Zwyczajnie - miłość (XIX) Rozstanie

Autor: zielona
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Czasami ktoś obok nas jest i traktujemy to jako oczywistość. Czasami pytamy sami siebie co do niego czujemy i nie potrafimy sobie udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Miłość? Przywiązanie? Sympatia? Coś innego? Czasami potrzeba sytuacji zagrożenia, gdy możemy tego kogoś stracić nieodwołalnie i na zawsze, żeby uświadomić sobie ile dla nas znaczył. Niepewność, niepokój, oczekiwanie bywają trudne do zniesienia, jednak dają nadzieję i skłaniają do refleksji nad własnym życiem, uczuciami, pozwalają spojrzeć głębiej w siebie, a  w konsekwencji uświadamiają często wartość człowieka o którego się boimy, pozwalają nam doświadczyć i przekonać się o własnych uczuciach. Myśli, wspomnienia, emocje siłą niepokoju kumulują się wokół osoby, która znalazła się w stanie zagrożenia i jest to naturalne, jak wiatr w górach.
Magda po usłyszeniu informacji, że Piotr podciął sobie żyły nie była w stanie myśleć o niczym innym. Michał Rozłączył się, a ona usiadła półprzytomnym wzrokiem patrząc w ścianę i próbując pozbierać myśli, zaczęła się kiwać. Trudno jej jeszcze było ogarnąć świadomością to, co zaszło. Piotr próbował się zabić? Pytania - dlaczego, nawet nie stawiała, bo odpowiedź była oczywista, tak dla niej, jak zapewne dla wszystkich dookoła. Dawid widząc jej wyraz twarzy i ogólny stan wsunął dłoń na jej kolano spytał o co chodzi, ale jego ręka została odepchnięta, a jej wzrok zaszedł mgłą.
- Piotr próbował popełnić samobójstwo. Nie wiadomo czy żyje. Michał pojechał zobaczyć.
Dawid zamilkł. Nie wiedział co powiedzieć. Chciał ją objąć, przytulić, ale odepchnęła go z impetem i wstała. Przeszła na krzesło, siadła na nim w kucki i objęła głowę. Usiadł on patrząc na nią z niepokojem.
- Magda to nie twoja wina.
- Ależ moja. Cała moja! – spojrzała na niego z pretensją, a łzy wypłynęły z oczu. – Spędziliśmy ze sobą cztery lata. Zawsze o mnie dbał, troszczył się, nadskakiwał, nigdy nie zawiódł. Miałam z nim spędzić życie, zbudować dom. Nie zasłużył na to co mu zrobiłam. Zupełnie nie zasłużył. – rozpłakała się.
W tym przypadku siłę lęku wzmacniał fakt poczucia odpowiedzialności za nieszczęście, które się wydarzyło. Magda z drżącym z lęku sercem spoglądała na telefon, gdy jaźń eksplodowała paniką. Doprowadziła do śmierci człowieka? Bliskiego i kochającego ją człowieka? Przez własny egoizm? Z jednej strony chciała, aby Michał zadzwonił i żeby w końcu poinformował o sytuacji, z drugiej strony przeraźliwie bała się usłyszeć wiadomości, że Piotr nie żyje. Nie chciała tego co się stało, ale ewidentnie była winna. Dawid patrzył na nią przez chwilę siedząc na łóżku i milcząc. Chciał coś powiedzieć, aby ją uspokoić, ale na ten moment nie miał pomysłu na żadne słowo. Wyszedł do łazienki, a po powrocie klęknął tak, jak miał w zwyczaju, zamknął powieki i w skupieniu zaczął odmawiać swoją modlitwę. Magda zawiesiła na nim wzrok i tak jak do tej pory nie reagowała szczególnie na jego modły, tak teraz wywołały w niej wściekłość. Dlaczego? Pewnie dlatego, że odebrała to jako ignorancję dla wydarzenia, które miało miejsce i dla jej stanu ducha. Jego nawyki i ceremoniały okazywały się ważniejsze niż wszystko dookoła. I to dla niego porzuciła Piotra, wbijając mu przysłowiowy nóż w serce. Wiedziona emocjami wstała w tym momencie z krzesła i wyszła z całych sił, ze złością zatrzaskując drzwi. Poszła płakać do łazienki, gdzie mogła pobyć sama. Sprowadził ją z powrotem dopiero dźwięk telefonu. Przybiegła i odebrała w pośpiechu ocierając twarz z łez. To była Iza.
