Bajka o dziedziczce

Autor: martellina
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Dochodziła już dziewiąta. Kolejka przy kasie jak zwykle przed zamknięciem była największa. Każdemu marzył się świeżutki chlebek na kolację prosto z pieca. Kiedy już wszyscy pracownicy piekarni skończyli pracę i poszli do swoich domów, dziedziczka jak zwykle zostawała dłużej żeby posprzątać i pozamykać interes. Księżycowa aura w pełni zalewała ulice swym blaskiem. Z otwartych okien ulatniały się kuszące zapachy pieczonych kaczek, treściwych zup, wybornych ciast domowej roboty i wielu innych. Po wybrukowanej ulicy przejechało jeszcze może kilka zaprzęgów. Kamienica powoli pustoszała. Mniej zamożni mieszkańcy, a w szczególności ci pozbawieni takiego przywileju, jakim był w tych czasach dom, przemierzali uliczne śmietniki. Odważniejsi z nich- lub według innych bardziej zdesperowani- odwiedzali domy, jednak mało który gospodarz był na tyle hojny, by podzielić się kawałkiem chleba w okresie gniotącego kiszki kryzysu. Mała, rudowłosa dziewczynka była gotowa nawet jeść gnijące warzywa z ulicy, żeby tylko nie czuć głodu. Jej ubrania były przemoknięte urynami, a włosy pozlepiane i tłuste. Twarz cała podrapana i brudna, a oczy przepełnione radością i czymś w rodzaju nieopanowanej żądzy wypełnienia swoich ust smakiem. Dziedziczka, która właśnie zamykała interes, na widok dziewczynki oniemiała. Zawołała ją do siebie. Zostały jeszcze jakieś zaschnięte chleby w piekarni sprzed kilku dni. Nikt ich nie chciał kupić, bo każdy czekał na świeże. Dziewczynę bardzo ucieszył widok roześmianych w rozkoszy małych oczek, które bez skrępowania wpajały swoje spojrzenie na dar. Następnego dnia Dziedziczka znowu podzieliła się chlebem z rudowłosą, jednak przyprowadziła ona ze sobą przyjaciół. Dla nikogo nie brakło. Kolejnego dnia było potrzebujących o wiele więcej. Dziedziczka jednak nie skąpiła dla nikomu swojej gościnności. Kiedy głodnych przybywało, poprosiła pracownika piekarni żeby tym razem zrobił więcej pieczywa na jej rachunek. Tym razem jednak nawet to nie starczyło. „Gości” było za dużo. Przeprosiła więc i obiecała, że następnego dnia będzie więcej. Jeden z nich jednak nie był tym zadowolony i wyjął nóż. Dziewczyna była przerażona i otoczona dookoła. Najedzeni rozeszli się i została sama z oprawcami. Obrzydliwy i cuchnący mężczyzna wraz ze swoimi kompanami przyparli dziedziczkę do ściany i zdarli z niej ubrania i zabrali kosztowności. Na nic zdały się jej krzyki i płacz. Uliczne gapie przechodziły zdala jak najszybciej. Kiedy już nie miała siły krzyczeć, jeden z oprychów wbił jej sztylet w serce. „Tak bardzo by teraz się przydało mieć serce z kamienia”- pomyślała. Ta bajka nie kończy się dobrze, ale czy każda musi? Zakończenie zostawiam do przemyślenia.

 

1
Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
martellina
Użytkownik - martellina

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2018-10-30 22:37:16