Fallout - Rozdział 3: Krypta 15

Autor: AS-R
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

            Teraz zaczynał paraliżować mnie strach. Bałem się, że jeśli odstrzelę te niuchające ryje, zza załomu wychynie sfrustrowany wieprz ważący tysiąc dwieście funtów i rzuci się na mnie tak jak Matka. Nie mogłem ryzykować.

            Wpadłem więc na genialny pomysł. Zanurzyłem rękę w odmętach mojego magicznego plecaka bez dna i wyciągnąłem nadgniłe, zbrązowiałe i pokryte takimi samymi, domagającymi się przekłucia, bąblami, co zerkające w moim kierunku świnie.

            Dyskretnie poturlałem jabłuszko w stronę pamiętającego lepsze czasy komputera. Prosięcia jak gdyby od razu chwyciły przynętę, bo kłębiąc się i obijając jedno o drugie jak gdyby próbowały się zepchnąć na ściany, ruszyły w kierunku żarła.

            Na nieszczęście oczom moim ukazał się również ten trzeci, czający się do tej pory w niewidocznym dla mnie miejscu.

            Nie mam bladego, kurwa, pojęcia, co to było. Zdążyłem tylko pomyśleć, jaka to szkoda, że nie zapłaciłem Ianowi tych stu kapsli i nie mam go teraz ze sobą. Potem wielki, brązowy stwór o wyjątkowo zdrowej i kosmatej sierści, ruszył walczyć o nadgniłe, podobne jemu barwą jabłko, z którego na wierzch wypełzały pewnie teraz sfory żądnych powietrza robali.

            Małe świnoszczury pisnęły kwicząc zajadle z rozgoryczenia. Tłusty, pękaty, przypominający kreta i co najmniej dziesięć razy większy od nich i przynajmniej dwa razy masywniejszy ode mnie pomiot nachylił się owarkując prosiątka swoim spiczastym ryjem i na jeden raz – jak hipopotam – połknął skisły owoc.

            Nie czekałem nim którykolwiek z tej całej menażerii zapragnie połknąć coś większego, co bez wątpienia zapewniłoby im znacznie więcej protein. Sięgnąłem po flarę, odkręciłem czubek i jednym zdecydowanym ruchem, posłałem ją w kierunku ofukujących się nawzajem popromiennych kompromitacji.

            Jasne, oślepiające światło w kolorze świeżych, porastających wybrzeża basenu Morza Śródziemnego pomarańczy wywołało pośród dwóch prosięci i jednego napęczniałego kreta taki szok i zamęt, że przez moment zwierzęta wiły się kwicząc i rzucając na ściany i siebie nawzajem. Kłapały przy tym nienawistnie dziobami i próbowały skryć oczy osłaniając je przednimi łapami.

            Bang-bang! Wypaliłem dwukrotnie celując prosto w wyraźne czoła świnoszczurów. Oba posłałem do piachu. Ich głowy rozbryzgnęły się przyozdabiając obrzydliwie obskurne ściany Krypty odrobiną malowniczej mieszanki kości czaszki, krwi, mięśni, ciała szarego i bezbarwnego, lecz ściekającego w miłym dla oka stylu, płynu rdzeniowo-mózgowego.

            Wtedy też rozwścieczony, wciąż ślepy lecz gotowy do bezwzględnej szarży kret (nazwijmy go kretoszczurem) ruszył na mnie, a ja mimowolnie, instynktownie, wycofałem się do tyłu w stronę wysadzonej grodzi Krypty 15.

            Strzelałem mierząc prosto między czerwone już (jakim cudem!?) ślepia nafaszerowanego promieniowaniem kretoszczura. Mimo to on wciąż parł naprzód. Kiedy opróżniłem cały magazynek,  przestraszyłem się, a widok jego zakrzywionych, pożółkłych kłów wystających gremialnie z ryja nie napawał mnie bowiem jakimikolwiek powodami do buddyjskiego spokoju.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
AS-R
Użytkownik - AS-R

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2015-02-27 21:39:56