Cień gejszy

Ocena: 4.71 (17 głosów)
opis
CIEŃ GEJSZYMoja nocna podróż.A teraz czas, na książkę ‘Cień Gejszy” Anny Klejzerowicz. Był wieczór, za oknem księżyc rozpoczął dość mozolne wdrapywanie na nieboskłon. Jego walka z szarością i gęstością chmur była widoczna. A ja zerkając od czasu do czasu na ten widok trzymałam w rękach książkę. Właśnie tę książkę. Okładka. Tajemnicza, spokojna a jednocześnie intrygująca. Kim jest ta kobieta?-myślę. Jej strój. Piękny, kimono tak misterne…A te włosy?…Bajka. Podziwiam ją. Wydawnictwu REPLIKA naprawdę należą się wielkie brawa. Zamyślam się, już sama okładka spowodowała, iż przeniosłam się do Kraju Kwitnącej Wiśni. I lekko, jakby rozgoryczona spoglądam w okno…U mnie na moim podwórku rośnie jedynie stary, schorowany kasztan. To nie te same klimaty, więc tym prędzej zabieram się do czytania. I nagle czuję się jakbym wsiadła w Wehikuł Czasu. Niesamowite, myślę. Przyglądam się uważnie -czytam i cierpnie mi skóra. Dlaczego? Brr, śmierć? Kim są? I dlaczego? Poprawiam się nerwowo, na fotelu, [ dziś jest mój, kotki śpią w swojej „kociej antresoli” ] Czytam dalej, przyłapując się na tym, że przerzuciłam aż dwie strony. Dlaczego? Przez przypadek. Wracam, ale o dziwo…Jestem w moim, naszym czasie- Wehikuł tym razem poszybował do … dziś?. I jest. On. Znam go, myślę. Fajnie jest. Zerkam przez jego ramię, poprzez małe litery, coś czyta? Ekran mieni się błękitną łuną. Czuję, że mój znajomy bohater zaczyna się denerwować. Dlaczego? -myślę. Ah no tak. I mnie by to zagniewało i zaintrygowało…Ktoś wchodzi. O, o kobieta? I znów coś znajomego. Imię. Jakże bliskie memu sercu. Uśmiecham się i z aprobatą kiwam głową. Mokro tam u nich, pada. A u mnie? Księżyc wygrał z szarymi, mglistymi chmurami. Raźnie i dziarsko zagląda mi w okno. Ale jest wielki, myślę i przez ułamki sekund podziwiam go. I znów…Książka i oni. Oni oboje. Już wiem, kim są i ile znaczą dla siebie. I zaczyna się robić ciekawie. Bardzo ciekawie. To, co ukazuje ekran, na co patrzymy wspólnie, choć ja wciąż poprzez rzędy liter, jest nie tylko zastanawiające, ale i mówiąc dosadnie, wkurzające. Ja bym nie chciała tego zaznać. To niemiłe, myślę. Mój znajomy bohater i ja przeżywamy szok. Ale nie…Tylko ja. On czegoś się domyśla. Ma teorię? Podążam, więc za torem jego myśli. Poddaję się i przestaję sama dedukować. On to zrobi lepiej, choć czasem mnie kusi, wyprzedzić fakty. Ale jakie? Jak sądzicie? Oj nie…Sami musicie się tego dowiedzieć. W każdym razie ja i oni sięgamy po papierosa. Nerwy? Moje i jej, na pewno, ale on? …On jest spokojny. Może. A może tylko tak mi się zdaje? Krok po korku, strona po stronie za jego i jej sprawą sięgam do najpiękniejszej i dla mnie części…Historii? Czy najmroczniejszej części afery? Nie czytam a łykam kolejne strony. Pies na sekundę odwrócił moją uwagę, położył się u moich stóp. Lecz tym razem nie pogłaszczę Maksia. Musi poczekać. Książka. Następna i następna strona. Emocje i nerwy, ciekawość mnie zżera a czasem we władanie bierze mnie niezrozumienie. Dlaczego?-myślę. Śmierć. Zagadka i one…To powód tego całego zamieszania? Śmierci? Chyba tak, ale nie daję wam 100 % pewności. Niby są tylko pamiątką przeszłości, niby nie mają wielkiej wartości, ale chyba to nie prawda, myślę. Coś muszą znaczyć. Zastanawiam się i mój bohater oraz ona, pomagają mi zrozumieć. Wiele osób, bohaterów mi pomaga. Jestem pośród nich. Przysłuchuję się -czytam- dzięki liniom, rzędom liter, i każdej kolejnej rozmowie. Nagle pozwalają mi zrozumieć. Naprowadzają na trop. Dobrze jest. Już wiem. Rozpiera mnie radość, ale krótko? Czyżbym znów się pomyliła w osiądzie?