Bo miłość nie jest taka prosta. Przeszłość zawsze wraca. Tom 2, część 3.
***
Idąc korytarzem już z daleka zauważyli Harrego po drugiej stronie. Siedział na wózku a przy nim stała młoda pielęgniarka. Niewiele starsza od niego. Zacięcie, o czym rozmawiali. Widać było, że rozmowa miała miły przebieg, bo co chwilę oboje serdecznie się podśmiewali.
-To ja już rozumiem, co miałeś na myśli mówiąc, że jest ci tu bardzo dobrze. Mając tak sympatyczne panie wokół siebie!- Pielęgniarka uśmiechnęła się i powiedziała.
-To ja na chwilę pana zostawię. Muszę coś załatwić, sprawdzić i nie długo znów przyjdę. W razie potrzeby proszę mnie wezwać.
-Mam na imię Harry.- dodał pospiesznie.
-Pamiętam.- Ciepło dodała i oddaliła się.
-Witaj.- Charlie pochylił się i przywitał z bratem. Potem Marika.
-Nawet tutaj bałamucisz kobiety?- Zażartował.
-Tylko rozmawialiśmy.
-No oczywiście.- Marika wtrąciła.
-Jesteś spakowany, czy pomóc ci w czymś?
-Tak, jestem gotowy do podróży. Torba powinna być w sali.- Charlie chwycił za uchwyt wózka i chciał go zawieźć do pokoju.
-Nie. Czekaj.
-Co się stało?- Wtedy Harry ostrożnie wstał.
-Nogi mam zdrowe. Nie cierpię jeździć na tym wózku.- Wyciągnął rękę i powiedział.
-Tym bardziej, kiedy wiem, że wożą mnie kobiety. Nie lubię być ciężarem. Wole, kiedy mi towarzyszą.- Marika od razu zrozumiała o co mu chodziło i chwyciła go pod ramię.
-Hola, hola. To moja narzeczona!- Śmiał się Charlie.
-Narzeczona?- Pochyliła lekko głowę ku Haremu i głośnym szeptem powiedziała zadowolona.
-Charlie mi się oświadczył.- Ucieszył się.
-Gratuluję! W końcu się zebrałeś, najwyższy czas!
-Więc teraz pora na ciebie.- Dociął mu żartobliwie.
-Ja jeszcze nie jestem zdecydowany.- Pielęgniarka stanęła w drzwiach.
-Trzeba w czymś pomóc?
-Chcieliśmy zabrać brata na kilka dni. Mówi, że jest spakowany.
-Bo jestem.- Wtrącił Harry.
-Ale gdzie można się kogoś dopytać, jeśli chodzi o jakieś leki i inne takie rzeczy?- Pielęgniarka grzecznym tonem odpowiedziała:
-Zaraz poproszę przełożoną. Ona wszystko państwu wyjaśni.- Harry westchnął i zaczął:
-Nic tylko leki i zastrzyki. Wątrobę mi wykończą.
-Nie marudź. Lekarze doskonale wiedzą co robią i co jest teraz dla ciebie najlepsze.- Harry zrobił kwaśna minę.
-Rzeczywiście. Ostatnio po kolacji podobno byłem od czubka głowy do pasa cały w jakiś plamach, które okropnie swędziały.
-A co ci się stało?
-Okazało się, że jestem uczulony na zielonego ogórka.- Roześmiał się.
-Masz alergię? Nic wcześniej nie wiedziałem.
-Ja też. W sumie może z racji tego, że warzyw zbyt często nie jadam.- Na co dodał Charlie:
-Chyba, że w kebabie.- Znów zaczęli się śmiać. Po wizycie u teściów potrzeba im było takiego odpoczynku i odprężenia. Harry też na tym korzystał. Weszła wcześniej wezwana przełożona. Sporych rozmiarów kobieta, niewysoka i z nieco groźną miną.
-Dzień dobry, tu jest dokładna rozpiska wszystkich lekarstw dla pana Kalety. Każdy lek jest opisany, ile i co jaki czas powinien przyjmować. Proszę, tu jest torebka z lekami.
-Dziękujemy.- Na co pielęgniarka zagrzmiała jeszcze raz swym potężnym głosem.
-O coś jeszcze chcą państwo zapytać?
-Chyba nie. Już sobie poradzimy.
-W razie jakiś problemów, wątpliwości tutaj- podkreśliła długopisem- jest numer do pielęgniarki pacjenta. Proszę dzwonić, nie ważne, o jakiej porze. Jeśli by się coś działo, nie należy czekać.
-Dobrze, zapamiętamy.- Pielęgniarka wyszła a cała trójka się jeszcze chwile pokręciła po salce a parę minut później już jechali na umówioną wigilię do Angeliki.
***
Wigilia.
Wszyscy już zebrali się w dużym pokoju gdzie zwykle dzieci jadły posiłki. Dla dodatkowych gości w tym dniu również znalazło się miejsce. Stół, na którym zwykle była rozłożona cerata dziś był przystrojony pięknym obrusem z haftem. Znajdowało się na nim dwadzieścia jeden talerzy, o jeden więcej niż powinno być, według tradycji. Potrawy pięknie pachniały i kusiły zapachem a pokój był przystrojony w kolorowe świąteczne dekoracje, wykonane przez dzieci. W pewnym momencie wstała Angelika.