mieszkaniec niewielkiej śląskiej miejscowości, pracujący jako farmaceuta, a w wolnych chwilach piszący książki. "33 dni prawdy" nie jest jego pierwszą powieścią. W 2013 roku zadebiutował thrillerem medycznym pt. "Anestezja", a za niedługo ukażą się kolejne jego książki.
Przyczepię się trochę do bohaterów. Dwójka detektywów została w moim odczuciu zepchnięta na bok, a szkoda, bo wydają się bardzo ciekawi i z chęcią poznałabym ich bliżej. Nie zaszkodziłoby troszeczkę o ich życiu prywatnym. Jednak jeszcze nic straconego, bo w kolejnych książkach autora ponownie się z nimi spotkamy. W książce jest dużo postaci, co początkowo może wprowadzać mętlik i zdezorientowanie. Ja się trochę gubiłam na początku, ale z czasem nie miałam już tego problemu.
Bardzo zaskoczyło mnie zakończenie, a właściwie wprawiło w osłupienie i chyba pierwszy raz spotkałam się z takim obrotem spraw w kryminale. Czytałam je dwa razy, żeby upewnić się, że wszystko dobrze zrozumiałam. To się autorowi udało, przyznaję! Teraz jestem ciekawa kolejnej książki pana Arnolda.
kingaczyta.blogspot.com
Informacje dodatkowe o 33 dni prawdy:
Wydawnictwo: inne
Data wydania: 2015-03-09
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
9788360891667
Liczba stron: 416
Język oryginału: angielski
Dodał/a opinię:
agnik66
Sprawdzam ceny dla ciebie ...