Imię moje jak dźwięk pusty

Autor: Grzegorz
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

ę od nich raz na zawsze wyzwolić? Salomea Becu mama Juliusza tak do niego w 1839 roku pisała: „Nigdy tak jak teraz nie pragnęłam twój los, zabezpieczyć od wszelkich wpływów zmiennego losu...” Juliusz kocha mamę, pisze do niej listy, ale jakoś nie wraca. Przecież gdyby tak naprawdę chciał, to przedarł by się przez kordony, niczym jakiś ksiądz Robak. Ale zaraz, przecież ks. Robak to postać fikcyjna wymyślona przez Adama M. A Juliusz? Juliusz jest żywy. Z krwi i kości. Tzn. był żywy. Zresztą sam napisał „Żyłem...” „Żyłem z wami...” * * * Krok po kroku wgłębiając się w życie Juliusza, poznając jego oraz jego bliskich, wyłania się obraz niczym z puzzli, układanych pracowicie w długie zimowe wieczory. Okazuje się że jeżeli ktoś zapragnie przetrwać w świadomości następnych pokoleń to przetrwa. Tylko musi bardzo tego chcieć. To musi się stać celem jego życia. Jakaś sprzeczność jest w tym zdaniu. Czujesz to Jaśku? Celem życia co jest? No właśnie, co? Tutaj zabrnęliśmy za bardzo. Wracamy do Paryża. Jest rok 1845 16 października Juliusz gra już na najwyższych rejestrach: „... różnica moja z ludźmi jest ta, że z innego źródła niż oni biorę wiedzę moją... a stąd często przeciwko opiniom czynić lub mówić muszę...” I jeszcze tak pisze: „rozmiłowany w prawdzie i w prawdach, którymi przez Boga nakarmiony byłem, czynię co mogę, abym się czysty, szlachetny, niczym nie skalany w obliczu i przed okiem Stwórcy mojego zawsze stawił...” Jaśku, w tej sytuacji postawmy trzy gwiazdki. Nasz komentarz byłby tutaj nie na miejscu. * * * W tym samym liście pisze tak: „Moje oczy zupełnie od świata oderwane – a daleko gdzieś zwrócone – moje uszy, ciągle wielkich powiewów Bożych i głosów dosłuchujące, nie widziały i nie słyszały nic domowego... z tej strony prawie człowiekiem nie jestem...” * * * No i jak tu się nie dziwić pani Salomei gdy pisze ona do syna widząc jego portret, że ma obłąkane oczy. Jednakże Julek obłąkany nie jest. To jest pewne. On już nadaje na takich falach, których nie odbierają jemu współcześni. Pytanie tylko czy my odbieramy te fale? Nie. Na razie się dostrajamy. Słychać trzaski i szumy. * * * „Niech Was to bardzo nie obchodzi, co tutaj pisałem – albowiem pisałem to wieczorem, a w wieczór zawsze jestem w stanie gorączkowym”. Pisze to Juliusz 6 lipca 1831 roku. Ma 22 lata. Ciągła gorączka to przecież gruźlica. A Juliusz jest w Dreźnie. Zwiedza to piękne miasto. Razem z panną Dobrzycką i panią Ashton, angielką. Ogląda z wysokiego wzgórza panoramę Drezna. Przy zachodzie słońca okna w Dreźnie palą się jak tysięczne lampy. Tak to widzi Julek. Rzeką Elbą płyną statki z rozpiętymi żaglami i czółna rybackie. Jaśku, leć nad Elbę, wejdź na statek i powiedz im tak: -Tam na wzgórzu siedzi Juliusz Słowacki, o tam, widzicie, z dwoma paniami. -On widzi nas i opisze was w liście do Matki. On spowoduje, że będziecie wieczni. Będziecie żyć kiedy was już nie będzie. Zostawcie na chwilę te liny i stery, właśnie przechodzicie do historii. -Nie wiem co z wami będzie dalej. Jest 1831 rok. Nie doczekacie XX wieku, więc nawet nie próbuję wam tłumaczyć co to radio, telewizor, kamera. Ale pióro widzieliście. Pióro was uwieczni. Pióro Słowackiego. -O Krakowie słyszeliście? -Też nie? -On tam spocznie na wieki. Autorze książki „Imię moje...”, obsługa statku płynącego w lipcu 1831 roku Elbą przez Drezno, kazała przekazać że nie zna pana Słowackiego, jest jej to obojętne że on tam siedzi i pisze. Niech sobie pusze co chce. Dla nich ważne jest aby dużo ryb nałowić, sprzedać je i kufel dobrego piwa wypić. -Dobrze Jaśku

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Grzegorz
Użytkownik - Grzegorz

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2007-09-07 21:14:39