Ody do wody!

Autor: matzzz
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

I

 

Miasto nadmorskie o dźwięcznej nazwie Gdynia. Miesiąc grudzień. Cztery po trzeciej, mroźna godzina. Na bulwarze klub muzyczny Świnia. Świst zza ściany, z głośników dudnienie. Z hałaśliwej budy wyszedł Damian, dławiduda rudy. Na szum morza wzdłużył szur buta. Do morza, mimo ogrodzenia plaży. Do morza, do morza, mimo pasa jeżyn, mimo jeżących się pod ziemią kłączy pokrzyw. Piasek muszli. Z lewej strony molo, wysoki i drewniany biały pas startowy, z prawej strony klif jak wyrzeźbiony w piasku lew. Damian podszedł do brzegu, zamoczył buty. Plusk do podwody.

Opad rozprysku, chlupnięcie fałdu, wieko wody przykryło niebo. Damian szybko pokonywał opór morza, wydrążając rękami tunel, nie widział za sobą brzegu, a po chwili zboczył z drogi. Nie zauważył płynącej z naprzeciwka ławicy śledzi, srebrnej miedzi, łusek błyszczących poświatą śniedzi.

 -Ej, człowieku, czemu wbiłeś się w ławicę?

-Spłyńcie z drogi, zmierzam do Podwodnego Miasta.

-A może chcesz spuścić ściek w morze, czy tak?

-Inny jest powód mojej wizyty, mówię szczerze.

-Nie chcemy żadnych problemów, zrozumiano? Wracaj na swój oschły ląd, tam gdzie w pogaduchach ważny tylko głos dorosłych.

-Dajcie spokój, drogie śledzie, na mnie czeka panna księżna.

-Rusałka?

-Tak.

-Ho, ho, ciekawe co król powie, gdy o tym dowie się. Płyń dalej i nie toruj rybom alej!

 

Śledzie szybko jak skrzydlate ryby oddaliły się w ławicowym szyku, zasię Damian płynął coraz niżej, i niżej. W pewnym momencie z głębiny wychynął upragniony widok, miasto jasne jak pałac i wielkie jak drab, od bramy którego odchodziła szeroka i prosta droga. Wzdłuż drogi rosły dzikie ogrody, wysokie niby nipy. Po chwili chłopak szedł aleją Denną, gdzie rosły wysokie jak drzewa krasnorosty, rosłe wyrosty farmakognosty. I już koło wrót. I już w sercu kołowrót.

Przy wejściu do miasta wysoka brama o konstrukcji łukowej. Dwie wieże złączone przejściem. Cegły spowite pasmami cienkich alg. Rama bramy ozdobiona koralową sałatą. Wrota z drewna i stali. Na drzwiach widniały grawerunki, wizerunki, min. wyeksponowana foka, po bokach której stali dorsz bez oka, łosoś, co kłamał, że mu kły wyrosły i nie w sosie małże, po minach wnioskując. Od bramy, okrążając miasto, odchodził mur obronny ustawiony z głazów gęsto i kłębiasto porośniętych morszczynem.

Wrota rozwarły się, Damian ujrzał Rusałkę, która miała na sobie sukienkę z błyszczących traw. Jego wzrok rozbłysł jak wolframian, serce zabiło mocniej, krzyknął z radości i podbiegł do dziewczyny. Rusałka natomiast stała niewzruszona i sroga, z jej twarzy sączyła się potwarz. Ciężki traf.

-Przepraszam, że musiałaś czekać tak długo, ale to wina śledzi. Zbliż się do mnie, chodź, nie bądź kaługą.
-Ale ja teraz nie chcę.
-Jesteś zła, dlaczego?
-Byłam niepewna twoich intencji względem mojej osoby i poprosiłam śledzie, coby cię śledziły, gdy będziesz na lądzie, a później zdały copy. Nad taflę wody kazałam wyglądać od czasu do czasu, nic więcej. Ich relacje były pozbawione wzmianki o człowieczym czarze, z którym zawsze schodzisz pod wodę. Mówiły o wiolencji twojego serca, spacerach po plaży za każdym razem z inną kobietą.
-Ale, Rusałko, ty jesteś moją dziewczyną, nikt inny!
-Ech, cóż to za frazem?
-Znam różnych ludzi, spotykam również kobiety, ale mi nie w głowie kokieterie. To nic nie znaczy. A może śledzie to zmyśliły? Nie jestem winny. Tęskniłaś za mną chociaż przez chwilę? Podejdź, no, raźno, teraz nie czas na krotochwile.
-Taka jest prawda, że tęskniłam za tobą.

 

Słowa Damiana obudziły w Rusałce pragnienie bliskości, w końcu skinęła głową i chłopak zbliżył się do niej. Para tonęła w objęciu i w tonie ciszy, gdy podpłynęły do nich dwie flądry z głębi miasta, miejskie strażniczki. Rusałka wzdrygnęła się na ich widok i odsunęła od chłopaka.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
matzzz
Użytkownik - matzzz

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2016-02-16 00:56:36