Dzieci boże

Autor: LKZelewski
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

I wtedy Kuba obejrzał się za siebie. Teren na którym krzątali się technicy był rzęsiście oświetlony. Robili zdjęcia i jakieś inne rzeczy. Kuba przyjrzał się, bo najpierw nie uwierzył, co właściwie widzi. Nie pierwszy raz widział zwłoki, ale dotychczas było kilka osób, które zmarły z przyczyn naturalnych, jakaś ofiara mrozu. A teraz… Wytężył wzrok. Starał się pohamować, ale nie mógł. Boże, pomyślał, kto mógł zrobić coś takiego? Odszedł na bok, oparł się o drzewo. Było mu coraz gorzej. Co to za bydlak?, pytał sam siebie. Kto mógł?... Pochylił się, kiedy wstrząsnął nim skurcz i zwymiotował sobie na buty.

 

ZŁO

dzień trzysta siedemdziesiąty piąty

 

Janina przemierzała tą samą trasę właściwie codziennie – w drodze na zakupy, do lekarza, odprowadzając wnuczka do szkoły, tak jak teraz, idąc, żeby go ze szkoły odebrać. Mieszkała w bloku niedaleko stąd i okolica była jej dobrze znana. Przyzwyczaiła się do niej.

Jedyny wyjątek stanowiło to dziwne miejsce. Niby nic takiego, ot zwykły skwer ze starymi drzewami, tuż obok szeregowych garaży. Zazwyczaj było tu jednak nieprzyjemnie pusto, a tym razem na dodatek czuła mrowienie na plecach, jakby ktoś obserwował ją, czając się gdzieś, gdzie nie mogła go zobaczyć. Rozejrzała się, ale nie zauważyła niczego. Ani nikogo. To tylko moja wyobraźnia, próbowała się uspokoić. Wrażenie jednak pozostało, a nawet pogłębiło się. I wtedy zza budynku garaży wyłonił się ubrany na czarno człowiek.

Janinie wydawało się przez moment, że serce jej stanęło. Zwolniła kroku, właściwie stanęła w miejscu, a człowiek szedł wprost do niej. W telewizji ciągle mówią o napadach i innych okropnościach.

- Wszystko w porządku? – zapytał człowiek. Janina nie wiedziała co zrobić, chciała się odezwać, ale tylko oddychała nerwowo. Zabije mnie, pomyślała gorączkowo.

- Nic pani nie jest? – spytał. – Pani Janino, dobrze się pani czuje?

- Tak – wychrypiała. Sąsiad. Jej sąsiad z mieszkania obok. Nie poznała go. Głupia jestem, skarciła się. Teraz pomyśli, że dziwaczna ze mnie starucha.

- Bardzo blado pani wygląda. Nie odprowadzić pani do domu?

- Nie dziękuję – powiedziała normalniejszym głosem. – Po wnuczka idę, słabo mi się zrobiło. Już dobrze.

- Na pewno?

- Tak.

- To dobrze – uśmiechnął się. – Proszę na siebie uważać.

- Dziękuję, muszę iść po wnuczka – odpowiedziała i ruszyła powoli przed siebie, a sąsiad poszedł w swoją stronę. To taki sympatyczny człowiek, a ja wzięłam go za jakiegoś zbira, pomyślała. Uspokojona przyspieszyła kroku w miarę swoich możliwości, ale nieprzyjemne uczucie, że gdzieś w pobliżu czai się zło powróciło i zaczęło się pogłębiać.

 

WERONIKA

dzień czternasty

 

Leżał na plecach. Pod sobą miał torturowaną kanapę, która wydawała dziwne dźwięki. Na sobie miał dziewczynę, która również wydawał dźwięki. Pierwsze okrzyki rozkoszy.

Weronika siedziała na nim okrakiem. Trzymał ją za biodra i poruszał się w rytm jej ruchów. Czuł jak jego członek porusza się wewnątrz niej. Patrzył na jej odchyloną do tyłu głowę, na jej falujące w rytm ich ruchów obfite piersi. Złapał jedną z nich i gwałtownie pieścił przez chwilę. Przesunął dłoń wyżej, aż do szyi Weroniki. Złapał ją gwałtownie za kark, przestał poruszać biodrami i zmusił ją, by się zgięła i zbliżyła twarz do jego twarzy.

Zaskoczona gwałtownością tego, co zrobił spojrzała mu w oczy. Wykonał kolejny ruch, tak, że teraz leżał na niej. Dłońmi trzymał jej nadgarstki, na które spojrzała jakby z niepokojem. Znów spojrzała mu w oczy, ale teraz się uśmiechała.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
LKZelewski
Użytkownik - LKZelewski

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2020-07-13 21:42:22