Niedostępna (14) Koniec

Autor: zielona
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Zaczęłam od tego, że każdy ma w sobie wrodzone pragnienie kochania i bycia kochanym i każdy ma jakąś własną, indywidualną granicę za którą mówi dość. Po kolejnej porażce, dotkliwym ciosie, zranieniu boi się próbować po raz kolejny, nie ma sił na przyjęcie kolejnego ciosu. Asekuracyjnie woli trzymać się z dala od wszystkiego co mogłoby znów wciągnąć w wir emocji prowadzących nieuchronnie do katastrofy. Ada – nasza bohaterka miała już sporo przejść za sobą i tak naprawdę nie wierzyła już w szczęśliwe zakończenie. Spotkanie z rodziną Karola tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że nie ma dla niej szczęśliwych zakończeń i to co się stało stać się musiało. Fatum? Przeznaczenie? Krzyż, który został jej dany i z którym miała żyć? Jakkolwiek by tego nie nazwała była święcie przekonana, że miłość damsko męska nie jest jej pisana i zrobiła błąd przylatując do Stanów. Utwierdziła się. Teraz mogła wrócić do domu i czekać na pojawienie się dziecka. Żałowała pieniędzy, które musi wydać na bilet powrotny, bo były jej potrzebne. Mogła za nie wyposażyć pokój dla maleństwa, przeznaczyć je na życie po porodzie. Nie liczyła na pomoc od nikogo, a przecież opiekując się dzieckiem nie mogła zarabiać, a koszty utrzymania miały wzrosnąć. Tak. Pieniędzy, które przyjdzie wydać na bilet żałowała bardzo. Babcia opłaciła jej bilet w jedną stronę, ale w drugą – w zaistniałej sytuacji nie śmiała prosić o pomoc. Wstała około dziewiątej. Spokojnie wzięła prysznic, spakowała się i zeszła na śniadanie. Jadła je, raz po raz spoglądając na zegarek, gdy przyszedł do niej młody człowiek z obsługi hotelowej z telefonem pytając:
 - Pani Adrianna Lipiec? Telefon do pani. – odebrała i usłyszała głos Szymona
 - Ada jesteś jeszcze w hotelu? Jadę po ciebie. Nigdzie się nie ruszaj. Adwokat wniósł sprawę o zwolnienie Karola za kaucją. Wygrał. Załatwiają jeszcze procedury i formalności. Za chwilę będzie wolny. Poczekaj to zabiorę cię z hotelu i przyjedziesz ze mną, żeby go powitać na wolności. Pogadacie.
 - Nie. Nawet nie przyjeżdżaj. Nigdzie z tobą nie pojadę. Wracam do domu.
 - Ada nie wygłupiaj się. Zaraz będę. Poczekaj kilka minut.
Ada rozłączyła się. To tylko skłoniło ją do przyśpieszenia decyzji. Poprosiła o rachunek za śniadanie spytała mężczyznę z obsługi o numer do jakiejś firmy taksówkarskiej i z trzymanego telefonu wezwała taksówkę. Szybko zebrała bagaż, zdała klucze, rozliczyła się i wsiadła do auta, które po nią przyjechało. Miała dość rozmów, tłumaczeń i przepychanek. Chciała już tylko spokoju i powrotu normalności. Myślami była już w Polsce. Musiała teraz zaplanować swoje życie z ograniczonym budżetem. Najpierw miała dostać zasiłek macierzyński, a później… Gdyby jej pozwolili pracować w domu, chociaż na pół etatu razem z maleństwem, chyba dałaby radę, tylko musiała się postarać o taką możliwość, popytać. Do tej pory ze wszystkim sobie jakoś sama radziła, więc i teraz też musiała sobie poradzić. Dotarła do lotniska skoncentrowana na procedurach i czynnościach związanych z odprawą. Sprawdziła, czy ma wszystkie dokumenty, znalazła odpowiednie miejsce odprawy, miała jeszcze trochę czasu, więc usiadła. Siedziała kilkanaście minut patrząc na przechodzących ludzi, kiedy obok zobaczyła znajome twarze. To był Gerard i jego adwokat. Zmierzali prosto do niej.
