Dzisiaj żyjem, jutro gnijem

Autor: Horsztynski
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

- Zakończona twoja chłopska dola - powiedział Kozak do trupa. - Kiedy cię wieszali to musiał być najszczęśliwszy dzień w twoim życiu.

- Ty mnie powiesiłeś - chłop nagle otworzył oczy, a jego usta przemówiły. - Ale teraz na ciebie przyjdzie czas. Ty dobrze wiesz, że komu co przeznaczone, tego nie minie.

Charakternik sypnął solą i odwrócił się. Tym razem czuł się już zaniepokojony. Potem zaczął się uspokajać, że skoro ma wgląd w przyszłość, to jeśli śmierć się zbliża do niego, wiedziałby. Dostałby jakiś znak, czy to na jawie czy śnie. Zaraz jednak dotarło do niego, że to właśnie mógł być ten znak. Dusze pomordowanych przez niego ludzi, czekają aż on dołączy do nich. I z pewnością pragną by wieczność dla Hryhorego mijała w jak największym cierpieniu. Takim samym cierpieniu, jakie on sprawił dla nich.

Przypomniał mu się teraz znajomy ataman Ostap Bondarczuk, sławny i dzielny mołojec, który zaczął żałować za grzechy. Odkupienia chciał szukać w klasztorze ale go chłopi rozszarpali na kawałki. Tamten ostrzegał młodego Kozaka, by zboczył z drogi malowanej krwią, póki nie jest za późno. Hryhory naśmiewał się z niego. Wtedy był młodym panem życia i śmierci. Teraz zaczął się zastanawiać. Nie skrucha się w nim obudziła, bo skrucha i sumienie były mu obce. Raczej obawy o swój przyszły los. Zbawienie nie było nawet w zasięgu jego marzeń. Swoimi czynami przeszedł wszelkie granice i wyobrażenia, takoż możliwość rozgrzeszenia stracił lata temu. Zostało tylko Piekło lub wieczna tułaczka po świecie jako widmo. Oczywiście duchem będąc, dalej mógłby dla radości swojej własnej ludzi męczyć. Chyba, że sam byłby męczony przez swoje przeszłe ofiary.

Był już wieczór, gdy Hryhory wyszedł z lasu. Gdyby był wrażliwy na piękno, a nie na okrucieństwo, z pewnością urzekłoby go piękno krainy i ukraińskie lato. Bzyczały owady, śpiewały ptaki, a nos wyłapywał całą gamę zapachów. Niebo było pomarańczowe od zachodzącego słońca, a ziemia w kolorze zieleni i dojrzewającego zboża. Zboża, którego nie ma komu zebrać. W dole bowiem była opuszczona wieś. Widok całkowicie normalny, gdyż od wybuchu powstania, opustoszały nie tylko wsie, ale i całe regiony. Wielu chłopów przyłączyło się do powstania Chmielnickiego. Kobiety i dzieci, które zostały we wsi, pochwycili Tatarzy, którzy nota bene byli sojusznikami Kozaków, i popędzili ich na Krym. Mnóstwo narodu oddał Chmielnicki Tatarom w jasyr, w zamian za ich pomoc. Mnóstwo zaś zostało wyciętych lub wbitych na pal przez wojska Rzeczpospolitej, w zemście za spalone dwory i inne doznane krzywdy. Czasem jednak było to przelewanie krwi niewinnych. Krew niewinnych użyźniła ziemię na zielonej Ukrainie.

Tereszczuk skierował swe kroki w stronę wsi. Jedzenia z pewnością by nie znalazł, ale może znajdzie studnie i zaspokoi pragnienie. Chyba, że ktoś znowu wrzucił do studni ciała i cała woda już nie nadaje się do picia. Sam robił tak wiele razy. Strumyki i rzeczki z których ludzie i zwierzęta czerpały wodę, również zatruwał. Ot tak, z czystej złośliwości, dla rozrywki.

Spuścił żurawiem wiadro w głąb studni i wyciągnął pełne. Już chciał zanurzyć w nim swój łeb, gdy spojrzał na własne odbicie w wodzie. Skamieniał. Oblicze, które widział było trupie, a oczy wyjedzone przez kruki.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Horsztynski
Użytkownik - Horsztynski

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2016-03-14 17:20:37