Fallout - Rozdział 4: Najeźdźcy, cz. 2

Autor: AS-R
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

            Kiedy Blaine opowiadał, portier-wykidajło słuchał z narastającą w nim fascynacją. Kiedy zniknął wewnątrz budynku, Blaine Kelly był święcie przekonany, że wszystko układa się zgodnie z jego planem.

            I w gruncie rzeczy, było dokładnie tak jak przypuszczał.

 

17

 

            W chwili gdy Blaine Kelly znalazł się w pomieszczeniu audiencyjnym Garla, zrozumiał, iż na jakąkolwiek rejteradę jest już zdecydowanie za późno.

            Oczywiście Blaine nie miał najmniejszej ochoty, ani potrzeby wycofywać się. Ewentualność ta przeszła mu tylko przez myśl, ale w obliczu skrzętnie realizowanych ogniw jego skrzętnie uknutego planu, była swoistą abstrakcją.

            Jednak jak miało się za chwilę okazać, Blaine miał uświadczyć pewnego wkalkulowanego we wszystko ryzyka. Ryzyko to było drobną skazą na jego kryształowych wręcz knowaniach, ale z racji tego, iż nie dotyczyło go bezpośrednio, stanowiło raczej nieprawdopodobny wręcz przypadek, niźli faktyczną przeszkodę na drodze do uratowania Tandi i Krypty 13.

            Właściwie, to było pewnego rodzaju ofiarą na rzecz większego dobra.

            Opierający się o stare, niechlujne biurko z czasów sprzed Wielkiej Wojny Garl mierzył Blaine’a osobliwym spojrzeniem. Jego matowe wręcz oczy były szare. Zupełnie jakby przytłaczające, monochromatyczne spektrum pustyni nieodwracalnie odcisnęło na nich swoje piętno wypalając wszelkie pokłady zamieszkującego niegdyś Garla dobra. Jak gdyby dla kontrastu jego twarz zdradzała aż nazbyt wiele. Szorstka, ociosana w kwadrat szczęka poruszała się rytmicznie i nieco nonszalancko, kiedy bandzior numer jeden żuł resztki – bogowie raczą wiedzieć skąd pozyskanego – tytoniu. Groźna, łobuzerska fizjonomia sama przez się wyrażała, że jej właściciel nie jest człowiekiem, z którym chciałbyś wybrać się na niedzielną partyjkę golfa; popykać trochę piłeczkę w promieniach przyjaznego, sierpniowego słoneczka, a potem kulturalnie podać sobie ręce salutując w imitacji żołnierskiego pozdrowienia dotykając dwoma palcami kaszkietu.

            Natomiast jeżeli szukałeś kogoś, kto pomoże ci pozyskać taktyczną głowicę termojądrową i zdetonować ją, dajmy na to, w centrum San Francisco – przy okazji dokonując po drodze niepoliczalnych wręcz aktów wandalizmu i destrukcji, gwałcąc, co popadnie i na dokładkę mordując, mordując i raz jeszcze mordując, a jedyną kwestią, która mogłaby przysporzyć ci ewentualnych zmartwień, to ilość „kapsli” pobrzękujących w sakiewce, która po skończonej robocie przypadnie każdemu z was, cóż Garl zdecydowanie był właściwym człowiekiem na właściwym miejscu.

            Opierając się o zdezelowane biurko z na wpół powysuwanymi szufladami, Garl trwał w milczeniu żując tytoń. Nogi splótł na wysokości kostek, zaś ręce tam, gdzie jego korpus pokrywał metalowy, dość unikalny pancerz, o jakim Blaine nigdy wcześniej nie słyszał. Pomimo, iż wszędzie dookoła panował niewysłowiony pierdolnik, pancerz Garla lśnił niczym chromowane psie jaja. Lśniły również znajdujące się na lewym naramienniku spiczaste kolce. Blaine „podziwiał” je zastanawiając się, ilu ludzi zdołał nadziać na nie bezwzględny wódz najeźdźców.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
AS-R
Użytkownik - AS-R

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2015-02-27 21:39:56