 - Pani Lipiec – już z daleka odezwał się adwokat – Bardzo się pani pośpieszyła. O ile pamiętam mieliśmy umowę. – wyjął teczkę z dokumentami i długopis – Miała pani przed odlotem coś podpisać. Proszę. To jest dokument, którego pani żądała od nas. Podpisany. – Wyjął z teczki i przedłożył jej zadrukowana kartkę papieru. Prześledziła ją wzrokiem: „Oświadczam, że nie roszczę sobie żadnych praw związanych ze sprawowaniem opieki i władzy rodzicielskiej nad dziećmi urodzonymi z Adrianny Lipiec… Dalej nie czytała, bo oczy zaszły jej wilgocią. Spojrzała jednak niżej. Na dole był podpis. Wzięła z rąk adwokata drugi formularz. Zaczęła czytać wzrokiem. : Ja, Adrianna Lipiec oświadczam, że nie mam wobec pana Karola Zielińskiego urodzonego…  żadnych roszczeń z żadnego tytułu i nie potrzebuję żadnej pomocy materialnej, ani innej. Ponadto oświadczam, że w pełni świadomie zrzekam się wszelkiej pomocy, oraz praw spadkowych ze strony rodziny pana Karola Zielińskiego w imieniu swoim i swoich przyszłych dzieci teraz i w przyszłości, nawet jeżeli… Było jeszcze coś, ale Ada nie doczytała. Łzy cisnęły jej się do oczu. Chciała mieć tych ludzi jak najszybciej z głowy. Podpisała, a oni podziękowali i odeszli. Później jakoś tak zupełnie mimo woli z jej oczu popłynęły łzy. Była już przy bramce odprawy, gdy z daleka zobaczyła Szymona i Karola. Odwróciła głowę, żeby jej nie zauważyli. Przeszła przez odprawę pośpiesznym krokiem. Kiedy wsiadała do samolotu serce biło jej jak werbel, ale nie miała wątpliwości, że dobrze robi. Podpisał. Nie chciał mieć nic wspólnego z ich dzieckiem, więc ona nie chciała mieć nic wspólnego z nim. Nigdy.
Poleciała do domu ze znów pokiereszowanym sercem, ale ogarnęła się. Miała w sobie swoje dziecko, które miało tylko ją. Miała dla kogo żyć. Podlała i poprzycinała swoje rośliny, przewietrzyła mieszkanie. Siedząc na tapczanie już planowała gdzie będzie łóżeczko, gdzie komoda dla dziecka, przewijak. Dziecko raz po raz dawało o sobie znać wiercąc się – teraz już odczuwalnie. Mówiła do niego, uśmiechała się, pytała o rady, jakby jej już słuchało. Zadzwonił telefon. Spojrzała. Karol. Po tylu miesiącach. Zdenerwowana wyłączyła telefon całkowicie. Miała jeszcze półtora tygodnia urlopu w związku z czym postanowiła pojechać do rodziców. Pasowało w końcu poinformować ich, że zostaną dziadkami.
 W domu była tylko matka. Ojciec gdzieś na targu z owocami. Matce nie musiała nic mówić. Kiedy zdjęła kurtkę w której przyjechała, niezbyt szeroki, żółty sweterek ujawnił wypukłość. Kobieta objęła ją zdumionym wzrokiem i aż sobie siadła. Nie pytała czy jest w ciąży, tylko stwierdziła.
 - No masz ci los. A to heca. Który to miesiąc? Czwarty?
 - Zaczął się szósty.
 - A tatuś gdzie?
 - Nie ma. Chciałam dziecko. Tatuś to dodatek przereklamowany. Sama je wychowam.
 - Zgłupiałaś całkiem? Dziecko potrzebuje i matki i ojca. Tak jest stworzony ten świat. Całkiem ci się w głowie poprzestawiało w tym mieście. Jak ty to myślisz żyć?
 - Normalnie. Najpierw pójdę na urlop macierzyński, a później wrócę do pracy, dziecko pójdzie do przedszkola.  Damy radę. Co do ojca… Ja miałam ojca i jakoś nie widzę w tym fakcie żadnej dobrej strony, nie ubogaca to mojego życia w ani jedno dobre wspomnienie. Powiem ci mamo, że wprost przeciwnie. Moje dziecko będzie miało tylko mnie i może będzie miało dzięki temu szczęśliwe dzieciństwo.
 - Całkiem ci się w głowie poprzewracało od tego miasta. Nie wiem co to za pokolenie teraz rośnie. Albo dzieci bez ojców, albo rozwody co krok, albo mieszkanie bez ślubu. Sodoma i Gomora. Rób jak chcesz. Dorosła jesteś. Skoro już ma być dziecko to będzie. Ono niewinne, ale co to się dzieje to się w głowie nie mieści. Co? Tatuś nie chce się przyznać, że jego? Patałach.
