Czasem myślę sobie, że dla mnie mogłaby istnieć jedynie literatura faktu. Na co mi fikcja, kryminały, horrory, obyczajówki, kiedy życie pisze tak niesamowite scenariusze? Do tego ludzie z krwi i kości, którzy o niebo lepiej sprawdzają się w roli głównego bohatera danej historii od jakiegoś wymyślonego protagonisty. Literatura faktu królową wszystkich historii. To na niej opiera się cała fikcja literacka.
Alicja Gawlikowska-Świerczyńska przeżyła Ravensbrück. Brzmi strasznie, prawda? A jednak ona nie robi z tego wielkiej tragedii. Dla niej codzienność obozowa nie była piekłem. W przeciwieństwie do wielu osób nie stara się ubarwić historii, dodać wystarczająco złym i okrutnym Niemcom dodatkowych, diabelskich cech.
Obóz to nie wakacje, ale też nie koniec świata. Nie jest wygodnie, ale też można było dać sobie radę. Takie wyznania mogą szokować - szczególnie po lekturze licznych wspomnień wojennych, których autorzy opisują swoją traumatyczną codzienność. Przyjęło się już, że ocaleni od śmierci z rąk nazistów piszą o tym, jak bardzo trudne było przeżycie w Oświęcimiu czy w Buchenwaldzie.
Tymczasem dla pani Alicji jest to jeden z wielu etapów w życiu. Jasne jest, że odcisnął na niej jakieś piętno. Z obozem kojarzy jej się lęk przed niskimi temperaturami. Ale też przeżycie obozu otworzyło przed nią nową drogę życiową. Zamiast dziennikarką - została lekarzem; będąc świadkiem tylu śmierci sama postanowiła pomagać chorym. Jest optymistką. Nie żali się na swój los. Nie narzeka.
Cytat z książki: "Zawsze uważałam, że nie ma sytuacji, w której - jak to się mówi - trzeba złożyć broń. Pracowałam. Śpiewałam. Żartowałam. Przecież nie mogłam od rana do wieczora myśleć, że żyję w piekle!"
Mimo swojego ogromnego przywiązania do kraju jest taka.. niepolska. Patrzy w przyszłość, zamiast pławić się w rozpaczy związanej ze wspomnieniami wojennymi, nadając im z każdym mijającym rokiem dodatkowych odcieni. Jej opowieść jest ciągle żywa, a opowiadane historie są bardzo realne - przy czym zupełnie niepodkolorowane na potrzebę zgnębienia Niemców - którzy od czasów II wojny światowej ciągle pokutują za grzechy swoich przodków.
Nazwisko Dariusza Zaborka pojawia się na okładce tej książki jako autora. Jednak on usuwa się po dżentelmeńsku w tył, zwalniając scenę dla pani Alicji. A mimo to jest niezbędny. W umiejętny sposób zadaje właściwe pytania, drąży niektóre tematy, inne taktownie zostawia w spokoju. To dzięki niemu ta historia nabiera odpowiedniego kształtu.
Wydarzenia nie są opisywane przez rozmówczynię w kolejności chronologicznej. Nie raz zaskakuje nas skok daleko w przód lub jeszcze dalej w tył. Ale ta rozmowa to bardzo uporządkowany chaos. Nie czułam się w ogóle zagubiona, przewijające się w dużych ilościach nazwiska różnych ludzi nie sprawiały mi problemu, nie mieszały w głowie.
"Czesałam ciepłe króliki" pochłania się w parę chwil. Historia pani Alicji Gawlikowskiej-Świerczyńskiej wciąga już od pierwszej strony. Ta książka pasuje do kategorii wspomnień wojennych, jednak zupełnie inaczej czyta się tak optymistyczną opowieść. I na co komu fikcja literacka, kiedy gdzieś w Warszawie mieszka taka wspaniała kobieta, która w wieku ponad dziewięćdziesięciu lat ciągle leczy ludzi?
Recenzja z: www.book-loaf.blogspot.com
Informacje dodatkowe o Czesałam ciepłe króliki:
Wydawnictwo: Czarne
Data wydania: 2014-05-26
Kategoria: Biografie, wspomnienia, listy
ISBN:
978-83-7536-562-7
Liczba stron: 152
Dodał/a opinię:
Book Loaf
Sprawdzam ceny dla ciebie ...