Opowieści podróżnika. Rozdział drugi. Śpiewy na moście.

Autor: Slugalegionu
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

- Kim jesteś?

- Zwą mnie Evan. Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.

- Bo jest głupie, jak mam się czuć z moimi klątwami?

- Jakimi klątwami?

- Chcesz wiedzieć? Dobrze. Pierwszą z nich jest moja ślepota. Nie widzę materii, jedynie inne dusze oraz magię. Drugą z nich jest ból jaki czuję, jest on nieopisany. Trzecią z nich jest brak wolnej woli, muszę być posłuszna instynktom i mojej pani. - Krótka wypowiedz zjawy o jej problemach? Zapiszę to w dzienniku.

- A jaka jest twoja czwarta klątwa?

- To trochę zbyt... intymne.

- Niech ci będzie. Możesz mi powiedzieć gdzie jest twoja pani?

- Tak, jest gdzieś w Leonorii. - No to mi dziewczyna ułatwiła sprawę.

- To cały kraj, mogłabyś trochę uściślić miejsce?

- Jak? Nic nie widzę. - Warknęła. Chciałem jej odpowiedzieć, ale przerwała mi. - Moja pani mówi mi żebym nie rozmawiała z obcymi, a zabijała ich. Ty mi się przedstawiłeś, ale dalej jesteś obcy. - Zachichotała, widząc że wyciągam miecz. - Pa pa.

 

Była zbyt pewna siebie. Myślała że chcę ją zaatakować co pozwoliło mi zaskoczyć ją gwałtownym unikiem i zeskoczeniem z mostu. Piszczała za mną gniewnie, ale najwyraźniej nie mogła opuścić mostu. To była dobra wiadomość, złą wiadomością był fakt, że nie umiałem pływać z ekwipunkiem. 

Próbowałem utrzymać się na powierzchni wody, ale ekwipunek był zbyt ciężki. Miecz zgubiłem już jakieś pięć minut temu. Nawet tego nie zauważyłem, byłem zbyt zmęczony. To po prostu w głowie się nie mieści że zabije mnie dwunastolatka. Zacząłem kaszleć kiedy woda dostała się do moich płuc. Zacząłem modlić się do Mawgana o łaskę. Nigdy nie byłem zbyt wierzący, ale bogowie podobno wybaczają czasem niewiernym. Chyba tak było w moim przypadku. Poczułem lekkie uderzenie w głowę.

 

- Złap się wiosła. - Zawołał jakiś rybak na łodzi. Jak mogłem go nie zauważyć?

- Dziękuję! - Zawołałem radośnie wdrapując się na łódź.

 

Nie wyłowił mnie człowiek, a ork. Co prawda skrył się pod wielkim czarnym płaszczem, ale byłem przecież pół metra od niego. Jego skóra koloru piasku z charakterystycznymi pomarańczowymi plamkami była pokryta bliznami i odciskami. Nawet jak na przedstawiciela swojego gatunku był wysoki. Sprawiało to że czułem się przy nim dziwnie. Nie przywykłem do przebywania w pobliżu osób wyższych ode mnie. Widać było po nim że mało jadł, może nie było widać jego kości, ale nie posiadał charakterystycznej dla orków muskulatury. Z twarzy widziałem tylko jego szczękę.

 

- Nie ma za co. Wiesz co? Znam wiele lepszych miejsc na kąpiel. - Zaśmiał się pod nosem.

- Bardzo śmieszne. - Ponownie zacząłem kaszleć.

- Jennifer cię pogoniła prawda? Jesteś już trzecią osobą którą musiałem wyławiać z rzeki w tym tygodniu. - Podał mi wiosła. - Ja jestem już stary, a ty jesteś mi winny przysługę.

- Oczywiście. - Czy nikt na tym świecie nie jest już bezinteresowny? - Niestety nie umiem skręcać łodzią.

- To nie problem, do doku prosta droga, a łódź mogę zacumować sam.

- Zapomniałem się przedstawić. Jestem Evan, syn Edena. Łowca nagród.

- Ja jestem Morven, syn Morgana. Rybak.

 

Wiosłowałem jakieś czterdzieści minut. Morvenowi pewnie nie zajęłoby to nawet połowy tego czasu, ale ja miałem pierwszy raz wiosła w rękach. Łódź była na szczęście przeznaczona dla dwóch osób, więc mieliśmy komfortową przestrzeń. Zastanawiałem się co robi ork w samym środku Leonorii. My ludzie, z reguły ich nie lubimy. Jego dok nie wyróżniał się zbytnio od innych. Jedyną różnicą był fakt że na jego końcu była zbudowana mała, drewniana chatka. Razem z Morvenem zaniosłem złowione przez niego ryby do zbiornika postawionego z jej tyłu. Kiedy wszedłem do środka zdziwiłem się tym, jak dobrze urządził się tu Morven. W dwóch pokojach, z czego jeden służył za kuchnię, upchną warsztat, mieszkanie oraz wędzarnię. Niemal każdy mebel miał tu kilka celów. Na przykład kanapa służyła też jako łóżko, a kiedy podstawić przed nią stolik była miejscem do jedzenia. Jedynymi potrzebami których nie dało się tu załatwić były te "łazienkowe". Jeśli chodzi o mycie się, to na dachu był zamontowany zbiornik na deszczówkę, pod nim zbudowany był parawan. W okolicy padało często, więc zbiornik był tak efektywny że wodą z niego można było też brać wodę na resztę czynności. Reszta tych czynności była pewnie robiona do rzeki. Z braku miejsca nie było tu żadnych ozdób, nie licząc miecza zawieszonego na ścianie.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Slugalegionu
Użytkownik - Slugalegionu

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2015-07-11 22:04:27