Długo czytałam tę książkę, naprawdę długo - ponad tydzień, co w moim przypadku jest czymś niemal niespotykanym. Nie dlatego, że była koszmarnie zła. Nie dlatego, że nie podobała mi się. Nie dlatego, że raził mnie styl autora albo dlatego, że postacie i fabuła były do niczego. Było wręcz przeciwnie. Czytałam ją ta długo, bo niczego tak mocno nie pragnęłam, jak spędzić z nią możliwie jak najwięcej czasu. By wryła się w moją pamięć, zapadła w serce i niczym charakterystyczne zapachy z lat dzieciństwa wsiąkła w mury mojego domu.
Biorę ją do ręki, dotykam, wertuję strony i chcę o niej opowiedzieć. Opowiedzieć w piękny sposób, bo i książka piękna... Tylko jakich słów użyć? Wiem! Posłużę się cytatami! Nie, to niemożliwe, wszak jej drobne papierowe ciało upstrzone jest kolorowymi zakładkami indeksującymi - na tylu stronach tyle słów godnych zacytowania, bijących się o palmę pierwszeństwa. Może umieścić je wszystkie w moim tekście? Zrezygnować z moich wynurzeń i pozwolić, by opowieść zareklamowała się sama? Ale kto widział opinię zbudowaną z samych cytatów? Nikt, ja też nie, więc pozwólcie, że opowiem Wam o pewnym domu, który poznałam za sprawą książki Piotra Adamczyka pt. "Dom tęsknot".
Ów dom stoi daleko od mojego, bo we Wrocławiu, ale mam silne wrażenie, jakby istniał w moim sąsiedztwie. Jakbym codziennie go widziała, opuszczając swoje cztery ściany i jakbym za sprawą czapki niewidki mogła podglądać życie jego mieszkańców. Szczególnie bliskie jest mi mieszkanie po znanym niemieckim pisarzu, Gustavie Freytagu, którego powojenne losy wygnały z Polski, a jednocześnie pozwoliły zamieszkać w jego czterech ścianach osobliwym rodzinom. Jako pierwsza osiedliła się tam rodzina, zdająca się składać z trzech elementów różnych układanek. On - były partyzant podśpiewujący sobie pod nosem zagrzewające do boju piosenki, którego drażni niemal wszystko, co niemieckie. Ona - córka Niemców, która wierzy, że do Wrocławia oraz mieszkania, w którym obecnie przebywają, wrócą ci, których wygnano. I on - mały Piotruś, który w rezolutny, bezpośredni i bardzo wnikliwy sposób opowiada o PRL-owskiej codzienności widzianej oczyma dziecka. A codzienność ta co rusz go zaskakuje, co chwilę stawia przed nim nowe wyzwania, przygody i niepowtarzalne przeżycia. To, co na zawsze zapadnie mu w pamięć, dzieje się w dniu, w którym postawiono mur berliński. ,,We Wrocławiu?" - ktoś zapyta. Tak, właśnie tu stanął mur berliński, dzielący ich mieszkanie na dwie części: jedną dla niego i jego rodziców, a drugą dla rodziny żydowskiego pochodzenia. Jakaż to ważna rodzina dla Piotrka! Ważna, bo w jej skład wchodziła Laurka - piękna dziewczynka o uroczym uśmiechu, wobec której mały Piotruś miał jakże poważne plany jak na swój niedojrzały wiek - Laurka miała pewnego dnia zostać jego żoną.
Tak życie Piotrusia kręciło się wokół miłości do Laurki, rodziców, kamienicy i jej mieszkańców oraz tej specyficznej powojennej rzeczywistości, w której wielu tak trudno było odnaleźć się. Piotruś wszystko obserwował i opisywał z rozbrajającą szczerością i humorem charakterystycznym dla dorastającego chłopca. Całość bardzo dobrze obrazowała ówczesne czasy, rys historyczny PRL-u i wszystko to, co dla niego jest tak typowe (sama z rozrzewnieniem wspominałam czasy, gdy jak na wielki skarb oczekiwało się paczki pocztowej od rodziny z Niemiec).
Zatem mamy tu elementy powieści historycznej, specyficzną sagę rodzinną, odrobinę magii, dużo legend, postacie rzeczywiste oraz fikcyjne i mamy uczucia. Uczucia podane w bardzo charakterystycznym dla Pana Adamczyka stylu, w którym prostota i romantyzm tworzą bardzo zapadający w pamięć, zmysłowy taniec słów. Przykład?
Brak mi twojej dłoni w moich rękach - szeptałem - twojego głosu w moich uszach, twoich warg na moich ustach, twojego uśmiechu w moich oczach. Czasami mam wrażenie, że wszystko wokół wariuje z tęsknoty i nawet mojej podłodze brak przez ciebie piątej klepki[i].
Cóż więcej mogę rzec? Chyba tylko tyle, że uległam, ba, wręcz oddałam się podana na tacy Piotrowi Adamczykowi. Ma mnie całą i najpewniej może zrobić ze mną, co zechce, bo w stylu tego pisarza można się zatracić, zakochać i przepaść bez pamięci - to poezja w prozie (o ile mogę tak to nazwać).
Laurka razu pewnego, rozmawiając z Piotrusiem, stwierdziła, że tęskni za tym, co będzie. Piotruś tym wyznaniem szczerze zdziwiony odparł, że nie da się tęsknić za tym, czego jeszcze nie było, ale ona dalej obstawała przy swoim. I wiecie co? Ta mała dziewczynka miała rację. Wszyscy bohaterowie "Domu tęsknot" tęsknili chyba najbardziej za tym, co ma dopiero nadejść (tylko niektórzy za tym, co minęło). A ja wraz z nimi - tęskniącym wzrokiem wypatruję pięknego jutra. Ach! I nowej książki Piotra Adamczyka - tęsknię za nią!
Ocena: 6/6
[i] P. Adamczyk, Dom tęsknot, Agora, Warszawa 2014, s. 423.
Na blogu: http://www.ksiazkowka.pl/2015/01/dom-tesknot-piotr-adamczyk.html
Informacje dodatkowe o Dom tęsknot:
Wydawnictwo: Agora
Data wydania: 2014-09-12
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
978-83-268-1352-8
Liczba stron: 512
Język oryginału: polski
Dodał/a opinię:
Sprawdzam ceny dla ciebie ...