Ada w domu została przez kilka dni. Rodzina fakt, że jest w ciąży przyjęła całkiem spokojnie. Niektórzy byli zaskoczeni, inni rozbawieni, ale każdy przyjął sytuację do wiadomości. Ada wróciła do Warszawy. Musiała ze względu na potrzeby swoich roślin. Potrzebowały opieki. Miała też umówioną wizytę u ginekologa. Włączyła telefon pozostawiony w domu. Szesnaście połączeń nieodebranych, a w tym dwanaście od Karola.  Zastanowiło ją to przez moment, ale skasowała. Cokolwiek chciał nawet nie chciała o nim myśleć, choć raz po raz przetaczał jej się przez świadomość bolesnym cieniem. Nie spodziewałaby się po nim, że może wyrzec się świadomie swojego dziecka ot tak, bez jednego słowa i zawahania. Ginekolog podczas wykonywania USG spytał czy chce znać płeć dziecka. Zastanowiła się. Dlaczego nie? - Chłopiec. Syn. - Niby wiadomo. Dziecko musiało mieć płeć, a jaka by nie była i tak byłoby tak samo kochane, ale taka informacja jakoś  dziwnie podziałała na wyobraźnię. Dziecko nabrało realniejszych kształtów. Ruchy były też coraz bardziej odczuwalne. Synek. Uśmiechnęła się do siebie. Kiedy wróciła do domu zaczęła szykować się do pracy. Urlop się skończył. Trzeba było wrócić do codziennego rytmu. Przerzuciła szafę. Nie wszystko teraz na nią pasowało. Musiała z rozmysłem dobierać garderobę. Kolejno wyjmowała z szafy i odkładała rzeczy, które w najbliższym czasie się nie nadadzą do niczego i takie w które jeszcze się zmieści. Zdecydowanie trzeba było zaopatrzyć się  w kilka nowych rzeczy. Kiedy rozległ się dzwonek do drzwi , odzież porozkładana była gdzie popadnie. Poszła, otworzyła i stanęła zdumiona. Liliowa koszula, szary garnitur, ręka w kieszeni, spojrzenie spod brwi niebieskich oczu. Karol. Zatrzasnęła drzwi tak szybko jak je otworzyła. Dzwonek do drzwi rozległ się ponownie i dzwonił natarczywie.
 - Ada otwórz i porozmawiajmy do cholery jasnej. – usłyszała z korytarza jego głos i zdenerwowana podeszła do drzwi. Otworzyła i stanęła patrząc na niego z bojową miną.
 - Teraz nagle chcesz rozmawiać? O ile się nie mylę przez ostatnie miesiące nie interesowałam cię. Co się nagle stało?!  Sumienie cię ruszyło? A może nie podpisałam jeszcze jakiegoś papierka?
 - Pozwól mi wejść i porozmawiajmy.  – powiedział to z naciskiem i malującym się na twarzy gniewem, na  co zareagowała  ponownie zatrzaskując mu drzwi przed nosem. Zamknęła je na łucznik. Jeszcze raz zadzwonił, zapukał, po czym było słychać kroki na schodach. Odszedł. Chwilę siedziała roztrzęsiona na kanapie. Nie mogła się zebrać, aby dokończyć porządki w garderobie. Jego fizyczna bliskość, spojrzenie, głos przywołały wspomnienia. Przez moment miała wrażenie, że znów popchnie ją na ścianę i nie czekając na nic zacznie całować. Wspomnienia obudziły najbardziej pierwotne instynkty. Dotyk jego dłoni, ciepło i bliskość ciała, pocałunki. Wszystko wróciło w myślach tak żywo, jakby działo się zaledwie wczoraj. Przyleciał do Polski, wcześniej tyle razy dzwonił. Dlaczego? Co chciał? Kiedy zakończyła porządki było już późno. Rano w pośpiechu szykowała się do pracy. Pojechała. Strząsnęła z siebie osobiste emocje. Wracała do rzeczywistości. Oczywiście były powitania z koleżankami, wdrożenie w bieżące sprawy i tematy, spotkanie z naczelną, a później niespodzianka. Zjawił się Karol. Przywitał się ze wszystkimi i stanął naprzeciw niej.  Chciała go ominąć, ale chwycił jej ramię i zatrzymał.
 - Nie odejdę dopóki ze mną nie porozmawiasz. – zawiadomił – Muszę wiedzieć dlaczego przyleciałaś do Stanów. Dlaczego? – spytał z naciskiem.
