dwa razy w tygodniu

Autor: roberta
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

. – Tylko tego… – Kolejny, lżejszy tym razem takt uleciał uwolniony spod jej rąk znaczonych fioletowymi śladami niczym farbą, krwią tamtego świata. – Pragniesz, prawda?

- Stań się… – Charlotte’a zaczęła po raz kolejny grać ekstatyczną melodię, by znów na niego spojrzeć i…

…przebudzenia były zawsze najgorsze. Nie chodzi o to, że bolało, że miała wrażenie, że rozsadzające pulsowanie w głowie napiera na każdy centymetr kwadratowy sklepienia jej czaszki. Nie, to było coś znacznie gorszego, to wewnętrzne uczucie przerażenia i tęsknoty za utraconą dopiero-co rzeczywistością. Za każdym razem przyrównywała to do topienia się, zwielokrotnionej paniki, gdy woda wdziera się w nozdrza, w usta, wędruje do płuc i powoli odbiera świadomość, nie pozwalając zapomnieć o tym, co się właśnie traci. Poczucie beznadziei i bezsilności. Tak, jestem topielicą, zastanawiała się Charlotte’a, gdy przytłumione odgłosy tłumu pod sceną pomału i nieśmiało zaczęły napierać do jej uszu.

Jeszcze przez chwilę zdawało się jej, że znów czuje zapach maku…Nie, to tylko Roisin. Zabawne – jego skóra ma w sobie coś z maku, będę musiała mu o tym wspomnieć, gdy tylko skończy się rytuał. Rytuał, powtórzyła w duchu jak mantrę, właśnie – rytuał. Wysoki, wiecznie zapatrzony gdzieś mężczyzna pochylał się właśnie nad nią, odpinając ją od „krzesła Boga”. A to oznaczało, że kolejny z nich nie wytrzymał dotyku absolutu. To już drugi trup w tym tygodniu, cmoknęła cicho i niewinnie puściła oko do Roisina.

Natomiast on ze skupioną miną zmierzył ją zimnym spojrzeniem i wiedział, że tak naprawdę w tej chwili nienawidzi go ze wszystkich sił. Zawsze tak jest, gdy odłącza się kogoś od „krzesła Boga’’. A już szczególnie Charlotte. Ich najwyższą kapłankę, wcielone bóstwo tłumu wiernych pod sceną. Dlatego zacisnął mocniej usta, w trakcie rytuału nie mogli sobie pozwolić na jakiekolwiek, niepotrzebne emocje.

Był na nią zły i czym prędzej ruszył w stronę drugiego krzesła, gdzie w pośmiertnych skurczach wciąż drgało ciało „wiernego”, a za plecami, wśród zwielokrotnionych szeptów i lęków tłumu, donośnym głosem przemawiał Hemingway. Odwrócił się i podniósł głowę, musiał przy tym przymrużyć oczy przez oślepiające słońce, z każdym dniem wypalające coraz bardziej pustynną ziemię po Zagładzie i spojrzał na tłum oblany pomarańczowym, gorącym światłem – obłaskawiane, pouczane fanatyczne stado owieczek. Hemingway robił to, co zawsze. Sprzedawał religię.

***

Brudna, wydeptana, szara i wysuszona na wiór. Wciąż unosiła się nad nią mgła pyłu, niczym duch nawiedzający cmentarzyska. Zmierzył ponurym wzrokiem ziemię pod sceną i po raz kolejny złapał się na tym, że próbuje oceniać jakość rytuału po pozostawionym bałaganie, wyrwie i bliznach na twarzy pustyni. Niezmiennie za każdym razem zadziwiały go także zdolności regeneracyjne piaszczystego krajobrazu. Doskonale zdawał sobie sprawę, że rano nie znajdzie już ani śladu przebywającego niedawno tam tłumu. Pustynny wiatr bezwzględnie i skrupulatnie walczył ze wszelką ludzką aktywnością, potwierdzając swoje panowanie. Hemingway zaśmiał się pod nosem na myśl, że jedyną i słuszną królową świata po Zagładzie jest pustynia.

W oddali wśród nędznych lepianek wioski mignęła w zachodzącym słońcu tabliczka na trumnie, a wraz z nią bladym odblaskiem twarze żałobników w niemym pochodzie. Jednakie sylwetki, zamazane i niewyraźne kształty ospale sunące w korowodzie, niczym szary wąż wijący się wokół obskurnych budynków. Hemingway i Roisin obserwowali całą sytuację, stojąc na kolorowej, mrugającej ciągle pojedynczymi neonami scenie, którą jeszcze tej nocy mieli zdemontować, by na

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
roberta
Użytkownik - roberta

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2010-06-13 14:25:35