- Jesteś teraz zadowolona? Teraz jesteś z siebie zadowolona? Nienawidzę cię. Słyszysz? Nigdy ci tego nie wybaczę. Jak mogłaś mu zrobić coś takiego? Co z ciebie za człowiek?
- Czy Piotr żyje? – przerwała jej Magda, ale odpowiedzi nie uzyskała. Iza rozłączyła się. Magda poczuła jak siły jej odpływają. Zakręciło jej się w głowie. Dawid chwycił ją, zanim upadła na podłogę. Zaniósł na łóżko, a telefon zadzwonił jeszcze raz. Dawid spojrzał na wyświetlacz. Tym razem to był Michał. Odebrał.
- To ja. Magda zemdlała. Wiesz coś?
- Jeszcze żyje, ale jego stan jest krytyczny. Stracił dużo krwi. Zaczęli transfuzję, ale lekarze nie dają żadnych gwarancji. Co z Magdą?
- Zaraz ją ocucę, chociaż nie wiem czy powinienem.
Dawid posiedział chwilę przy Magdzie trzymając ją za rękę i zastanawiając się co robić. Patrzył na jej bladą twarz, na ciało. Jego żona z jego dziećmi w środku, a w umyśle zaczął pulsować strach czy nadal żoną pozostanie. Nie chciał jej stracić i tego był pewien. Dotknął jej twarzy, pocałował dłoń, poruszyła się. Kiedy otworzyła oczy pogładził jej włosy.
- Już spokojnie. Żyje.
- Piotr żyje? – odetchnęła z ulgą – Wszystko będzie dobrze?
- Na pewno będzie. Teraz ty odpocznij, a ja przygotuję jakieś śniadanie. Musisz jeść i musisz się uspokoić. Pamiętaj, że nosisz nasze dzieci. – spojrzał na nią z żalem.
- I ty myślisz, że to się uda? My razem? Popatrz na nas. To jakieś wariactwo. To wszystko między nami w ogóle nie powinno się wydarzyć. Moja babcia zawsze mówiła, że nie wolno budować swojego szczęścia na cudzym nieszczęściu i teraz chyba to zrozumiałam. Lepiej późno niż wcale. – znów z jej oczu popłynęły łzy.
- Kochasz go? – spytał Dawid patrząc na nią uważnie, a ona na chwilę zamilkła, zastanowiła się.
- Nie wiem. Teraz już sama nie wiem.
- Pójdę naszykować to jedzenie.
Dawid wstał i odszedł, a kiedy wrócił, Magda siedziała na łóżku, oparta o ścianę i patrzyła tępo przed siebie. Usiadł obok niej, stawiając przed nią tacę z jedzeniem.
- Jeżeli chodzi o ciebie, – odezwała się – to też nie wiem. – Spojrzała na niego. – Przeprowadziłam się do ciebie i postanowiłam spróbować, bo spodziewamy się dzieci, ale czy to miłość?. Ja teraz nic już nie wiem.
- Znam to uczucie – Dawid uśmiechnął się niepewnie – Jeżeli Bóg nie trzyma swej dłoni na naszej głowie jesteśmy tylko wielkim chaosem. Ani ty, ani ja, ani nikt, nie jest w stanie sam z siebie być mądrym. Ale wiesz co? Teraz czuję, że ręka Boga jest nade mną, a ty masz być moją żoną. Poprowadzi nas. Zobaczysz. Nie wiem jak, ale będzie dobrze.