- Zastanawiam się. Lecz nie…Znów przychodzą mi w sukurs, cieszę się. Sporo ludzi, bohaterów ukazuje mi prawdę, tę jej część, o której nie wiele wiedziałam. Och ten piękny Wiśniowy Kraj…I oni wtedy, tak dawno temu i to, co im zabrano? Stłamszono? Zabito? Robi mi się smutno. Ale zaczynam rozumieć, choć boli. Wtedy wiecie, co robię? Wątpię abyście się domyślali…Tym razem zdradzę Wam, co wywołuje uśmiech, aż mam ochotę zatańczyć – mimo wszystko- Bolero… A może już to Wam zdradziłam? Wzdycham z lekką nutką ubawienia? Być może. Gra słów, czy też „wspólne” nazwy” Dowiecie się tego tylko w jednym przypadku…Wiecie jakim? Na pewno tak. Jak weźmiecie tę książkę do ręki i wnikniecie, tak jak ja wtedy, w ten świat… Spoglądam raz jeszcze na okładkę i spontanicznie pytam tej kobiety, stojącej do mnie tyłem i niechcącej ukazać mi swojej twarzy. Ale ja niezrażona po chwili szepczę: „ To ty? To twój fragment życia? I jego? Tego, którego kochałaś? „ Parę sekund zadumy, w mój umysł wkrada się nostalgia za czymś…Za czym?-myślę. Za miłością? Chyba tak, ale również za prawdą? I ja chcę ją poznać. Szybko wracam do zakładki, małego piórka {prezent od synów} Czytam…I znów otrzymuję fantastyczna, pisaną ręką Anny Klejzerowicz dawkę historii i sztuki, ale nie tylko. Wierzcie mi. Jej bohaterka, o jakże znajomym i lubianym przeze mnie imieniu, jest skarbnicą wiedzy. Niemal czuję dumę. Czy wszystkie kobiety o tym imieniu są takie? Zastanawiam się i od razu sobie odpowiadam nieskromnie: „Pewnie, że tak Marto” Znów uśmiech. Czujecie się zaintrygowani? Nie chcę słyszeć: „ NIE” {Oczywiście żartuję.} Ale jeśli nie sięgnięcie po tę książkę, w sposób nieodwracalny, stracicie jedyną okazję na to, aby dopiero na jej końcu krzyknąć: ” To ten bohater {ka}?! A może bohaterowie? Nie wiecie? Pewnie, że nie…Ale możecie to nadrobić. Wiecie jak? Czytając powieść. A ja? W mojej głowie kłębią się myśli….Nie możliwe, mówię prawie na głos. I czytam kolejną stronę. Nic w tej powieści nie jest przewidywalne, aż do ostatniej strony. I jest w niej jeszcze, te moje ulubione, złoto miedziane Bolero. Uśmiecham się. Żal mi się żegnać z bohaterami, wracam do przedostatniej strony. Czytam raz jeszcze. I Wzdycham. Szkoda, że to już koniec, naprawdę. Tyle się dowiedziałam, poznałam i zrozumiałam…Przeszłam przez tyle zawiłych, krętych dróg, dzięki moim książkowym bohaterom. Przeprowadzili mnie, najsubtelniej jak umieli, po labiryncie intryg, kłamstwa, i… Znów odsyłam Was do powieści…A ja się zastanawiam bo przecież być może Ona to zrobiła, Anna Klezerowicz? Siedzę zamyślona. Do pokoju wchodzi mąż :” Martusiu, jeszcze nie śpisz? Niemożliwe. Spojrzyj na zegarek…Jest niemal czwarta nad ranem „ – mówi a ton jego głosu brzmi tak, jakby sam nie wierzył, że to już ta pora. Ja również. Patrzę zdziwiona. Nie czułam upływających minut, godzin. Byłam tam, z nimi, moimi przyjaciółmi.Zapomniałam się, zatraciłam. Gdy odkładam książkę, nasycona wiedzą i przesycona emocjami, tym fajny wibrującym po moim ciele dreszczykiem, cicho mówię: ” Jeszcze do was wrócę” Bo do takich książek się wraca. To Wam gwarantuję Wy również tak uczynicie. Dziś, może z mniejszą dawką tajemniczości, enigmatyczności napisałam o mojej przygodzie, jaką odbyłam dzięki książce „Cień gejszy” Anny Klejzerowicz, ale wiecie dlaczego? Z pewnością nie zgadniecie. Znów Wam podszepnę. 