Fallout, rozdział 5: Złomowo - część 1 - partia b

Autor: AS-R
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

            Czarnuch z zawieszonym nad cynglem palcem musnął czuły spust sprowadzając na jedną z zebranych w pomieszczeniu osób widmo śmierci.

            Czający się za jego plecami, niezauważony do tej pory Ochłap z dzikim wilczym rykiem rzucił się do łydki napastnika i zatopił swoje zwierzęce kły w jednej z jego pięt, przegryzając skurwielowi ścięgno Achillesa.

            Czarnuch krzyknął i przechylił się do tyłu. Jednak jego przerażony mózg nie był już w stanie skorygować wyprowadzonego do palca impulsu i siłą bezwładności cyngiel został pociągnięty, a rdzewiejący Remington wypalił.

            W tym samym momencie Ochłap wypluł fragment krwawiącej pięty. Jednocześnie trzy celnie wyprowadzone przez Blaine’a kule roztrzaskały mostek i przebiły serce murzyna. Kolejna wymierzona przez znajdującego się wewnątrz sklepu gliniarza rozłupała czaszkę zabójcy obryzgując wbiegających do środka strażników krwią, kawałkami kości, płynów ustrojowych i mózgu.

            Pocisk wystrzelony z Remingtona wyłupał pokaźną dziurę w rdzewiejącym dachu. Do środka zaczęły wsączać się strugi chłodnego deszczu.

            Gdzieś na zewnątrz rozległ się grzmot wywołany rozbłyskującym wcześniej piorunem.

            Wszyscy trwali przez moment w absolutnym napięciu i milczeniu.

            Jedynie czarny lump zdawał się już zupełnie odprężony. Wokół niego narastała gęsta plama oleistej krwi w kolorze buraków.

 

28

 

            Dzień dwudziestu ósmy

 

            Kto by przypuszczał, iż ten dżdżysty i zimny dzień chluśnie z rozpostartych ponad nim czarnych chmur taką masą kłopotów. Kłopotów, które w swój głęboko ironiczny sposób również były czarne i w tej jednej chwili uosabiały się pod postacią pakowanego do celofanowego wora truchła oszalałego murzyna-zabójcy o wyłupiastych, nieco koźlich oczach. Doktor Kostuch, który po moich bliższych obserwacjach wydał mi się podejrzanie podekscytowany perspektywą kolejnego, trafiającego do niego na przestrzeni kilku ostatnich dni ciała, stwierdził pospiesznie zgon i równie pospiesznie wyniósł resztki. Zakonotowałem w moim Pipku (uznałem, iż tą pieszczotliwą nazwą będę od teraz zastępował nieco nazbyt formalne określenie PipBoy’a), żeby mieć się na baczności, gdybym kiedyś nieopatrznie bądź bezwolnie trafił do lokalnego szpitala.

            Kilian zniósł zamach na swoje życie ze stoickim spokojem. Właściwie to był nawet podekscytowany na swój sposób. Naturalnie tego samego nie można było powiedzieć o dwóch gliniarzy, sterczących przez większość wieczoru na deszczu, którzy w chwili nadciągającego zagrożenia mogli wykazać się jedynie tym, że zostali od stóp do głów zroszeni resztkami czarnuszka (też pieszczotliwie, prawda?) w efekcie czego jeden z nich upadł na kolana, złapał się za brzuch i również postanowił okrasić otoczenie płynną zawartością samego siebie.   Wzniesiony przed atakiem bojowy okrzyk całkowicie obnażył tożsamość głównego prowodyra tego, co rozegrało się dzisiaj w wielobranżowych sklepie burmistrza. Gizmo, nad którym również zbierały się ciemne, gęste chmury, uosabiał wszystkie kłopoty nękające dobrych ludzi próbujących każdego dnia budować nowy lepszy świat, wznosząc spośród wypalonych nuklearną wojną przyszłe kolebki amerykańskiej cywilizacji. Jeżeli coś miało zostać zrobione, to należało zrobić to jak najszybciej. Lecz niestety, wedle słów Killiana, nie można było wykraczać poza prawną moc obowiązującą na terenie miasta.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
AS-R
Użytkownik - AS-R

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2015-02-27 21:39:56