Po stronie cienia ( kolejny rozdział)

Autor: zibi16
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

                                       VII

 

1.

 

              Nie pojechałem do Joanny. Zupełnie mi z głowy wyszło, ze jestem zaproszony na urodziny siostrzenicy. No to wsiadłem w autobus nr 296, spod bloku.

  …Wracałem piechotą do domu przez całe miasto. Z  Ochojca na Wełnowiec. Była noc i padał deszcz. Mijałem znane dzielnice i miejsca gdzie kiedyś bywałem, żyłem; gdzie nic nie zapowiadało upadku; gdzie nawet nie wiedziałem, że byłem szczęśliwy.

Włóczęga przez miasto wyczerpała mnie, bo nawet i pobłądziłem, choć się nie zgubiłem.

Alkohol wolno parował.

Poluzowałem krawat, przystanąłem, rozejrzałem się.

„Co ja tu robię?” – pomyślałem. I wolno ruszyłem przed siebie. Nie tak dawno grzałem się cudzym ciepłem. Teraz musiałem wrócić do tej samej celi. Bez lustra, bez oczu. Może zapadnę w słodki sen o wolności, która jest przecież, a jakby jej nie było?

Wolność szydziła ze mnie; odbijał się w niej księżyc jak w kałuży wody, żółtymi rozbłyskami, ale i księżyc był samotny i mnie nie dostrzegał. Mokre buty, mokre stopy, trzeźwość groziła palcem, chciała mnie dopaść, ukarać, jeszcze raz ukazać mi prawdę o mnie.

…Włóczęga, męcząca, i ani cienia namysłu nad zmarnowanym życiem.

Smutek małego pełzaka, zabłąkanego ślimaka w podróży do zimnych gwiazd.

 

2.

 

               Po urodzinach, i po spacerze w deszczu, miałem lekki skos moralny. Przygnębiony patrzyłem na moją kotkę, Olę, znajdę, kochanego dachowca.  Patrzyłem, i myślałem. O kotach.

Podobno  zabijają ptaki dla zabawy. Ale koty i ptaki nie znają drutów kolczastych. Ot, tak się pięknie kotom cieszy wolność. W mordzie, dla zabawy.

            A ludzie?

… Druty kolczaste kaleczą nam przestrzeń. Nie można oddychać. I wszędzie dymią krematoria.

…Ale ja ominę druty kolczaste, zasuszę swój uśmiech dla synów lub córki, której nie mam – jak koniczynkę, w  zeszycie do przyrody lub historii. Po latach, po caluśkich zobaczą, jak będzie im przyjemnie, gdy przypomną sobie mój uśmiech. Który, przecież skrzy się oddechem ważki, cichutko nad wodą.

            Zanim wsuną mnie w plastikowy worek i gdzieś wyniosą, już teraz muszę się zdecydować, który z ulubionych organów zasuszyć, serduszko czy płuco? Który z moich organów będzie mnie im przypominał? gdy po latach, porządkując stare rupiecie, otworzą zeszyt do przyrody lub do historii, i spośród kartek wysunie się może moje zasuszone serduszko lub płuco. I jak listek opadnie powoli na podłogę.

            Nagłe wspomnienie z pewnością ich rozczuli. Widzicie… jak będzie pięknie?

Zasuszę swe życie jak listek. Niech synowie zapomną jak kłamałem i chlałem wódę. Co im szkodzi pamiętać mnie legendą – w zeszycie do przyrody, w zeszycie do historii. W zasuszonym złotym uśmiechu taty, który nie żyje.

 

„…A może zadzwonić do Joanny? Czy nie jest za późno? To tylko po północy…” – Ta nagła myśl oderwała mnie od Oli. I od głupich myśli o szkolnym zeszycie.

Ale było późno. Korciło mnie  jednak, by zadzwonić.

Więc, jak się wytłumaczyć ? Powiem, że tęsknię? Cholera! Tylko nie to. Więc nie zadzwonię…

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
zibi16
Użytkownik - zibi16

O sobie samym: Napisz kilka słów o sobie
Ostatnio widziany: 2023-05-04 18:17:38