Mizantropia - fragment III

Autor: Mizantropia
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

            Nim papieros, który błyskawicznie wylądował na mej wardze, został odpalony, ogarnęło mnie przygnębienie. Oto między innymi dlaczego nie lubię przebywać wśród ludzi, obcowanie z nimi pozwala mi spostrzec w nich mankamenty własnego usposobienia. Uświadamiam sobie bowiem, że w zasadzie jestem podobny do fenomenalnej dwójki z klatki schodowej. Oni gardzą resztą i ja gardzę resztą. Jedyne, co nas różni, to fakt, że przyjąłem, jak się wydaje, bardziej wyszukane kryteria absmaku do pozostałych, jakkolwiek to wyłącznie moje subiektywne odczucie. Czy zatem, paradoksalnie, by odciąć się od znienawidzonych, którzy nienawidzą, należałoby przestać ich nienawidzić? A może, nienawidząc ludzi, nienawidzę siebie?

            Tak jest w istocie, jeżeli moja antypatia brałaby się z niskiej samooceny. Być może kiedyś w dzieciństwie brakowało mi akceptacji ze strony grupy rówieśniczej i z tego powodu rozwinęła się we mnie antropofobia. Nieuzasadniony lęk przerodziłby się w kompletne unikanie kontaktów międzyludzkich i zazdrość. Wtedy, ze względu na brak zadowolenia z życia, wylewałbym frustrację na innych, obwiniał o własne porażki, pożądał cudzego szczęścia. Nie mogąc go osiągnąć zacząłbym odreagowywać, nie w sposób jawny, lecz pośredni, przez cichą, milczącą oraz wieczną animozję do wszystkich.

            Być może, bo nie uważam, że stąd wzięła się moja nienawiść. Nie przypominam sobie, abym był szczególnie nielubiany przez pozostałe dzieci, lecz to akurat powinno zostać formalnie potwierdzone przez psychologa, co nigdy nie będzie miało miejsca. Prędzej będę się codziennie uśmiechał, niż dam się zbadać jakiemuś niedouczonemu konowałowi, który poczęstowawszy mnie oczyszczającą zieloną herbatką na kozetce zabierze się do wmawiania mi, że jestem wspaniały, a wina nie leży we mnie. Czuję głęboką awersję do pozytywnie nastawionych entuzjastów cudzych problemów, którzy tanimi sztuczkami tresują pacjentów, by dumni byli z sikania do łóżka w nocy w wieku średnim. Negowanie naturalnych wad powoduje większe upodlenie. Stajemy się przez to mniej ludzcy. Dopiero uzmysłowienie niedoskonałości czyni nas człowiekiem. Człowiekiem Prometeusza, słabym i nagim, lecz przynajmniej autentycznym.

            Zatem ostrożnie stwierdzę, że nie mam niskiego poczucia własnej wartości, zwyczajnie jestem nad wyraz przytomny ułomności,  zarówno własnych jak i cudzych. Niemniej jednak wiedza ta nie prowadzi do zaprzestania odczuwania niechęci do członków społeczeństwa, podczas gdy powinienem raczej im współczuć i łączyć się we wspólnym cierpieniu bycia z rodu człowieczego. Są niewątpliwe zalety takiego wyboru, otóż nienawidząc, zbudowałem swoją tożsamość. Pozostając w tym uczuciu przez dłuższy okres, stało się ono częścią mnie w tym stopniu integralną, że obecnie nie wyobrażam sobie istnienia bez niego. Spaja fragmenty osobowości i pozwala zachować odrębną świadomość. Ponieważ nie jest możliwe wykreowanie koncepcji siebie bez skonfrontowania się ze zgeneralizowanym wzorcem, używając nienawiści do osób trzecich jako punktu odniesienia, zaspokajam równolegle potrzebę unikatowości, niepowtarzalności i znajduję odpowiedź na pytanie "kim jestem?", która brzmi: na pewno nie nimi.

            Chroniczna wzgarda ma jeden zasadniczy defekt. Wymaga ciągłego przeciwstawiania się, stawiania w opozycji. Wtedy niczego się nie tworzy, jedynie ustosunkowuje się do zaistniałego stanu.  Wynika z tego, że nienawiść jako cel sam w sobie jest prostym zachowaniem reaktywnym i nie ma potencjału, żeby spłodzić coś samodzielnie.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Mizantropia
Użytkownik - Mizantropia

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2016-04-18 18:08:07