Kilka tygodni temu rozpoczęłam nową pracę i w związku z tym dojeżdżam codziennie autobusem po czterdzieści minut w jedną stronę. Oczywiście wiadomo, że czas ten pożytkuję na czytanie. Niestety warkot starych silników i ogólny gwar nie sprzyja zbyt ambitnej lekturze, podczas której trzeba się skupić maksymalnie. Wyszukałam więc stosik książek, które wydawały mi się trochę lżejsze lub nawet całkiem lekkie i po kolei będę zabierać je do autobusu. Na samej górze chyba niezupełnie przypadkowo znalazła się książka Magdaleny Kulus Nie tylko o łajdakach. Piszę nieprzypadkowo, bo zaciekawiła mnie notka na okładce, choć zwykle staram się ich nie czytać, a także pokrótce przedstawiona sylwetka samej autorki. Filolożka z wykształcenia, gawędziarka z zamiłowania. Blogerka i recenzentka literatury dla najmłodszych (popełniła pracę o Ani z Zielonego Wzgórza!) napisała książkę o wewnętrznym dojrzewaniu i wyzwalaniu się z ograniczeń, które nakłada na nas rodzina, otoczenia, a wreszcie – my sami. Ciepła opowieść o tym, że droga do szczęścia być może nigdy się nie kończy…
No więc zabrałam książkę pod pachę, wsiadłam do autobusu i o mały włos nie przejechałam swojego przystanku. Wciąga praktycznie od pierwszej strony i niby to zwykła obyczajówka, powielająca schemat, w którym bohaterka wyjeżdża na wieś, aby tam uciec od swojego dotychczasowego życia i spojrzeć na wszystko z dystansem… a jednak ma w sobie jakąś subtelną delikatność, nie wiem jak to określić… prostolinijność, która pozwala mi ją zaliczyć do bardzo przyjemnych lektur.
Nastka postanawia zaszyć się w Maszkarce, domku na wsi, aby w spokoju napisać pracę magisterską, ale także uciec przed źle ulokowaną miłością i trochę toksycznymi rodzicami. Za towarzyszy ma tylko swoje kochane dwa psy, które wiernie dotrzymują jej towarzystwa. Co mi się podoba w tej książce? Przede wszystkim to, że bohaterka nie chodzi z kąta w kąt z nosem na kwintę, choć ma powody do smutku. W zaciszu domowym leczy swoje rany nutellą i powidłami. Zawiódł mężczyzna i zawiodła przyjaciółka, ale dziewczyna nie odwraca się od ludzi, przeciwnie nie stroni od wizyt u licznej rodziny i nawiązywaniem nowych znajomości na stopie koleżeńskiej. Zupełnie przypadkowo zostaje także panią, która ma zastąpić katechetkę i przygotować dzieci do pierwszej komunii. Sytuacja staje się bardzo komiczna, szczególnie dla postronnego obserwatora, kiedy do Maszkarki kolejno przybywają ksiądz, Olek – powód złamanego serca i Florian – młody przystojniak, który przychodzi do Nastki na korepetycje (chyba nie tylko z języka polskiego). Cała wieś huczy od plotek … Mama Nastki niemal rwie włosy z głowy, ksiądz proboszcz grozi zerwaniem umowy, babcia się złości, a sama zainteresowana ma wszystko w dalekim poważaniu i biorąc sprawy w swoje ręce zabiera się ostro do pracy. Regularnie pisze magisterkę, pomaga babci, poprawia kondycję jeżdżąc na rowerze i coraz częściej spotyka się z tajemniczym Julianem…
Nastka uwolniona od nieodpowiedzialnego chłopaka i gderających rodziców zaczyna zwalniać i dostrzega w swoim życiu sprawy naprawdę ważne. Poznaje prawdziwe przyjaciółki, które za sobą są gotowe skoczyć w ogień. Z dystansu lepiej też spojrzeć na dawną, wielką miłość, która okazała się (na szczęście) jednostronna. Owszem serce boli, ale intensywne życie w Maszkarce nie pozwala bohaterce się mazać. Szczególnie, że na wyciągnięcie ręki mieszkają ludzie, którzy naprawdę mają na co narzekać, a mimo to wstają codziennie z uśmiechem na ustach i nie przeklinają losu. Taka Marta na przykład, ma dwójkę dzieci, w tym jedno bardzo chore, wymagające stałej opieki i męża pijaka, który myśli tylko o tym, żeby iść z kolegami pod sklep. Anastazja powoli zbliża się do Marty, chorego Tomka, jego brata Dawida i pomaga w codziennych obowiązkach wciągając w to także Juliana, skrzypka o poranionym sercu.
Życie na wsi nie jest łatwe, ale Nastka szybko przyzwyczaja skostniałe nieco w mieście ciało do ciągłego ruchu. Cisza i spokój sprzyjają pisaniu i kiedy już praca magisterska jest prawie skończona, dziewczynie świta w głowie myśl, żeby opisać w książce niezwykłe wydarzenia z pobytu w Maszkarce… Takim oto sposobem trzymam właśnie w rękach tę książkę i bez przeszkód mogę ją wam polecić.
Nie tylko o łajdakach to ciepła, rodzinna opowieść o szukaniu swojego własnego miejsca, które wcale nie czai się tuż za rogiem, a nieco dalej, w pewnej małej wiosce… Książka została napisana zgrabnym, barwnym językiem, wzbogacona o wiele cytatów z wierszy i utworów muzycznych. Fabuła jest dosyć prosta, ale wciągająca i co najważniejsze pozostawia do ostatniej strony nutkę niepewności, co do losów bohaterki i jej przyjaciół. Jest tak, jak w prawdziwym życiu, trochę słońca, trochę łez. Bije z niej jednak zaraźliwy optymizm w to, że życie może być piękne. Nie warto się poddawać. Trzeba ciągle próbować, zdobywać doświadczenia, poznawać nowych ludzi i nie zamykać się w ciepełku tego, co znane i oswojone. Kto wie, co nas czeka za drzwiami, które odważymy się otworzyć pierwszy raz?
Informacje dodatkowe o Nie tylko o łajdakach:
Wydawnictwo: SOL
Data wydania: 2014-06-18
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
978-83-62405-31-2
Liczba stron: 320
Dodał/a opinię:
JuliaOrzech
Sprawdzam ceny dla ciebie ...