- Jaka to wygodna wymówka. – Magda zaśmiała się cierpko - Wszystko zrzućmy na Boga i wtedy będziemy niewiniątkami, nie ponoszącymi żadnej odpowiedzialności za nic. A gdzie własna wola? Gdzie miejsce na walkę ze złem w sobie i na samo udoskonalanie? Ja wierzę w Boga. Wiesz? Może nie modlę się tak systematycznie i demonstracyjnie jak ty, ale wierzę. Tylko, że mój Bóg wskazuje drogi, ale pozostawia wolność wyboru.
- Jeżeli słuchasz i podążasz drogami, które wskaże zabłądzić nie możesz. On ma wobec każdego z nas plan. Każdy z nas został stworzony w jakiś celu i ma wypełnić tu swe zadanie.
- Być może masz rację. Pewnie tak jest, ale to nie zwalnia gwałciciela od odpowiedzialności za gwałt, a mordercy z winy za zabójstwo. Mamy wybór. Popełniamy błędy. Może jakaś siła prowadzi nas we właściwą stronę, czuwa nad nami i jakaś siła stawia nam przeszkody i pokusy do ominięcia na drodze, ale to my podejmujemy dobre, albo złe decyzje. Często złe. Gdyby nie to, nie byłoby wojen, przemocy, zabijanych dzieci i całej tej przepychanki. Nie przeczę, że jakaś siła, Bóg, czy anioł stróż, czy zwij go jak chcesz… nie przeczę, że wskazuje ścieżki, ale to my decydujemy, czy nimi pójdziemy. Niejednokrotnie skręcamy inaczej, błądzimy, potem ponosimy konsekwencje.
- Uważasz, że ja jestem błędem?
- Nie wiem. Piotr kochał mnie, ufał mi, starał się o mnie, a ja go oszukałam, zdradziłam, porzuciłam. Rozumiesz? Uważasz, że to było dobre? Uważasz, że dobre było to, że wziąłeś za żonę pijaną katoliczkę? Teraz na siłę próbujemy to sklejać. Nie uważasz, że pchamy się w jakieś bagno?
- Co mam ci powiedzieć? Że postąpiłaś podle i powinnaś z nim zostać? Nie powiem tego, bo uważam, że to my jesteśmy dla siebie, a nie ty i on. Uważam, że Bóg nas połączył. Może powinniśmy to załatwić z Piotrem inaczej, ale już się stało i się nie odstanie, a teraz jesteś moją żoną i nosisz moje dzieci. Nie zawrócimy czasu. Współczuję mu tego, co pewnie czuł, przed targnięciem się na swoje życie, ale nie żałuję, że cię poznałem i jesteś moją żoną. Nigdy nie będę żałował.
Dawid zjadł tamtego dnia cokolwiek i wyszedł. Musiał się przejść, ochłonąć, poukładać myśli, a Magdzie pomóc teraz i tak w żaden sposób nie mógł. Działał wręcz na nią jak płachta na byka. Uznał, że lepiej będzie jak jej zejdzie z oczu. Doszedł do jakiegoś skweru na obrzeżach parku, usiadł i wpatrując się w chodnik, zamyślił się. Twarz tym razem miał posępną, a w głowie toczyła się walka. Wiedział, że długo w ten sposób nie może egzystować. Ta praca, nawet granie, to było rozwiązanie doraźne, skierowane na przetrwanie, a nie realizacja planu na życie. Skończył studia o które walczył tyle lat, miał dyplom, perspektywy, ale na pewno nie w tym miejscu. Miał żonę oczekującą jego dzieci, która nie widziała w nim żadnego oparcia, a przecież powinien być dla niej oparciem. Powinna wiedzieć, że jest bezpieczna u jego boku, a nie szukać ratunku u rodziców i wzdychać za swoim byłym, który poczucie bezpieczeństwa był w stanie jej zapewnić. Dawid zjadł na mieście, a do mieszkania wrócił dopiero na kolację. Magda też w tym czasie dużo myślała, płakała i w końcu doszła do wniosku, że popełniła największy błąd w swoim życiu. Kiedy przyszedł Dawid ona siedziała posępna, słuchając muzyki i wpatrując się tępo w okno.