252 stron, czytanych z zapartym tchem, zapominając o spływającej ku brzasku nocy…Powinno Wam dać coś dać do zrozumienia. I to miasto. Jej miasto. Kogo? {Uśmiecham się rozbawiona} Znów tajemniczo piszę?. Jak sądzicie, co mam na myśli pisząc o mieście? Ono jest równie piękne, co moje i równie kochane przeze mnie jak Jej przez Nią…Wiecie, czego jeszcze doświadczyłam oprócz tego, że Anna Klezerowicz i oni, Jej bohaterowie, zabrali mnie Wehikułem Czasu w te i z powrotem? Zakochałam się w Kraju nie tylko Kwitnącej czy też Pachnącej Wiśni, ale zakochałam się w Jej mieście. Mieście z równie wspaniałą historią. {Jak moje} Nawet gdybym i ja teraz, napisała nie 252 stron, tej recenzji, eseju…a 25252 stron, nie oddałabym ani jednym słowem tego, co dane mi było tak naprawdę doświadczyć. Więc powiem krótko- tej książki nie można nie przeczytać. Za dużo stracicie. Wierzcie mi. A wracając do tamtych chwil…Idę do sypialni za mężem, za mną drepczą pies i trzy kotki a ja nadal mam ochotę się cofnąć do dużego pokoju, do mojej półki z książkami i spojrzeć na okładkę, zerknąć choćby pobieżnie na tekst. Przeżyć to raz jeszcze. Czy to Wam nie daje do myślenia? Daje, daje…Wiem to. Jak szybko nastaje świt, myślę patrząc w okno mojej sypialni. Kładę się do łóżka. Ale nie zasypiam od razu…Wciąż ze mną i pod moimi powiekami są oni…Moi przyjaciele z tej powieści. Przy ostatnim głośnym westchnieniu zasypiam. Sen jest dziwny…Stoję na zielonej łące, przesycona jest tą barwą. Do uszu dochodzi delikatny pomruk wody…Po chwili staje się coraz głośniejszy. Spoglądam w dal. Moim oczom ukazuje się błękit morza i biel, niczym welon panny młodej, fal…I one tańczą poddając się płynnemu szumowi i subtelnej sile wiatru. W oddali widzę coś jeszcze…Dziwne i niemożliwie, myślę. To „Mikasa”. Aż mi dech zapiera. Spoglądam z niedowierzaniem. Kręcę głową i nagle doznaję olśnienia. A może to tylko ogromne, czerwono pomarańczowe słonce, rzuca ogniste promienie wprost w źrenicę moich szaro niebieskich oczu? Nie wiem. Nie ważne. Teraz to nie ma znaczenia. Wciąż patrzę na potężny, ogromny i jakże lśniący w słońcu okręt. Nie to nie okręt? –myślę. Dochodzę do wniosku, że nie znam się na tym. A szkoda. Dodaję nieco rozgoryczona. Ale wciąż patrzę na niewiarygodnie piękny pancernik. Nagle mam wrażenie, że unoszą mnie mewy…Lecę nad grzbietami fal, nad spienionym morzem, z dala dostrzegam kontury miasta. Znam to miasto, myślę…Znów unoszą mnie ptaki…oddalam się od linii brzegowej, od miasta. Jestem nad pancernikiem. Spoglądam na biegających po nim ludzi. Są jak mrówki. Ale ja dostrzegam ich rysy, a nawet kolor oczu. Już wiem, kim są i wiem, dlaczego tu są. Morze zaczyna mnie nagle kołysać. Mam wrażenie, że niosą mnie fale, jakbym została uwolniona przez mewy. Ale nie. To złudzenie. Mimo to wiem, że jestem pośród nich, tych ludzi. I widzę, lecz nie odczuwam bólu, jak „Mikasa” płynie. Nagle ogień…czuję potężny wstrząs. A może to fale? Nie, to wybuch…Już wiem. Wojna. Tylko, kto, z kim walczy?…I znów czuję jak unoszą mnie mewy, w górę, wysoko, wysoko… Wtulam się w miękkie, jakże delikatne ich skrzydła. Wtedy dostrzegam tych drugich…Oni są wrodzy, wściekli. Kim są? Flaga? Tak flaga imperium…Romanowie są wszędzie myślę. Znów czuję kołysanie. Morze, choć wciąż wzburzone, spienione i gnające każde ziarno piachu już mnie nie przeraża…Czuję się bezpieczna. Znów łąka…Znów muskający moja twarz zefirek i miękka, soczysta barwą, trawa. Kładę się na nią, przytulam do każdego niemal źdźbła. Zasypiam…A może właśnie się budzę? Mój mąż stoi nade mną ” Wstań kochanie. Kawkę ci zrobiłem” – mówi a ja się przeciągam, uśmiecham i zrzucając kruszynki snu z powiek mówię: ” Ale miałam sen. Był niewiarygodny”A jeśli chcecie wiedzieć, dlaczego miałam taki sen i co on mógł oznaczać, zadziwię Was, ponieważ odsyłam do książki Anny Klejzerowicz” Cień gejszy” Wówczas pojmiecie, każdą zawiłość moich słów i mojego snu. Zapraszam Was do lektury, ja i oni…Bohaterowie, dzięki którym poszybowałam po błękicie i bezkresie nieba na skrzydłach mew. A może to dzięki Annie Klejzerowicz? Jak sądzicie? Ja już wiem.Marta Grzebuła.

