Marshalsea. Dźwięk tego słowa wywoływał przerażenie na twarzy osiemnastowiecznego mieszkańca Londynu. Zwłaszcza za rządów Actona vel Rzeźnika. Smród, brud i śmierć. Z Marshalsea nie wychodziło się lepszym człowiekiem, o ile się z niego w ogóle wychodziło… Wejdźcie do tego czyśćca dla zadłużonych dusz.
Uwielbiam osiemnasto- i dziewiętnastowieczny Londyn, dlatego „Diabeł z więzienia dłużników” jest dla mnie bardzo pociągający. Wyobraźcie sobie niewielką przestrzeń, gdzie musi zmieścić się trzydzieści-czterdzieści osób, które załatwiają w tym miejscu wszelkie swoje potrzeby fizjologiczne, chorują i umierają – i oto macie wizję strony dla pospólstwa w Marshalsea. Naturalizm opisów, brutalność tego świata są zestawione z bogatą częścią społeczności (nawet tak małej jak więźniowie Marshalsea) i ten kontrast jest nie tylko szokujący, lecz także… zabawny. W sarkastyczny sposób. Kryminał Antonii Hodgson jest bowiem pełen nie tylko brutalnych scen związanych z wszechobecną śmiercią, ale przede wszystkim humoru. Dziwne? Niekoniecznie, jeśli weźmiemy pod uwagę, że to jedna z niewielu rzeczy, które mogły przynieść więźniom ulgę w cierpieniu.
Więcej na portalkryminalny.pl
Wydawnictwo: Amber
Data wydania: 2015-01-13
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 448
Dodał/a opinię:
Marta Zagrajek