Miecznik (I)

Autor: poskart
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Czworo ubranych na miejską modę szło starym, niepatrolowanym przez gwardię książąt Wygórza traktem. Biegnący raczej daleko od głównej drogi gościniec pozostawiał wiele do życzenia. Kamienie były wyraźnie obluzowane a miejscami zastąpione przez wdzierającą się z powrotem na te tereny roślinność. Jeśli zaś o roślinność idzie to była tu całkowicie nieregularna, toteż zwalone pniaki przecinały drogę od czasu do czasu a gałęzie zwieszające się nad drogą i skutecznie utrudniające konną jazdę można tu było uznać za normalne. Poza tymi licznymi minusami trakt miał jedną zaletę. Nie sięgało doń żadne prawo… za wyjątkiem może popularnego prawa silniejszego. Zaleta ta – tutaj, na wygórskiej ziemi okazywała się tak skutecznie rekompensować inne braki że taborami całymi ściągała na gościniec – zwany przez tubylców zbójczym czy też nożalniczym, od noży które można tam było znaleźć we własnych plecach – ciżba istot każdej maści, które z tych czy innych powodów nie miały ochoty na bliższy kontakt z żelazną pięścią wygórskiej sprawiedliwości… Zwłaszcza że Wygórze nie posiadało nadrzędnego aparatu porządkowego. Nie miało również opłacanej z kiesy rad miejskich straży milicyjnej. Zamiast tego, sprawiedliwości strzec mieli książęta, pomiędzy których podzielony był kraj. Każdy z książąt opłacał więc swoich „gwardzistów”, którzy utrzymywali porządek na terytoriach przynoszących bezpośredni zysk księciu… i ani na łokieć dalej. Czwórka podróżnych doskonale zdawała sobie sprawę z nieudolności funkcjonowania takiego systemu.

-No to pokazalimy ważniakom z Latarni, co Wiklef? – mężczyzna zwany Wiklefem roześmiał się serdecznie i poklepał pobrzękującą torbę którą niósł.

-Wygórzaki się nie połapały… nic się nie znają na złodziejstwie.

-Ano… Ni cholery, można by im łóżko na którym śpią razem z nimi w nocy na wóz załadować a i tak by nie zauważyli póki by im deszcz z nieba na mordy nie spadł…

-Przesada to letka Antek… Mogliśmy zginąć tym razem. – mężczyzna rozmasował szyję jakby czują na niej zaciskającą się pętle – Ochroniarz tego Sangryty to największe bydle jakie widziałem… Ludzie tacy wielcy nie rosną…

-Bo jego matka pewnie puściła się z trollem Wiklef!

-Nie mówmy źle o zmarłych…

-Taa… zaszlachtowali go jak prosiaka, co? – Wiklef spuścił wzrok i pokręcił głową jakby niedowierzając obrazom we własnej głowie.

-Jak prosiaka – powtórzył słowa przyjaciela wpatrując się w plecy idącej przed nimi dwójki

-A tak w ogóle… ufasz naszym nowym towarzyszom podróży? –zapytał Antek ściszając głos. Wiklef niby niedbale rzucił wzrokiem na łysego mężczyznę w zielonej mieszczańskiej hoppelandzie i towarzyszącą mu śliczną młodą dziewczynę o burzy rudych włosów.

-To pierwszy… kupiec… tak się przedstawił, prawda? Więc to pierwszy kupiec jakiego widzę który podróżuje tylko z córką…

-Nie sądzę… - szepnął Antek uśmiechając się krzywo.

-Hmmm…?

-Nie sądzę by była jego córką… Widziałeś kiedyś by kto tak swej córki dotykał? –Wiklef parsknął śmiechem i odparł szeptem – Widziałem… ścięliśmy skurwysyna jak tylko…

Nie zdążył dokończyć myśli bo na jednym z pniaków leżących w poprzek drogi pojawił się brudny mężczyzna w skórzanej kurcie nabitej ćwiekami. Przy pasie miał topór.

-Stać psie kurwy! – wrzasnął zapluwając kaftan a na drodze znalazło się jeszcze pięciu podobnych mu ludzi. Wiklef był na tyle doświadczonym złodziejem, że gdy tylko zauważył jeszcze dwóch z kuszami kryjących się w krzakach, zrzucił torbę z ramienia i uniósł ręce w górę. Antek bez zawahania poszedł w ślady mentora.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
poskart
Użytkownik - poskart

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2011-10-27 15:01:53