Bo miłość nie jest taka prosta. Tom 1, cześć 6.
***
Rozdział 18
***
Rano Mikea obudził telefon.
-Słucham?
-Chyba cię nie obudziłam?- Usłyszał Marikę.
-Skąd, zwykle w sobotni ranek mam tyle zajęć na głowie, że nie wiem od czego zacząć.- Powiedział zaspany.
-Przepraszam ale próbowałam dodzwonić się do Roxany i ma nieaktywny telefon.
-Być może dlatego, że śpi? Wczoraj dość późno wróciła z tego co wiem.
-Mógłbyś zobaczyć czy jest?- Kiedy nie odpowiedział, powiedziała:
-Proszę. To ważne.
-Dobrze. Poczekaj chwilę.- Wstał, ubrał się i poszedł pod jej drzwi. Zapukał. O dziwo odpowiedziała.
-Proszę.- Wszedł i zobaczył, że siedzi na łóżku owinięta kocem. Nogi miała podkurczone i była pochylona. Lekko zmierzwione włosy otaczały ją niemal jak płaszcz. Jej twarz wyrażała jakby zmęczenie. Nie pytał jednak o nic tylko podał jej słuchawkę.
-Marika.- Wzięła ją a Mike wyszedł.
-Słucham?- Powiedziała lekkoprzychrypniętym głosem.
-Roxie.- Głos Mariki brzmiał ostrzegawczo.
-Co się dzieje?- Zapytała.
-Potrzebuje twojej pomocy.
-Ostatnio wszyscy jej potrzebują.- Wtedy Marika na moment zmieniła temat.
-Słyszałam o Harrym, strasznie mi go szkoda.
-Ale nie w tej sprawie dzwonisz?- Usiłowała wrócić na właściwy tor.
-No nie. To jest dość delikatna sprawa.- Było słychać jak głęboko oddycha.
-To coś poważnego?
-Można to tak nazwać. Możemy się spotkać?- Poprosiła Marika.
-Teraz?- Zdziwiła się Roxana.
-Niekoniecznie już. Ale dzisiaj. Za godzinę? Może dwie?
-Ale powiedz o co chodzi?- Roxana nie lubiła tkwić w takiej niepewności.
-Nie chce mówić przez telefon. Ale spokojnie, wszystko w porządku. Po prostu mam mały problem.
-No dobrze. Skoro to takie ważne, to w porządku.
-To może w kawiarni na rogu?- Zaproponowała.
-Figaro?
-Tak. O dziesiątej?
-Dobrze, to do zobaczenia.- Zakończyła rozmowę. Wstała i narzuciła jedwabny szlafrok na koszulkę. Poszła do pokoju Mikea aby zanieść mu telefon, nie było go tam. Położyła go na biurku i poszła do kuchni. Właśnie wyciągał kubek z szafki i wsypywał do niego kawę.
-Chcesz kawę?- Wzruszyła obojętnie ramionami. Uznał to za przytaknięcie.
-Coś nie tak z Mariką?
-Twierdzi, że wszystko w porządku.- Zalał kawę i podał jej. Sam oparł się o szafę i patrzył na nią. Zobaczył jej podkrążone oczy.
-Źle spałaś?- Ociągając się z odpowiedzią w końcu odparła:
-Prawie w ogóle.
-Dlaczego?- Wbiła wzrok w stół, który stał przed nią. Po chwili powiedziała mu o Harrym.
-Życie jest niesprawiedliwe.- Podszedł do niej. Chciał ją przytulić ale tylko stanął obok lekko się pochylając.
-Wszystko będzie dobrze.- Spojrzała na niego. Stała przed nim boso, w koszuli i szlafroku, który ledwo sięgał przed kolana. Mimo potarganych włosów i przyczerwienionych oczu była taka piękna. Sama Roxana natomiast czuła się niezręcznie w tej sytuacji. Zwłaszcza po tym, co zrobiła ostatnio. Wzrok przeniosła trochę niżej, krzyżując ręce na swojej piersi. Wyglądało jakby się chowała.
-Dziękuje.- Powiedziała. Mike lekko się odsunął. Miał wrażenie, że czuła się przy nim jak w klatce. Nie chciał by tak było.
***
We Figaro była przed czasem, usiadła przy stoliku i czekała. Po chwili do kawiarni weszła Marika. Szybko spostrzegła Roxanę i usiadła koło niej.
-Dziękuje, że jesteś. Boże nie wiem co robić!- Zaczęła z nutą paniki w głosie.
-Spokojnie. Wolniej. Co się dzieje?- Wzięła głęboki oddech. Oczy się jej lekko zaszkliły. W końcu zebrała się na odwagę i powiedziała.
-Chyba jestem w ciąży.