Elizabeth, trzydziestokilkuletnia (a więc w tych czasach już nie taka młoda) Angielka, wylądowała w Rzędzinach również trochę dzięki zbiegowi okoliczności. Otwierając uroczyście szkołę w pobliskiej miejscowości, będącej rodzinnymi włościami niemieckiego męża, hrabiego von Arnima, zakochuje się w jego dawno zapomnianej i zaniedbanej rezydencji, otoczonej parkiem. Restauruje więc dom, zakłada ogród, iście angielski, czego nie rozumieją uporządkowani Niemcy. Tutaj też, w otoczeniu kwiatów, gości i trójki dzieci, pisze książkę, w zasadzie pamiętnik, który w ciągu dwóch lat po pierwszym, doczeka się aż dwudziestu jeden wydań.
Ciężko jest być kobietą nowoczesną i "inną" u schyłku XIX wieku. Ciężko być wielbicielką samotności i przyrody, kiedy z Europie szaleje mania przeprowadzania się do miat i kwitnie życie towarzyskie. Ciężko też być żoną człowieka, który twierdzi, że bicie kobiet jest gwarantem ich szczęścia. Co nie oznacza, że uskutecznia proceder na własnej żonie, ale jednak... W takich właśnie warunkach przyszło żyć Elizabeth-autorce i Elizabeth-bohaterce, których życia i poglądy są moim zdaniem tożsame.
Nie jestem miłośniczką ogrodów, a szczególnie ich pielęgnowania, ale atmosfera Elizabeth i jej ogrodu jest absolutnie magiczna. To prawdziwy kunszt (także translacyjny!) pisać w sposób tak sugestywny, inteligentny i pełen nawiązań do innych dziedzin życia (Przecież nie ma ani jednej niemieckiej książki ogrodniczej, która nie zsyła wszystkich róż herbacianych do cieplarni, nie zamyka ich tam dożywotnio (...). Niewątpliwie była to czysta ignorancja, ze tam, gdzie teutońskie anioły nie ośmieliłyby się postawić stopy, ja radośnie wbiegałam, narażając moje róże herbaciane na chłód zimy (...)). Przyjdzie jeszcze Elizabeth za tym ogrodem i tym dworem zatęsknić, kiedy życie rzuci ją do Anglii, potem do Francji, czy wreszcie do Stanów. To tu spędzi najpiękniejsze chwile mimo wszystko u boku Gniewnego (hrabiego von Arnima) i trzech córeczek - Dziecka Kwietniowego, Majowego i Czerwcowego - jak pięknie nazywa domowników.
Język von Arnim jest giętki, czasem może nieco patetyczny, ale zawsze świadczy o elokwencji, poczuciu humoru i ironii autorki.
Ironicznie odnosi się nie tylko do różnic między płciami, ale i do różnic kulturowych między Niemcami a Anglikami (W tej części świata im bardziej jesteś zadowolony, że kogoś widzisz, tym bardziej ten ktoś jest niezadowolony, że widzi ciebie. I na odwrót., jeśli ty jestes nieuprzejmy, on będzie coraz bardziej zadowolony (...)). Ma też niebywałą umiejętność wydobywania ze swych postaci cech charakterystycznych - czy to charakteru czy wyglądu (Jej nos nie jest zły, u kogoś innego byłby nawet ładny; ale ona nie wie, jak go nosić, a to naprawdę sztuka nosić nos pod właściwym kątem i, doprawdy, nosy nie powinny służyć tylko do wycierania).
Elizabeth i jej ogród to książka pięknie napisana, ale i pięknie wydana. Wydawca zamieścił nawet współczesne (lub najnowsze jakie istnieją, bo dworu von Arnimów już nie ma) zdjęcia parku, w którym znajdował się ogród, samej posiadłości oraz szkoły, którą w 1895 roku otwierała uroczyście autorka.
Całość pozwala uchylić rąbka zupełnie innego świata, tego który dawno już za nami, ale który jest przyczyną tego, że dziś jesteśmy w tym miejscu, w którym się znajdujemy.
Wydawnictwo: MG
Data wydania: 2011-03-03
Kategoria: Literatura faktu, reportaż
ISBN:
Liczba stron: 160
Dodał/a opinię:
Natalia Szumska