Tysiąc dni w Toskanii

Ocena: 5.5 (4 głosów)
opis

TYSIĄC DNI W TOSKANII Marleny de Blasi to Toskania ukazana niejako ze strony podwórka (poszukiwania trufli, zbiory oliwek, winobranie- jako że wszystkie plony napełniają Toskańczyków niekłamanym entuzjazmem którym tryskają na wszystkie strony niczym kilkuletnie dzieciaki, doprowadzając nowych przyjaciół do stanu przedzawałowego:

“Któregoś dnia kiedy jeszcze śpimy Barlozzo natarczywie dzwoni do drzwi. A gdy zwlekamy z otwarciem zaczyna walić w nie pięściami. Musiało stać się coś bardzo złego. Moje serce wali tak mocno jak pięści Barlozza....Fernando otwiera mu drzwi...-Le erbe sono cresciute! Młode zioła wyrosły!- krzyczy Barlozzo, jakby oznajmiał że nadciągają z odsieczą Brytyjczycy”)

acz przede wszystkim od kuchni.

Uczestniczymy w ogromnym obżarstwie mieszkańców regionu, przyłączając się do nich radośnie i z podziwem patrząc na jedzenie będące treścią ich życia- oni bowiem w ten sposób celebrują żywot.

Wszak podszytym obawą respektem napawa nas pojemność ich żołądków, ponieważ:

“Zaraz po wstaniu z łóżka Toskańczyk szykuje sobie caffe ristretto coretto con grappa (zakrapiana wódką kawa z cykorii). Butelkę z alkoholem trzyma w lewej ręce nad malutką filiżanką, w której są co najwyżej dwie łyżeczki gęstego jak syrop espresso. Gorące mleko, chleb albo rogaliki z marmoladą przerywają nocny post. Około dziewiątej, po trzech godzinach pracy w polu, przychodzi kolej na kieliszek czerwonego wina na poprawienie nastroju. Do tego okrągła chrupiąca bułeczka przełożona mortadelą. Potem kolejne espresso. Do południa nic więcej, aż przychodzi pora na aperitivo- campari z wodą sodową, aperol połączony z białym winem albo nawet mały kieliszek prosecco (odmiany win i in. alkoholi). Z wbiciem pierwszej siada się do stołu. W zasięgu rękistoi butelka czerwonego wina. Główny posiłek dnia  trwa długo; jest bardzo urozmaicony, choć niezbyt obfity {uwaga!} Zwykle składa się nań talerz z crostini- grzanek- z salame (tj. nie salami tylko kiełbasą) lub kawałek orzeźwiającego melona, albo też koszyczek fig, do tego duszony koper włoski, cebula lub bakłażan. Do tego miseczka gęstej zupy albo talerz pachnącej szałwią fasoli. Następnie gulasz z królika z dodatkiem oliwek albo cielęcina z karczochami, a niekiedy także porchetta, pieczone prosię, jeśli jest akurat czwartek. Pieczone ziemniaki, szpinak i botwina zasmażane z czosnkiem i papryczką chili są zawsze na stole. Dalej una grapinna, czyli dosłownie kieliszeczek grappy, ale Toskańczycy nie są drobiazgowi, napełniają szklankę aż po brzegi. Wszystko to ma rzecz jasna dopomóc w trawieniu. O trzeciej trzydzieści albo o czwartej znowu espresso i powrót do pracy w polu, co trwa aż do siódmej. Potem wystarczy wskoczyć do furgonetki i podjechać do baru na parę kieliszków białego wina i talerzyk dorodnych soczystych oliwek. Następnie focaccia, chrupiący podpłomyk posypany kryształkami soli morskiej, a do tego dzbanek oliwy którą można lekko skropić ciasto.  Całkiem niezłe preludium do kolacji {sic!}.Na stole znowu pojawi się czerwone wino, aczkolwiek będzie go mniej niż poprzednio, bo kolacja jest nieco skromniejsza od obiadu. Kilka ręcznie krojonych plasterków prosciutto z combra przypominającego kształtem mandolinę, który zwisa swobodnie u sufitu spiżarni. Nie za duży, może dziesięciocentymetrowy kawałek kiełbasy. Pod ręką jest też chleb. Potem zupa z farro lub soczewicy, potem ceci z tłuszczem oraz grubo krojone tasiemki makaronu zwanego maltagliati. Leggera- lekka zupa, a po niej jeszcze una bistecca- befsztyk pieczony na ruszcie nad paleniskiem, albo pierś z kurczaka duszona na kuchennym piecu z dodatkiem czerwonej i żółtej papryki oraz liści szałwi. Do tego kilka listków dzikiej sałaty. Do tego malutki kawałek pecorino. Obrana ze skórki gruszka, pokrojona na soczyste białe cząstki, które przenosi się do usta na czubku noża. Twarde słodkie ciasteczko z odrobiną vin santo. Kropelka grappy dolana dla kurażu do ostatniego tego dnia espreso. Koniec końców, całkiem niezła uczta.”

