Mam nauczkę, żeby najpierw nie oglądać filmu. Książka przede wszystkim. Ale człowiek był młody i głupi, ale cóż zrobić?
"Requiem dla snu" Huberta Selby'ego Jr sprawiło mi niemały kłopot. Zarówno jeśli chodzi o samą lekturę, jak i interpretację przeczytanego tekstu.
Dostajemy historią czterech osób: Sary Goldfarb, jej syna Harry'ego, jego dziewczyny, Marion i najlepszego przyjaciela Tyrone'a C. Love, który love ma tylko i wyłącznie dla Tyrone'a C.
Naprawdę nie mogę wiele powiedzieć o bohaterach, oprócz tego, że czytanie o losie, jak ich marzenia się rozsypują, a oni coraz bardziej popadają w nałóg, nawet nie zdając sobie sprawy. po prostu mnie smuciło. Po prostu. Sara nigdy nie przyznała się, że jest uzależniona i sądzę, że nie zdawała sobie z tego sprawy, aż do końca. To chyba jej historia mnie zasmuciła, przy okazji wzniecając gniew skierowany ku doktorowi Reynoldsowi. Do Tyrone'a podchodziłam dość neutralnie. Podejście mieszkańców Południa do ludzi o czarnej skórze szokowało, ale dało informację o sytuacji Murzynów w latach 70. A czytając tę książkę nie warto zapominać, kiedy toczy się jej akcja, to ważny czynnik - przecież prawie czterdzieści lat temu świat nie był taki sam jak teraz.
A teraz Harry. Wzruszało mnie stosunek Sary do niego, kobieta cały czas miała o synu swoje własne zdanie i nie obchodziły ją sygnały, jakie dostawały z otoczenia. Nawet przez głowę jej nie przemknęło, że chłopak jest dilerem, a co dopiero, że jest uzależniony od heroiny. Na początku związek Harry'ego i Marion był na bardzo dobrej drodze, ale później "hela" zrobiła swoje i zaczęło się kłamanie, oszukiwanie i zdradzanie. Trudno mi wspominać o ostatnich kilkunastu stronach książki, kiedy ręka Harry'ego była w tak tragicznym stanie, że trzeba było ją amputować. Opis rany był odrażająco, co paradoksalnie znaczyło, iż dobry. Przed oczami cały czas przemykał mi obraz z filmu. Aż ciarki przechodziły. Na sam koniec zostawiłam Marion, bo to do niej miałam największe wątpliwości. Z początku lubiłam, później mniej, później straciłam szacunek, a na końcu czułam nic, tylko litość. Marion i jej stopniowe zapominanie o sobie, swojej pasji, zaprzepaszczanie szansy na karierę cz szczęście, bo nikt nie jest w stanie mi wmówić, że dawanie sobie w żyłę jest przydawką szczęścia. Nikt.
Z jednej strony czułam żal, chciałam, żeby ich historia dobrze się skończyła, żeby przestali brać narkotyki, a nawet żeby ominęła ich kara. A jednak, dlaczego im ma wszystko uchodzić na sucho, kiedy inni płacą za czyny? Prawo jest prawem. Twarde prawo, ale prawo. Dlatego nawet teraz mam mieszane uczucia.
Powieść napisana jest, dla mnie, trudnym językiem, przeplatanym przekleństwami, brakowało mi akapitów, wyodrębnienia nie tyle myśli, ale dialogów. Najbardziej dwa ostatnie aspekty przyczyniły się do tego, że lekturę, choć 300-stronicową, czytałam tydzień.
Reasumując: Requiem dla snu polecam także tym, którzy oglądali film. Ci, którzy jeszcze nie czytali, będą mieli podwójną satysfakcję z czytania.
Informacje dodatkowe o Requiem dla snu:
Wydawnictwo: Niebieska Studnia
Data wydania: 2010-11-21
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
9788360979167
Liczba stron: 304
Dodał/a opinię:
Nikola Maciejczyk
Sprawdzam ceny dla ciebie ...