 - Twoja babcia mnie poprosiła. Zrobiłam błąd, że się zgodziłam.
 - Pieprzenie. Moja babcia, której zupełnie nie znasz poprosiła cię, żebyś leciała na drugi koniec świata, a ty się ot tak zgodziłaś. Tak? Po to, żeby następnego dnia wyjechać. Chodziło o to, żeby się przede mną zabezpieczyć, żebym w przyszłości nie wyciągał rąk po nasze dziecko, czy jednak – tu się zawahał, przełknął ślinę. – Może jednak coś do mnie czujesz. Co? Może byłaby dla nas szansa?
 - Wiesz co? – Ada wsparła się na biurku patrząc na niego z niedowierzaniem – Takiego tupetu to ja jeszcze nie widziałam. Wyjeżdżasz, nie odzywasz się miesiącami, a teraz tu wracasz i oczekujesz wyznań z mojej strony? Tak? Co chcesz usłyszeć? Że pojechałam, bo cię kocham i tęskniłam?
 - Właśnie na coś w tym stylu miałem nadzieję. – zaśmiał się cierpko – Wiem. Mówiłaś. – znów jego oczy powędrowały gdzieś po podłodze. – Nie chcesz żadnych związków, deklaracji, jesteś wolna, niezależna, masz w dupie facetów – w jego oczach wyraźnie zebrały się łzy – ale pomyślałem, że skoro przyjechałaś, to może coś się zmieniło. – Tu spojrzał na nią - Może tęskniłaś, wszystko przemyślałaś i chciałaś dać nam szansę. Może ze względu na dziecko, a może ze względu na coś co poczułaś mimo wszystko do mnie. Takie tam moje. Pewnie fantazje. Chciałem się jednak upewnić. Cześć. – odwrócił się i ruszył do wyjścia, gdy Ada jeszcze układała sobie w głowie to co usłyszała. Cały czas odbierał ją jako zimną, nieczułą i nieprzystępną feministkę i próbował szanować jej wolę pozostania niezależną? O to chodziło?
 - Karol – wypowiedziała ciszej niż chciała, zanim wyszedł, ale usłyszał. Zatrzymał się. Wokół kręcili się ludzie z pracy, udając, że coś robią, ale tak naprawdę śledzili sytuację. On odwrócił się i spojrzał na nią. – Gdybym powiedziała, że chciałam dać nam szansę, to co?
 - Spytałbym dlaczego nawet ze mną nie porozmawiałaś, tylko wyjechałaś.
 - Twoja rodzina. Nie wiedziałam, że twój ojczym jest taki majętny i ty tam masz coś dziedziczyć. Jakby to wyglądało? Oni od razu stwierdzili, że chodzi mi tylko o pieniądze. Pewnie ty też byś tak uznał. Z resztą. Tyle czasu nawet się nie odezwałeś… - tutaj to w oczach Ady zebrały się łzy, a Karol do niej podszedł. Ręce trzymał w kieszeniach, patrzył spod brwi.
 - Nic już nie dziedziczę. Mama mi powiedziała o propozycji Gerarda wobec ciebie i o twojej reakcji. Nie chcę mieć z nim więcej nic wspólnego. Wybacz, ale w tym momencie jestem bezrobotny, bez żadnego majątku. Jeśli zgodzisz się dać mi szansę zostanę w Polsce i tutaj będę szukał pracy.
 - No tak. Cudna propozycja. Mam przyjąć na utrzymanie bezrobotnego buntownika, a w zamian co dostanę? Mnie pytasz o uczucia, ale sam ani słowem się o tym nie zająknąłeś. Chcesz, żebyśmy byli razem. Tak? Dlaczego?
 - Bo… - Tu zawahał się i spojrzał po osobach wokół. Zaśmiał się niepewnie – Nie jestem typem romantyka. Wiesz. Pragmatyczny, poukładany sztywniak, bez krzty zdolności uwodzicielskich.
 - Podaj mi jeden sensowny powód dla którego miałabym z tobą być.
 - Nie wiem. Chyba całkiem ładny jestem, nadaję się do przytulania, ładnie prezentuję się na kanapie.
 - Wiesz o co mi chodzi – wskazała go palcem z poważną miną, chociaż już była dość rozbrojona jego nieporadną postawą. Przysunął się do niej, objął jej dłoń i przechylił do ucha. Szepnął.
 - Kiedy jesteś blisko czuję dom, do którego pragnę zawsze wracać.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
zielona
Użytkownik - zielona

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2019-07-21 10:48:39