Kiedy pada hasło ,,lekarz-pisarz" na myśl od razu przychodzą nazwiska takich sław jak Robin Cook, Michael Palmer, czy Tess Gerritsen - mistrzowie thrillera medycznego, oblegający rynek wydawniczy od lat. Lisa Genova jest stosunkowo młodą autorką, z wykształcenia neurobiologiem, sama opłaciła wydanie swojej debiutanckiej powieści ,,Still Alice" i bardzo dobrze, bo jest to wybitna książka. Najpierw usłyszałam o filmie, gdy jedna z moich ulubionych aktorek - Julianne Morre, została uhonorowana Złotym Globem i Oscarem za wcielenie się w postać profesor psychologii na Harvardzie - Alice Howland. Dopiero później doczytałam, że film jest ekranizacją powieści; inspiracją dla autorki była choroba jej babci.
Dzięki wprowadzeniu narracji pierwszoosobowej możemy spoglądać na świat oczami Alice, która pierwsze oznaki choroby bierze za spowodowane stresem, niedosypianiem, wiekiem i menopauzą. Początkowo są to drobnostki: tu ucieknie słowo, zapomni o spotkaniu, jednak gdy podczas joggingu nagle traci orientację w terenie i wpada w panikę w doskonale znanej sobie lokalizacji, nadchodzi czas na konsultacje lekarskie. Diagnozę poznaje dość szybko - wczesna postać Alzheimera, jednak jak możemy się przekonać choroba postępuje bardzo gwałtownie i odziera tę zaledwie pięćdziesięcioletnią kobietę z tożsamości i życia zawodowego, które dotąd definiowało ją jako osobę. W ciągu zaledwie dwóch lat, bo tyle mniej więcej trwa akcja powieści, Alice zapada się w otchłaniach własnej niepamięci. W niektórych momentach występowały celowe powtórzenia, mające pokazać jak Alice zapomina o tym, co chwilę wcześniej myślała i robiła. Kobieta przygotowuje sobie zestaw pięciu pytań, gdy odpowiedzi zaczną sprawiać jej problem ma zapoznać się z odpowiednim dokumentem na dysku i wypełnić instrukcje, czyli de facto popełnić samobójstwo, jednak na szczęście nim znajdzie tabletki, zapomni, że ich szukała.
Warto również zwrócić uwagę na dzieci Alice i Johna: Annę, Toma i Lydię, zwłaszcza z tą ostatnią Alice nie mogła dojść do porozumienia w sprawie studiów, bo Lydii zależało na byciu aktorką, nie na nauce. Widzimy różnice w postępowaniu rodzeństwa, Anna i Tom decydują się przeprowadzić badania genetyczne, a Lydia - outsiderka się wyłamuje. W ten sposób Anna decyduje się na zabieg in vitro i nie przekazywanie dzieciom genu odpowiedzialnego za chorobę. Decyzja o poddaniu się badaniom musiała być trudna dla nich wszystkich, czy żyć ze świadomością ryzyka zachorowania, czy czerpać z życia jak najwięcej i martwić się dopiero później? Widzimy również jak choroba zbliża Alice i Lydię, skłania je do częstszych rozmów od serca i lepszego zrozumienia siebie nawzajem, umacniająca się więź matki i córki jest chyba jednym z pozytywniejszych wydźwięków tej książki.
Historia Alice wstrząsnęła mną i jednocześnie bardzo mnie wzruszyła, zwłaszcza w dwóch momentach: kiedy Alice wygłaszała przemowę na temat Alzheimera na konferencji i wszyscy zaczęli jej klaskać oraz podczas ostatniej sceny z Lydią, gdy córka czytała jej monolog i spytała, o czym to było, na co Alice odpowiada, że o miłości. To było niesamowite. Zdziwił mnie brak grup wsparcia dla chorych, tak jakby nie dostrzegało się ich potrzeb, bo i tak o tym zapomną? W inicjatywie Alice można dostrzec jej charakter i chart ducha, potrzebę towarzystwa kogoś, kto przeżywa to samo i dla kogo nie będzie ciężarem.
Z innej strony zupełnie nie mogłam rozgryźć Johna - męża Alice. Było widać, że po latach ich miłość trochę straciła żar i przygasła, ale nie mogłam zrozumieć, dlaczego tak egoistycznie upierał się przy przeprowadzce do Nowego Jorku i rozwijaniu własnej kariery zawodowej, zamiast wykorzystać ostatnie chwile świadomości Alice i spędzić czas z ukochaną osobą. Smutno mi się robiło, kiedy próbował decydować za nią, gdy ona wyraźnie mówiła, że nie chce się wyprowadzać, dzieci również były za pozostawieniem matki w Cambridge, gdzie jakby nie było żyłaby w znanym sobie środowisku, co na pewno byłoby łatwiejsze niż zaczynanie wszystkiego od nowa. Kolejna rzecz, która raziła mnie w rodzinie Howlandów po zdiagnozowaniu choroby u Alice to mówienie o niej tak, jakby nie było jej w pomieszczeniu.
Książka napisana inteligentnie, wzruszająco i momentami zabawnie, na pewno nie można przejść obok niej obojętnie. To jedna z tych książek, które pozostawiają po sobie ślad w pamięci i skłaniają do przemyśleń. Ostatnio czytałam ,,Słowa pamięci" Rowan Coleman o bardzo zbliżonej tematyce i cieszy fakt, że Alzheimer przestaje być tematem tabu, ocenianym jako przypadłość starszych ludzi, o których głośno się nie mówi. Obie autorki stworzyły wspaniałe powieści z wątkiem medycznym, nie epatując krwią i flakami z każdej strony, a tworząc obyczajowo - rodzinną historię zmagań z utratą własnego ja.
Na pewno wkrótce sięgnę po kolejne książki tej autorki: ,,Lewa strona życia" i ,,Sekret O'Brienów" zapowiadają się dość ciekawie.
Informacje dodatkowe o Motyl:
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Data wydania: 2011-06-12
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
978-83-61386-06-3
Liczba stron: 350
Dodał/a opinię:
dayna15
Sprawdzam ceny dla ciebie ...