Samotność w wielkim mieście

Autor: Dandelion
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Sypał śnieg. Miękkie, szare płatki opadały na szklane dachy domów i ruchome chodniki, na których tworzyły niebezpiecznie śliską wodnistą papkę. Ogromny, zajmujący trzecią część nieba księżyc co jakiś czas wyłaniał się spomiędzy wełnistych chmur i rozświetlał wieczorny mrok, topiąc świat w popielatym świetle. Na ziemi i w powietrzu panował wieczny ruch: chodnikami sunęły zakapturzone postacie, autostradami pędziły elektryczne maszyny – ciche i dostojne jak duchy. Ponad dachami wieżowców przepływały ławice pojazdów latających, błyskając światłami pozycyjnymi jak tajemnicze głębinowe ryby. Wszystko to spowijał całun pomarańczowej mgły, odrealniający kształty i sprawiający, że ruchome cienie pojawiały się i znikały, jak widma z zaświatów.

To była Stolica. Miasto gigantyczne, miliardowe, największe ze wszystkich. Rozświetlone  neonami, strzelało w niebo wieżowcami z plastiku i szkła. Blisko połowa reszty świata pracowała bezustannie, aby wyżywić ten gargantuiczny twór, otrzymując w zamian co dzień nowe technologie. Z drugiej strony z miasta wypływała bezdenna rzeka ścieków i odpadów, które parowały i płonęły w Gehennie poza obrzeżami. Stolica była największym trucicielem jakiego można sobie wyobrazić – ale to była Ziemia, planeta skazana, nie do uratowania, na której już nikt nie martwił się o przyszłość.

Elisa kichnęła i przeskoczyła na sąsiedni chodnik. Jeździła tam i z powrotem przez cały wieczór, a paskudna zimowa pogoda mocno dawała się we znaki. Jej kobaltowo niebieskie futrzane buciki przemokły, winylowy płaszczyk bez podszewki nie chronił przed wilgocią i chłodem. Zsunęła gogle na czoło i wytarła nos wierzchem dłoni w lateksowej rękawiczce bez palców. Nie miała się gdzie podziać w tę noc. Mieszkała z przyjaciółką  w pojedynczej komorze mieszkalnej, ale ta obiecała wigilijny wieczór swojemu chłopakowi, więc Elisa musiała się wynieść. Nie miała wystarczającej ilości kredytów na hotel, do klubu jej nie wpuścili, bo skończyła się ważność jej karty wstępu. Pozostało jej włóczenie się po mieście póki Karin nie da znaku, że jej połowa łóżka znowu jest wolna.

Dziewczyna jechała przed siebie bez celu. Jak każdy szanujący się Cyber Goth, pomimo zimy chodziła w podartych rajstopach i krótkiej spódniczce, więc teraz marzła niemiłosiernie. Zerknęła na szafirową tarczkę zegarka wbudowaną w przegub lewej ręki: dochodziła dziesiąta czasu miejskiego.

- Proszę, Karin… - wyszeptała sama do siebie – Kończcie już…

Olbrzymi sinawy sierp księżyca na dobre schował się za chmurami i zaczęła się grudniowa zadymka. Śnieg w Stolicy nigdy nie leżał długo: energia i ciepło wydzielane przez miliard istnień nie pozwalały zadomowić się najsroższej nawet zimie. Mimo to temperatura nieraz spadała w okolice zera, a chodniki zalegała warstwa szarej mazi o konsystencji kaszy. Tak było i teraz: powietrze wypełniły nieprzebrane ilości szarych płatków, które szybko pokryły wszystko wokół. Śnieg nad Stolicą, przepojony zanieczyszczeniami, przypominał miękki popiół wulkaniczny, lecz w przeciwieństwie do niego był obrzydliwie mokry i zimny. Wkrótce z ruchomych chodników zniknęli ostatni przechodnie i Elisa została sama.

Było jej tak zimno, że nie była w stanie zapanować nad szczękającymi zębami. Świat stał się teraz przeraźliwie pusty i bezduszny. Mijające ją od czasu do czasu limuzyny oddalały się obojętnie, jakby nie podróżowało w ich wnętrzach nic żywego. Maszyny powietrzne i tak pozostające poza jej zasięgiem, w wirującym śniegu stały się prawie niewidoczne. Elisa nie mogła uwierzyć, że wędruje po największym mieście świata – tak bardzo czuła się samotna. Nie było w tej szarej, lodowatej pustce ani jednej istoty, dla której jej los cokolwiek znaczył. Próbowała iść z prądem chodnika, żeby chociaż trochę rozgrzać przemarznięte ciało, ale szybko zaczęła się niebezpiecznie ślizgać na zamarzającym pośniegowym błocie. Zrezygnowana zeskoczyła przed pierwszym lepszym całodobowym lokalem, który wyłonił się z pustki, błyskając zachęcająco kolorowymi reklamami. „Otwarte 24” - głosił wściekle zielony neon nad wejściem. Elisa zauważyła, że jedna z liter przygasa smętnie co jakiś czas. Zdjęła kaptur i otrzepała ramiona pokryte topniejącym śniegiem, a potem z wahaniem weszła do środka.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Dandelion
Użytkownik - Dandelion

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2016-06-24 08:39:40