¯uaw ¶mierci

Autor: Rekrijent
Czy podoba³ Ci siê to opowiadanie? 0

 Na stycz­nio­we niebo wscho­dzi­³o S³oñ­ce, le­ni­wie wy­chy­la­j±c siê znad bia­³ej linii ho­ry­zon­tu. Jego po­b³a¿­li­we i no­stal­gicz­ne pro­mie­nie, siê­ga­j±c coraz dalej spra­wia­³y, i¿ pu­szy­sty ¶nieg cu­dow­nie skrzy³ siê, za nic maj±c zbli­¿a­j±­c± siê wio­snê. Wszyst­ko zda­wa­³o siê wzra­staæ w si³ê w ob­li­czu pro­mie­ni s³o­necz­nych. Za­rów­no po­la­ny i ³±ki, teraz przy­kry­te war­stw± bia­³e­go puchu, jak i ¶pi±­ce snem zi­mo­wym drze­wa spra­wia­³y wra­¿e­nie jakby wiêk­szych i po­tê¿­niej­szych. Za spra­w± tej cu­dow­nej ja­sno­¶ci, która roz­la­³a siê wszê­dy po bia­³ym po­kry­ciu na­tu­ry, w oczy bi³a na­dzie­ja nad­cho­dz±­cej wio­sny, która osta­tecz­nie zwy­ciê­¿y okres zi­mo­we­go za­sto­ju w ¿yciu przy­ro­dy.

 Jed­na­ko­wo¿ na dro­dze pro­mie­ni, które do­tych­czas bez­tro­sko za­le­wa­³y wszech­obec­n± biel, sta­n±³ obiekt obcy, zu­pe³­nie nie­ade­kwat­ny do cu­dow­ne­go stycz­nio­we­go kra­jo­bra­zu. Nie­zwy­k³a, bo jak¿e ró¿na od oto­cze­nia, po­staæ sta³a na ¶rod­ku od­¶nie­¿o­nej i po­sy­pa­nej pia­skiem drogi, która po obu stro­nach gra­ni­czy­³a z za­mar­³y­mi obec­nie po­la­mi. By³ to nie­zwy­kle odzia­ny cz³o­wiek, al­bo­wiem ca³­ko­wi­cie spo­wi­ja³ go kolor czar­ny, a je­dy­nie na­kry­cie g³owy ró¿­ni­³o siê barw± od resz­ty stro­ju; jego g³owê zdo­bi³ czer­wo­ny fez z pa­skiem bia­³e­go fu­ter­ka na­szy­tym na oko³o i zwi­sa­j±­cym czar­nym frêdz­lem.

Jego wy­twor­ny ubiór, wyraz sku­pie­nia i po­wa­gi na twa­rzy, a tak¿e ka­ra­bin z ba­gne­tem prze­wie­szo­ny przez prawe ramiê spra­wia­³y, i¿ pre­zen­to­wa³ siê on do­praw­dy nie­by­wa­le, kiedy sto­j±c tak w osa­mot­nie­niu wy­cze­ki­wa³ cze­go¶, tyko jemu wia­do­me­go.

 Wtem da³o siê s³y­szeæ ro­sn±­ce dud­nie­nie; z po­cz±t­ku pra­wie nie­s³y­szal­ne, sta­wa­³o siê coraz g³o­¶niej­sze i bo­gat­sze o inne d¼wiê­ki. Mê¿­czy­zna na ¶rod­ku drogi wy­ci±­gn±³ rêce z kie­sze­ni i z nie­zmien­nie po­wa¿­nym wy­ra­zem twa­rzy, roz­pi±³ swój sur­dut uka­zu­j±c wspa­nia­³± czar­n± ka­mi­zel­kê z na­szy­tym du¿ym, bia­³ym krzy­¿em. Na­stêp­nie zdj±³ z ra­mie­nia ka­ra­bin, ce­re­mo­nial­nie nabi³ od­przo­do­wo i uwieñ­czy³ na­k³a­da­j±c z ty³u ka­pi­szo­ny; broñ by³a go­to­wa do strza­³u, a od­g³o­sy zza wznie­sie­nia ju¿ do­sko­na­le s³y­szal­ne i zro­zu­mia­³e. By³ to tê­tent kopyt pary koni i roz­mo­wa dwóch je¼d¼­ców; nie roz­ma­wia­li oni w oj­czy­stym jê­zy­ku cz³o­wie­ka ubra­n

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz byæ zalogowany, aby komentowaæ. Zaloguj siê lub za³ó¿ konto, je¿eli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Rekrijent
U¿ytkownik - Rekrijent

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2015-02-06 15:18:00