W kropli

Autor: zibi16
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

1.

            Już wiedział, że jest chory, i wiedział co musi uczynić, by wyjść z tego zaklętego kręgu niemocy. A więc, ani kropli alkoholu. Koniec z paleniem papierosów, musi odżywiać się zdrowo. To znaczy, musi odnaleźć w sobie mocny grunt, na którym stanie. Codzienna gimnastyka, i wdychanie powietrza.

            Był spokojny.

            Co za wspaniałe uczucie… Przeciągać się, słyszeć jak strzelają stawy, czuć każdy mięsień ciała, jak pięknie pracują szczęki, gdy ziewa.

            Chodził po mieszkaniu z gracją ( jak wulkan przed erupcją ); chodził, jakby był strażnikiem jakiejś tajemnicy ( że strach go ogarniał).

 

            2.

            Udał się do wielkiego szpitala. Był to gmach nowoczesny, kilkupiętrowy, długi; wyglądał jak klocek pozostawiony na podwórku przez przerażająco wyrośnięte dziecko. I do tego klocka był przyklejony wieżowiec – drugi klocek.

            Szpital otrzymał nazwę od imienia świętej, lecz nie wiedział jaki przydzielono jej zakres zadań i obowiązków.

            Na parterze wtopił się w tłum ludzi. Część osób siedziała na ławach, inni dreptali po korytarzu. Na posadce rzucały się w oczy różnokolorowe linie i strzałki mające pomóc wystraszonym pacjentom w wyborze miejsca ich kaźni. Poza tym, uświadamiały im pospolitość ich chorób. A zarazem olśniewały pragmatycznym podejściem lekarzy do swej pracy.

            Panował tu gwar, nerwowa atmosfera, oczekiwanie. Podpierano się laskami, podciągano o kulach lub człapano w tzw. balkoniku. Kobieta siedząca obok niego czytała biblię i całowała cudowny obrazek. Gwar rozmów, przede wszystkim kobiecych, jakby to one czuły się tu najlepiej. Mężczyźni milczeli, jakoś smutno, ostrożnie.

            Zrozumiał wówczas dlaczego szpital przyjął nazwę od imienia świętej. Była ostatnią instancją dla chorych, i lekarzy.

            Cóż za brak wiary w lekarskie rzemiosło, i jakie alibi dla swej nieudolności! Był w przedsionku fabryki, z całą rzeszą bezbronnych chorych i połamańców, i wzbierało mu się na wymioty.

            Furgały po korytarzu białe fartuchy, co rusz taki fartuch krzykiem wywoływał pacjenta, a zdarzało się, że z kilku pokoi fartuchy wywoływały nazwiska, przekrzykując się, potęgując grozę.

            Poczuł się częścią całości. Był skazany na wspólne upokorzenie.

            I wciąż dźwięczało mu w głowie imię świętej, patronki szpitala. Jak ostateczne rozwiązanie kwestii chorych.

 

            3.

            Szpitalna rutyna.

            Pamiętać, by się nie poddać. Lekarz, chłopisko wielkie, zwaliste, wychodzi z pokoju; rękawy podwinięte, fartuch nie zapięty. Spojrzenie chłodne, inteligentne.

            Ucieka wzrokiem od jego oczu.

            Od początku uważają się za wrogów. Patrzą na siebie z pogardą, skrywaną za maską obojętności.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
zibi16
Użytkownik - zibi16

O sobie samym: Napisz kilka słów o sobie
Ostatnio widziany: 2023-05-04 18:17:38