Biesiadujemy wspólnie, pomimo że:

“C’e solo una porzione di pollo con i pepperoni, pappa al. Pomodoro, ciciora da saltare, e la panzanella. Come carne  c’e bistecca di vitello e agnello impanato da friggere. Jest tylko jedna porcja kurczaka z papryką, gęsta zupa pomidorowa, smażona cykoria i sałatka chlebowa.”

Tak oto podczas zanurzenia się w tę toskańską opowieść:

“Zaczynamy od kurczaka duszonego z czerwoną papryką, jedynej porcji jaka pozostała. Gdy tylko Giangiacomo stawia danie na stół, Barlozzo spryskuje mięso kilkoma kroplami białego wina, tego samego którego użyto do duszenia. Na każdego z nas przypadają co najwyżej dwa lub trzy soczyste kąski. Następnie nasz kelner przynosi miseczkę sałatki chlebowej. Wygląda inaczej niż tradycyjna panzanella. Piękny kolor bordeaux podpowiada nam w jaki sposób została przyrządzona- nie tak jak zwykle, czyli z czerstwego chleba maczanego w wodzie, lecz w czerwonym winie (vino rosso). Do sałatki dodano siekane pomidory, poszatkowany ogórek, drobną zieloną cebulkę i całe kistki bazylii skropione oliwą. Zanim potrawa trafiła na stół, przez jakiś czas stała na boku, by wszystkie składniki odpowiednio się połączyły. Kolejnym daniem jest świeżo przyrządzona zupa pomidorowa, zagęszczona chlebem i podawana w małych miseczkach z dodatkiem tartego, ostrego sera pecorino (z owczego mleka). Zaraz potem na stole ląduje półmisek pełen cieniutkich kotletów jagnięcych, panierowanych i smażonych, obłożonych listkami dzikiej sałaty. Oprócz tego dostajemy też steki cielęce z grilla opalanego węglem drzewnym, serwowane z pokrojoną w ósemki cytryną. Z dodatków i przypraw na stole pojawia się butelka oliwy, młynek do pieprzu i miseczka soli morskiej. Pupa (z wł.: ‘lalka’) osobiście przynosi nam z kuchni owalną miedzianą patelnię ze smażoną cykorią przyprawioną czosnkiem i papryką chili. Na zakończenie dostajemy rocottę di pecora, ricottę (twarożek) z owczego mleka, serwowaną w filiżankach do herbaty. Pupa okrąża stół i polewa ricottę świeżo zaparzonym espresso, które nalewa z małego czajniczka. Stawia na stole także cukierniczkę i kakao w pojemniczku z dziurkami.” (...)

Weźmiemy też udział w ożywionym sporze, a może raczej wymianie zdań, czy kwiaty cukini “faszerować czy nie? A jeśli tak, to mozarellą i solonymi sardelami czy może niewielką ricotta salata (słonej/ solonej ricotty)? Do ciasta dodać piwo i białe wino, a może oliwę? I najważniejsze pytanie- smażyć kwiaty w oleju arachidowym, czy oliwie extra virgin?”

Posłuchamy Marleny, gdy będzie snuła przed nami historię z przeszłości, mocząc nogi w gorącym źródle z czasów Etrusków, podjadając ciasteczka, i spoglądając na rozgwieżdżone przy pierwszych jesiennych przymrozkach niebo:“-Byłam z wizytą u przyjaciół albo dalekich krewnych mojej babci, na wybrzeżu liguryjskim, nieopodal Genui. Raczej nie bardzo mi się tam u nich podobało. Tak czy inaczej, wyruszyłam na spacer po plaży, niedaleko domu naszych gospodarzy i spotkałam pewną kobietę, piekącą ziemniaki w ognisku rozpalonym z kawałków drewna wyrzuconych przez fale. Miała na sobie kilka warstw długich spódnic, cała była owinięta szalami i chustami. Uśmiechnęła się do mnie, a ja usiadłam obok niej na piasku i zaczęłam ją obserwować. Wyciągnęła z kieszeni małą srebrną butelkę, ujęła moją rękę i nalała na nią kilka kropli gęstego, ciemnozielonego płynu. Następnie wypiła odrobinę tajemniczego napoju, uśmiechając się i zamykając z lubością oczy. Ja zrobiłam to samo. Najpierw pomyślałam że ten zielony syrop jest okropny-zupełnie jakbym piła krople żołądkowe. Jednak gdy go przełknęłam, poczułam właściwy smak i wtedy na mojej twarzy również pojawił się uśmiech. Pierwszy raz w życiu skosztowałam oliwy. Otóż ta Ziemniaczana Dama przykucnęła na pisaku podobnie jak ty przed chwilą, na nogach miała grube kalosze widoczne spod spódnic.  Wpatrywała się w ogień i co jakiś czas wstawała, żeby cisnąć w morze jakiś kamień albo kawał drewna. A gdy ziemniaki przypiekły się na złoty kolor, obróciła je i namaściła oliwą. Rzuciła też garść soli którą wyjęła z innego magicznego schowka, rozniecając wielkie płomienie. W końcu wsadziła dwa albo trzy kawałki ziemniaka na patyk i podała mi. Zdążyłam nabrać na nie tak wielkiej ochoty, że jadłam parząc sobie usta- nie mogłam się nasycić ani pieczonymi ziemniakami, ani tą chwilą. Chciałam wtedy być nią. Kobietą z plaży. Nosić takie spódnice, szale chusty i mieć srebrną buteleczkę. Też chciałam umieć sprawić że kartofel smakuje lepiej niż czekoladowe ciasteczko. To właśnie ona, bardziej niż ktokolwiek inny, pozwoliła mi poznać samą siebie. Niekiedy zastanawiam się czy ta Ziemniaczana Dama nie była jakimś duchem, który pojawił się by przekazać mi jedną z największych tajemnic- że o urodzie życia decyduje umiejętność cieszenia się chwilą. Tylko że ta kobieta istniała naprawdę, Flori. I gdy myślę o niej teraz, uświadamiam sobie, że na pewno miała swoje zmartwienia. Ale znalazła sposób na to by jej życie mimo wszystko było piękne, tak jak tamtego popołudnia. Przyszło jej to tak samo łatwo jak wyciągnięcie z kieszeni tej srebrnej flaszeczki. To był jej dar dla mnie. Pokazała, że szczęście jest kwestią wyboru.”

To właśnie w szczęściu nie sposób nie zasmakować czytając tę książkę. Przeczytaj ją; nie musisz być Italofilem, wystarczy że masz nieposkromiony apetyt na życie.

 

Informacje dodatkowe o Tysiąc dni w Toskanii:

Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 2009-11-25
Kategoria: Obyczajowe
ISBN: 978-83-08-04400-1
Liczba stron: 365
Dodał/a opinię: Kora-Anastazja Rozmarynowska

więcej

POLECANA RECENZJA

Zobacz opinie o książce Tysiąc dni w Toskanii

Kup książkę Tysiąc dni w Toskanii

Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Cytaty z książki

"życie jest operą, w której musi pojawić się krzyk i lament i tylko raz na jakiś czas słychać śmiech".


Więcej
Więcej cytatów z tej książki
REKLAMA

Zobacz także

Inne książki autora
Smaki północnej Italii
Marlena de Blasi0
Okładka ksiązki - Smaki północnej Italii

Buon viaggio e Buon appetito! Czyli – podróżuj ze smakiem! Kontynuacja wspaniałych "Smaków południowej Italii" Marleny de Blasi. Tym razem autorka...

Tysiąc dni w Orvieto
Marlena de Blasi0
Okładka ksiązki - Tysiąc dni w Orvieto

Kontynuacja bestsellerowych "Tysiąca dni w Wenecji" oraz "Tysiąca dni w Toskanii". Nowy dom, nowi sąsiedzi, nowy etap w życiu. Marlena i Fernando opuszczają...

Zobacz wszystkie książki tego autora
Recenzje miesiąca
Virion. Legenda miecza. Krew
Andrzej Ziemiański ;
Virion. Legenda miecza. Krew
Herbaciane róże
Beata Agopsowicz ;
Herbaciane róże
Czarownik
Anniina Mikama
Czarownik
Ludzie z kości
Paula Lichtarowicz
Ludzie z kości
W rytmie serca
Aleksandra Struska-Musiał ;
W rytmie serca
Kołatanie
Artur Żak
Kołatanie
Esperanza
Jakob Wegelius ;
Esperanza
Mapa poziomów świadomości
David R. Hawkins ;
Mapa poziomów świadomości
Dom w Krokusowej Dolinie
Halina Kowalczuk ;
Dom w Krokusowej Dolinie
W szponach
Izabela Janiszewska ;
W szponach
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy