Krajka.

Autor: ElminCrudo
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0


                              Tego roku Maciej zaglądał na swoje poletko z przymusem. Zimowe miesiące przesiedział pod piecem. Z początkiem wiosny, przy okazji zwózki drewna, rzucił okiem na kaczeńce i podmokłe łąki, po kilku tygodniach pojawił się znowu w konkretnych celach i w asyście wynajętych parobków. Potem szybko minęło jedenaście tygodni od usypania bruzd. 

Postarzał się, przy czym nie czuł na tyle dobrze, by zaprzęgać i samotnie kręcić się po odludziu. Za życia Anieli o gospodarstwo i siebie dbał inaczej. 
Oddalone od ludzkich siedzib uroczysko podkusiło kiedyś młodego Macieja, by z dziedziczonych łęgów wyrwać suchy kawałek, przeznaczyć go pod radlinki, na zagonek kapusty i na kilka grządek do wysiania różności. Warzywniak nie był potrzebą, raczej pretekstem, kaprysem, chęcią łączenia przyjemności z pożytkami z pracy. W młodości nie przejmował się, że opuszczając siedlisko jedzie po prostu w pustkowia. Lubił bawić nad leśnymi oczkami i strugą, a po powrocie cieszyła go radość żony na widok sumika czy płoci, dorodnej marchwi lub udanej cebuli, które przywoził do domu. 

Przez długie lata odwiedzał ostępy regularnie i chętnie. Zabierał ze sobą dwa wyszykowane należycie wędziska, kosz z jadłem i podstawowe narzędzia rolnicze. Nim rozwidniło się na dobre, nim zapiały w osadzie koguty, on już był w lesie. Koń parskaniem odpowiadał na ptasie trele, obręcze dwukółki miażdżyły piach, a potem błocko prześwitu, a Maciej poprawiał na głowie kapelusz i leniwie potrząsał lejcami. W myślach przeliczał uśmiechy połowicy wedle wagi i długości ryb, jakie spodziewał się przywieźć z wyprawy. 

Tak bywało za życia małżonki. Od kiedy pochował swoje "szczęście" nie śpieszył się w malownicze zakątki. Czasem po koleżeńsku dał się jeszcze namówić na łowienie, ale siatkę ze zdobyczą oddawał tym, których bardziej niż jego radowała smażona kolacja. 

W domu ucichło. Przestał zaglądać do przestronnej kuchni, więc nie miał pojęcia jak za swoją panią tęsknią nie młoda Fela, czy zwinna Jadwisia. W zeszłym roku sprzedał ostatnie klacze i zarodowe ogiery. Godnie pożegnał się z ludźmi nagradzając każdego, a wyróżniając po pańsku pracowitych i oddanych. 

Zmienił zwyczaje. Zamiast z samego rana śpieszyć do stajni około południa udawał się na długi spacer dla zdrowia. Przyjmował w milczeniu fakt, że każda z wybranych dróg prowadziła go do rodzinnego grobowca. Po powrocie raczył się kieliszkiem nalewki i udawał, że czyta książkę. Dla porządku, jak na gospodarza przystało: nadal zarządzał, nadal sam dbał o uprawę mórg przy skupiskach olsy. Ale stracił serce, bo w jego obecnym bytowaniu już nic nie wyglądało tak, ani nie miało się tak, jak pięć lat temu. 

Z końcem kwietnia dopilnował okopania sadzeniaków i zdał się na los. Pierwszy raz nie widział wschodzących łodyżek, kwitnienia czy rozrastania się kłączy. Od ostatniej wizyty Macieja rośliny same przeszły okres wegetacji. 
Z bruzd wykiełkowały silne łodygi, gęste listowie utworzyło kopuły parasoli i nie pozwalało duchocie przedostać się do usypanych pryzm, nie dopuszczało piekącego żaru do podłoża. Niezbyt wymagające psiankowate każdą kroplę rosy, osady z mgieł, przejściowe deszcze i ulewy zamieniały na umocnienia łykowatych szeregów. Krzaczki ziemniaków miały dość blaszek, by armia sercowatych strażników zapewniła cień i wilgoć. W końcu ukryte w ziemi bulwy nabrały krągłości i z dnia na dzień cały nadziemny, kartoflany świat tracił naturalną zieleń, a pod koniec lata stał się sztywniejącym pół suszem. W tej chwili sterczały tam zdrewniałe na beżowo badyle. 

Macieja nie powitała cisza, bo kilka metrów od ubitej, polnej drogi roiło się kłębowisko skrzydlatych padlinożerców. 

                                                                 * * * 

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
ElminCrudo
Użytkownik - ElminCrudo

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2019-11-26 07:06:22