- Co z Piotrem? – zagadnął.
- Wciąż nie odzyskał przytomności – zawiadomiła krótko – Pozszywali go, przetoczyli krew, ale nie obudził się.
Ten wieczór był inny niż poprzednie. Dawid długo modlił się, gdy Magda leżała już w łóżku. Czekała aż przyjdzie, ale nie po to, aby oddać się czułym pieszczotom lecz, by konsekwentnie i świadomie powiedzieć nie. On zaś, gdy już przyszedł, położył się obok, na wznak, patrząc w sufit i nie próbował jej nawet dotknąć. Wtedy Magda była zbyt zmęczona, aby się nad tym zastanawiać, ale rano, gdy wstał, skorzystał z łazienki, pomodlił się i wyszedł bez słowa, zaczęła myśleć. Powiedziała mu, że być może kocha Piotra, że nie jest pewna, czy do niego coś czuje, że jest z nim tylko ze względu na dzieci. W tym upatrywała przyczynę jego zdystansowania. On musiał sobie wszystko poukładać, ona zaczęła się niepokoić. Odsuwała to jednak od siebie, wmawiając sobie, że tak jest dobrze, trzeba skupić się na sytuacji Piotra, ale tu nie było czego rozstrzygać. Piotr był w stanie śpiączki. Magda pojechała do szpitala, ale doszła tylko do drzwi sali. Widząc przy Piotrze jego zapłakaną mamę i Izę obok, wycofała się. Na pewno nie życzyły sobie spotkania z nią. Wróciła do domu przygnębiona, a Dawida znów nie było cały dzień. Odnalazł Asuna i Babę. Posiedzieli trochę razem, pogadali. Baba poopowiadał mu różne anegdotki ze swych wyobrażeń na temat Europy i swego zderzenia z rzeczywistością. Grali razem. Pieniędzy sypało się więcej niż zwykle. Dawid chciał zarobić na wyjazd, ale sumienie nie pozwoliło mu wziąć grosza z utargu. Do mieszkania znów wrócił wieczorem. Znów niewiele mówił. Spytał tylko o Piotra, na krótko zawiesił na swej żonie smutne spojrzenie i poszedł się modlić. Kiedy patrzyła na jego skupioną, modlitewną postawę różne myśli przechodziły jej przez głowę i budziły tym razem ciepłe uczucia.
Czuła się winna jego stanu. Namieszała, powiedziała chyba za dużo, a przecież zależało jej na nim. Wieczorem znów jej nie dotknął. Leżał obok i patrzył w sufit. Ona również patrzyła. Bezsenność wywołana pragnieniem bliskości ścierającym się z wewnętrznym zakazem – moralnym? psychicznym? Trudno to nazwać. W każdym bądź razie znów spali obok siebie, a nie ze sobą.
Rano kiedy Magda się obudziła Dawid wsparty na ramieniu patrzył na nią i palcami rozgarniał jej włosy na poduszce. Kiedy na niego spojrzała uśmiechnął się.
- Co? – spytała.
- Nic. – na chwilę zamilkł, a potem odezwał się znowu. – Przypomniałem sobie ten wieczór, kiedy się pobraliśmy. – Zamilkł na chwilę wciąż bawiąc się kosmykiem jej włosów. - Jak jechałem do Ameryki to myślałem, że znajdę tam żonę. Nie posłuszną muzułmankę, ale mądrą, mającą własne zdanie, samodzielnie myślącą Amerykankę. Przez pięć lat, kiedy tam byłem nie spotkałem ani jednej, którą chciałbym poślubić. Amerykanki są popsute i nie mają żadnej moralności. Jak poznałem ciebie od razu wiedziałem, że znalazłem, że taką żonę chcę. Mówiłaś wtedy różne rzeczy.
- Co mówiłam?
