Niedostępna (8) Po cichu

Autor: zielona
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Czy istnieje możliwość, żeby znikło z człowieka nagle wrodzone pragnienie bycia kochanym, akceptowanym, chcianym? To ogromna potrzeba z którą się rodzimy, która determinuje często nasze działania, wybory, decyzje. Ludzie robią przedziwne, często sprzeczne z własną wolą i przekonaniami rzeczy, aby ją zaspokoić. Jeśli nie jest zaspokojona spada energia życiowa, pojawia się depresja, myśli samobójcze. Biolodzy tłumaczą, że to potrzeba wynikająca z podświadomej wiedzy, że tylko w „stadzie”, czy też w grupie jesteśmy w stanie w pełni żyć, rozmnażać się. Inne osoby zapewniają nam poczucie bezpieczeństwa, większą szansę przetrwania, zdobycia jadła, ciepła i takie tam. Potrzeba bliskości, miłości  i akceptacji sprowadzona do biologii? Hmm… Możemy spojrzeć ze strony religii. Pragnienie miłości jest w nas wpisane jako naturalny efekt posiadania duszy i chęci zjednoczenia z Bogiem. Chcemy kochać i być kochanymi bez granic, siłą umysłu wykraczającą poza lęk przed niebezpieczeństwem, a nawet przed śmiercią. Chcemy nie tylko być kochani, ale też kochać w sposób pełen pasji, poświęcenia, głębi , czułości i oddania (Żeby ktoś w nas obudził tę siłę, emocję, uczucie, które nas pochłonie w całości). Od strony psychologii? Socjologii? - Człowiek jest istotą społeczną, potrzebującą innych, aby w pełni rozwijać swoje możliwości i mieć pole do dzielenia się własnymi osiągnięciami. Potrzebuje uznania i wzmocnienia ze strony innych osób poczucia własnej wartości, przydatności, sensu istnienia. Inni ludzie są swoistym lustrem przez które postrzega siebie.

Tak, czy inaczej nikt nie zaprzeczy, że człowiek potrzebuje innych ludzi. Że są pustelnicy? To tylko wyjątek potwierdzający regułę. Mniejsza o pustelników. Teraz mamy Adę, która pustelnikiem nie jest, ale w ostatnim czasie odizolowała się od świata dość mocno. Pracuje z ludźmi, przemieszcza się między ludźmi, utrzymuje konieczne relacje, ale rękami i nogami broni się przed bliskością. Dlaczego? Bo została w życiu już wiele razy zraniona, poniżona i wszystkie dotychczasowe próby otwarcia się na bliskość, zbudowania więzi, każde zaangażowanie uczuć kończyło się dotkliwym ciosem i poniżeniem. Boi się zaufać znowu. Nie wierzy w możliwość szczęśliwego zakończenia, nie daje sobie szansy, żeby znowu spróbować. Nauczona doświadczeniem wie jak może się skończyć taka nieostrożność. Podczas ostatniego spotkania ze swoim kochankiem, którego miała traktować wyłącznie instrumentalnie coś się zadziało w jej psychice. Nie potrafiła jeszcze tego nazwać, ale, że się zadziało była pewna. Pojawił się przy tym paniczny lęk. Nowy związek wróżył kolejne emocjonalne zaangażowanie i kolejne zdeptanie godności, ciosy w samo serce, których nie była w stanie już unieść.

W Nowy Rok nie odbierała telefonów, a następnego dnia poszła do pracy z torbą podróżną w którą wcisnęła wszystko, cokolwiek Karol pozwolił sobie przynieść do jej mieszkania. Weszła do jego biura, przywitała się oficjalnie i oddała mu torbę. Zajrzał do środka i spojrzał na nią spod brwi.
 - Dziękuję bardzo za zaproszenie na Sylwestra i pożyczenie sukienki. – wypowiedziała oficjalnie.
 - Dziękuję za miłe towarzystwo. – odpowiedział nie spuszczając z niej wzroku – Dlaczego wyszłaś bez pożegnania? Myślałem, że zjemy razem śniadanie, pogadamy.
 - Nie wiem skąd panu to przyszło do głowy. Nie jesteśmy parą, a układ był chyba jasny.
 - Chyba się zagalopowałem. Pani wybaczy. Więcej to się nie powtórzy. Ma pani materiał na dzisiaj?
 - Materiał będzie za dwie godziny. Byłam trochę zajęta. Pan pozwoli, że odejdę do swoich obowiązków. – odwróciła się i odeszła pewnym krokiem. Dała radę, mimo, że serce waliło jej jak oszalałe. Powtarzała sobie, że to jest jedyne rozsądne wyjście, ale w środku coś nieznośnie gniotło.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
zielona
Użytkownik - zielona

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2019-07-21 10:48:39