Samotna chwila
Obudził go dzwoniący telefon. Było wcześnie, godzina 6.40, kiedy podniósł aparat zobaczył, że dzwoni matka. Nie chciał z nią rozmawiać, nie to, że nienawidził matki, albo miał jakiś konflikt, nic z tych rzeczy. Po prostu nie chciał w tej chwili z nią gadać. Wyciszył dźwięk i położył się na plecach. Poprzedniego wieczora strasznie pokłócił się ze swoją narzeczoną, to dobra dziewczyna o spokojnych oczach. Wczoraj drogi ich słów się bardzo rozeszły, powodem była kwestia jest odpowiedzialności, a raczej wagi jest słów. Dla niej jego słowa coraz mniej ważyły, mówił jedno, a nie robił nic. Tak mu mówiła. On miał problem, który dobijał ich związek.
Ubrał się i otworzył okno, poczuł chłodny powiew poranka na twarzy, z dachów bloków powoli ten sam wiatr zdmuchiwał powoli mgłę, mógł odetchnąć. Potem dopił wczorajsze piwo, ohydne i wywietrzałe, ten smak poruszył struny jego pamięci przypomniał sobie, że jak był gnojem to nieraz takie chmielowy płyn popijali w starych budach na swoim osiedlu. To była już dorosłość, ta bolensa dorosłość, do której tęsknił jako nastolatek, a teraz wstaje rano i ją przeklina. Powolnym krokiem udał się do kuchni, po awanturze nawet nie chciał mu się nic jeść. Słyszał uporczywy głos, bolesny imperatyw, żeby spojrzeć przez okno i jeszcze raz i jeszcze. Potem miał tak samo z drzwiami,