Jest rok 1973. Paryż. Madeline i Bernard przebywają w tym nad wyraz romantycznym mieście z zupełnie prozaicznych powodów. Praca, o ile można tak nazwać bycie agentami brytyjskiego wywiadu, stanowi niemal całą esencje ich jestestwa. Nie oznacza to oczywiście, że para się nie kocha. Co to, to nie. Ale gdy są w pracy, to ona jest najważniejsza. Tego dnia byli umówieni w jednej z paryskich kawiarenek. Niestety, zwykle bardzo punktualna Madeline się nie zjawiła. Zadzwoniła jednak do właściciela lokalu i przeniosła spotkanie w zupełnie nietypowe dla niej miejsce. Do jednej z najniebezpieczniejszych dzielnic Paryża. Dlaczego? Bernard, już dość poważnie zaniepokojony pognał czym prędzej na spotkanie z żoną. To co zastał na miejscu w niczym nie przypominało tego, czego mógł się spodziewać. Madeline, zamiast przywitać go z otwartymi ramionami, leżała martwa, a on sam… chwilę później również zginął. Dwadzieścia lat później, na przyjęciu organizowanym z okazji Dnia Bastylii przez hrabiego Hugh Lovata, dochodzi do incydentu, który na zawsze zmienia życie kilku bliskich hrabiemu ludzi. Jordan i Beryl, bo o nich przede wszystkim mowa, dowiadują się, w jakich okolicznościach przed laty zginęli ich rodzice. Niestety nie jest to ta sama historia, którą raczył ich wujek od lat. Czemu ich okłamywał? Jakie fakty wyszły na jaw? Gdzie doprowadzą ich poszukiwania odpowiedzi na pytania, które dopiero teraz zaczęły kiełkować w ich głowach? By się tego dowiedzieć koniecznie należy sięgnąć po powieść Tess Gerritsen, zatytułowaną Śladem zbrodni.
Długo się zastanawiałam co jest nie tak. Bo ewidentnie coś musiało być nie tak, skoro nie byłam tak zadowolona w trakcie lektury książki Tess Gerritsen, jak to zwykle mam w zwyczaju. Analizowałam, dumałam i… w końcu zrozumiałam. To nie z książką był problem, a ze mną. Dopiero co skończyłam książkę Tess, w dodatku pochodzącą z bardzo fajnej serii, w związku z tym nieustannie porównywałam tamtą pozycję ze Śladem zbrodni. No i takie porównanie niestety było „odrobinę” niekorzystne. W powieści brakowało wyraźnie zarysowanych postaci, jakiejś magicznej otoczki wokół nich, powodującej, że chciałoby się dowiedzieć o nich czegoś więcej, że miałoby się ochotę zachować je w pamięci. Zarówno Beryl jak i Richard są kolejnymi, prosto skonstruowanymi postaciami, odgrywającymi przypisane im role. Nic dodać, nic ująć. Ogólnie powieść czyta się dobrze, choć czasami, mimo szybko rozwijającej się akcji – wieje nudą. Niby trup ścieli się gęsto, są intrygi, są pościgi, jest bardzo ciekawy wątek przewodni, ale to nie to samo co seria o Jane Rizzoli. Niemal na samym początku odkryłam, kto jest, a w zasadzie był dwadzieścia lat wcześniej podwójnym agentem. Nie spodziewałam się jednak tego, jak bardzo skomplikowana będzie cała intryga i jak wiele wątków pobocznych będzie z nią powiązanych. Dzięki temu mogę powiedzieć, że czuję się usatysfakcjonowana intelektualnie. Dawno nie musiałam się tak natrudzić, by połączyć wszystkie nitki w jedną całość i zrozumieć, co wydarzyło się dwie dekady wcześniej. Zachęcam do przeczytania.
Wydawnictwo: HarperCollins Polska
Data wydania: 2012-09-05
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 300
Tytuł oryginału: In Their Footsteps
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Żuławnik Jacek
Dodał/a opinię:
Sylwia Szymkiewicz - Borowska
Położone nad jeziorem Locust miasteczko Tranquility wydawało sie oaza spokoju. Doktor Clair Elliot osiedla sie tutaj wraz ze swoim nastoletnim synem Noahem...
Jordan jest złodziejem dżentelmenem, Clea sprytną i doświadczoną włamywaczką. Spotykają się w sypialni pewnego milionera, do której przybyli w celach...