- Że zasady są potrzebne i że nie podoba ci się to, że seks jest obecnie bez ograniczeń. Mówiłaś, że ludzie bez zasad gubią się i kończą jako wraki duchowe, popadając w nałogi, albo rzucając się pod pociąg, że jeżeli zgodzisz się na seks ze mną, to tylko, jeżeli będziemy małżeństwem. Innej opcji nie ma… Całowaliśmy się w deszczu. Było bardzo miło, a potem natknęliśmy się na tę kapliczkę. Było otwarte. Schowaliśmy się przed deszczem i był tam ten kapłan. Spojrzeliśmy na siebie, objęliśmy swoje dłonie i ja wiedziałem, że to znak, że jesteś żoną dla mnie, a ty spytałaś czy się z tobą ożenię. Ja się zaśmiałem. Powiedziałem, że może, a ty spojrzałaś na mnie bardzo poważnie, prosząc, żebyśmy zrobili to teraz. Ożeń się ze mną teraz. – takimi słowami.
- Szkoda, że tego nie pamiętam.
- Nic nie pamiętasz? – spytał patrząc na nią uważnie, a ona zastanowiła się.
- Może cokolwiek. Jak przez mgłę.
- Od tamtej nocy wciąż myślałem o tobie, tęskniłem, ale nie miałem wątpliwości, że jak tylko skończę studia, to cię znajdę i będziemy razem. Pracowałem, żeby zarobić na bilet, móc do ciebie przylecieć i cię odnaleźć. No i w końcu sprawdzam pocztę, a tam informacja od ciebie, że spodziewasz się naszego dziecka. Przyleciałem tu, żeby cię zabrać od rodziców i żebyśmy byli rodziną. Nie wiedziałem jak to będzie, ale wierzyłem, że Bóg mnie poprowadzi i mi podpowie. Do tej pory prowadził.
- Może. Nie wiem. W tej chwili nie potrafię tego ogarnąć. Chciałabym wierzyć, że to Bóg tak wszystko poukładał i ja nie ponoszę odpowiedzialności. To byłoby nawet wygodne, ale… ponoszę odpowiedzialność. Złożyłam Piotrowi obietnicę i złamałam ją, zdradziłam go. Dlaczego Bóg mi na to pozwolił? Bo my mieliśmy być razem. Tak? A on? On się nie liczy? Ja o nim zapomniałam i Bóg też?
- Może jemu nigdy nie byłaś pisana. Może jemu pisana jest inna droga. Bóg wie lepiej.
- O ile Bóg ma z tym cokolwiek wspólnego.
Po tych słowach na chwilę zapadła cisza. Dawid patrzył jeszcze przez chwilę w twarz swej żony, po czym zawiadomił.
- Chciałbym, żebyśmy pojechali razem do Bułgarii.
- Do Bułgarii? Ja z tobą? Ale, że co? Mam tam z tobą pojechać i tam mamy zamieszkać?
- Chciałbym, żebyś poznała moją rodzinę i żeby oni poznali ciebie. Chciałbym, żebyś zobaczyła gdzie się wychowywałem, poznała moją babcię, siostry, naszą kulturę. Są wakacje. Do roku akademickiego jeszcze daleko, brzuch jeszcze ci nie przeszkadza. To chyba dobra pora, żeby jechać.
- Do Bułgarii? Mam zostawić tak nagle wszystko i z tobą jechać nie wiadomo dokąd?
- Wiadomo. Jesteś moją żoną. To chyba normalne, że chcę cię przedstawić mojej rodzinie. Prawda?
- Ja muszę to przemyśleć. Nie mogę ot tak wszystkiego zostawić i nie mogę teraz zostawić Piotra – usiadła patrząc na Dawida z góry – On jest w śpiączce. Nie wiadomo czy się obudzi. Nie mogę.
- Piotrowi nic tu nie pomożesz. Teraz jesteś moją żoną i nosisz moje dzieci.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
zielona
Użytkownik - zielona

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2019-07-21 10:48:39