Informacje dodatkowe o Cień gejszy:

Wydawnictwo: Replika
Data wydania: 2011 (data przybliżona)
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN: 9788376744063
Liczba stron: 252
Język oryginału: polski
Tłumaczenie: Michał Piotrowicz
Dodał/a opinię: Marta Grzebuła

więcej

POLECANA RECENZJA

Zobacz opinie o książce Cień gejszy

Kup książkę Cień gejszy

Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Cytaty z książki

Na naszej stronie nie ma jeszcze cytatów z tej książki.


Dodaj cytat
REKLAMA

Zobacz także

Recenzje miesiąca
Paderborn
Remigiusz Mróz
Paderborn
Fałszywa królowa
Mateusz Fogt
Fałszywa królowa
Między nami jest Śmierć
Patryk Żelazny
Między nami jest Śmierć
Zagraj ze mną miłość
Robert D. Fijałkowski ;
Zagraj ze mną miłość
Ktoś tak blisko
Wojciech Wolnicki (W. & W. Gregory)
Ktoś tak blisko
Serce nie siwieje
Hanna Bilińska-Stecyszyn ;
Serce nie siwieje
The Paper Dolls
Natalia Grzegrzółka
The Paper Dolls
Słowa wdzięczności
Anna H. Niemczynow
Słowa wdzięczności
Zranione serca
Urszula Gajdowska
Zranione serca
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy