Przeczytaj, mówili. Nie wiesz co tracisz, mówili. No i dałam się nabrać, uwierzyłam że w tym traceniu jest jakieś ziarno prawdy, no bo skoro tak mówią i piszą i chwalą jeden przez drugiego, we wszystkich mass mediach i innych mass tłumach; skoro gdzie się nie obrócisz tam Miłoszewski i o Miłoszewskim, "jeszczenieczytanie" stało się swoistym faux pas, wywołującą zdziwienie niestosownością, którą należało natychmiast skorygować na "jużsięwłaśniezabieraniedoczytania". Jak powiedziałam tak się zabrałam, z rozmysłem zaczynając od dwójki, obiecującej soczystą i bezpardonową rozprawę z antysemickim duchem narodu. I już podczas samego zabierania się towarzyszyło mi niezłomnie przekonanie, że w tylu ludzkich gadaniach ziaren prawdy musi być bez liku i że pewnikiem trzymam w ręku paszport do dobrej literackiej podróży. Tymczasem Miłoszewski potraktował mnie równie bezlitośnie jak wykreowany przez niego morderca swoje ofiary: nie dość że z miejsca ukrzyżował moje poczucie humoru (z ochoczą pomocą wiadomego sandomierskiego klechy-selebriti), to jeszcze powoli i metodycznie podrzynał mi gardło tępym i zlepionym ze schematu narzędziem w postaci głównego bohatera, którego nieciekawe erotyczne poczynania i inne grzechy w mowie, uczynku i zaniedbaniu znosić musiałam do końca lektury, blednąc i wykrwawiając się z wysiłku, a z oczu mych z każdą chwilą znikał blask entuzjazmu i oczekiwania na "lepsze", które, w odróżnieniu od "gorszego", miało nigdy nie nadejść. Wątek kryminalny, na początku jeszcze jako tako rokujący, okazał się niewypałem i niestety szybko zaginął, przygnieciony przez (na ogół) zmęczone i średnio napalone, za to zawsze korzystające z okazji prokuratorskie ciało śledcze, no i w sumie na tym mogłaby zakończyć się ta krótka i przygnębiająca recenzja: na szczelnie wypełniającym połowę kryminalnej treści smutnym post-rozwodowym rżnięciu Teodora "Na Kobiety Magnes Na Baby Pies" Szackiego lub też na jego myślach wiadomych czynności dotyczących. Niestety, jak już wspomniałam, prymitywnym opisom towarzyszył równie prymitywny żart, głównie z kobiet, ich fizjonomii, tudzież swojsko brzmiących "cycków", bioderek i innych części ciała przywodzących na myśl wymiętą pościel, ale także z przypadków kobiecego niewyglądania, zasuszenia, budzącej politowanie cielesnej nieapetyczności, która jest przecież wyznacznikiem Wszystkiego Co W Życiu Najważniejsze i marnuje się zakryte zbrodnią przeciwko seksapilowi zwaną dalej golfem. Osobny rodzaj żartów stanowiły te obowiązkowe, lokalizacyjnie pożądane, których atrakcyjność miała być zrozumiała sama przez się czyli z ojca Mateusza. Ów popularny duchowny, pierwszy raz wspomniany w kontekście Sandomierza wywołał jeszcze uprzejmy acz powściągliwy uśmiech na twarzy, wszak nieuniknione nastąpić musiało i miasto otrzymało swoją daninę od poczytnego pisarza, ale Mateusz wyciągany w formie "przedniego"(?) dowcipu tudzież humorystycznego wtrętu drugi, trzeci i enty raz irytował niezgorzej od głównego bohatera. Gdzieś pod koniec książki Autorowi przypomniało się, że pisze kryminał a nie "Pięćdziesiąt twarzy Teo", więc litościwie dał już spokój młodym cyckom archiwistek i obfitym dekoltom szefowych, Baśkom, Klarom, Weronikom i reszcie napalonego na Szackiego, gotowego do zdrad i nieskrępowanego świntuszenia babińca, wyciągnął kolejnego Asa z rękawa, tym razem w postaci Żydów z czterdziestegoktóregoś i traktując ich prawdziwie po macoszemu naprędce zmontował prowizoryczną sensację-kryminał z bladziuchnym tłem historycznym, tak żeby nie było, w końcu miało być ambitnie i dotykać społecznych bolączek. I dostał Paszport Polityki. Tak żeby nie było, że jak ktoś nie doceni, to jest od razu wielce anty i skręca wyłącznie w prawo. Na koniec może coś miłego, mianowicie językowo nie była to książka najgorsza, wręcz przeciwnie: pomimo, iż jakość treści i dowcipu budziła mój głęboki niesmak, doceniam możliwości Autora na tym polu, choć mówiąc oględnie w rozpatrywanym właśnie przypadku niemal w każdym aspekcie "poleciał po schemacie" i przez to swoimi zdolnościami ledwo co błysnął. Podsumowując: przebrnęłam z silnym poczuciem marnowanego czasu. Po Szackiego już nie sięgnę. Zbyt duże natężenie seksu i seksizmu, zbyt mało sensu. Innych opcji nie wykluczam, mając nadzieję, że za całkiem niezłym stylem kiedyś pójdzie spójna, warta uwagi treść i niesztampowy bohater.
Informacje dodatkowe o Ziarno prawdy:
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2013-11-06
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
9788328008489
Liczba stron: 368
Język oryginału: polski
Tłumaczenie: brak
Dodał/a opinię:
Olena
Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Właściwie przegrał wszystko, co było do przegrania. Nie miał nic i nikogo, na dodatek z własnej woli został wygnańcem na nielubianej i nielubiącej go ziemi. Zadzwonienie do Klary, którą przed miesiącem poderwał w klubie i spławił po trzech dniach, gdyż w świetle dnia nie wydała mu się ani ładna, ani mądra, ani interesująca - było aktem desperacji i ostatecznym dowodem jego upadku.
Więcej