Amok w panierce.

Autor: ElminCrudo
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0


Zielononóżki kuropatwiane. Czterdzieści lat temu wydawały się wszędobylskie, bo bardzo odporne na choroby i doskonale znoszące zimy, a zadomowione na polskiej wsi jakby od zawsze, na zawsze.

Brązowo-czarne brzydule z masą rdzawych piórek przy przekrzywionym grzebyku, z przebłyskami rudego nalotu przy kryzie wokół szyi. Dziarskie poszukiwaczki dżdżownic, ziarenek i ziół, zamaszyście  grzebiące i cierpliwie zbierające, a bez gderania podążające za złoto-czarnym ważniakiem, za kogutem wyprowadzającym stadko na kilometrowe wycieczki po polnych drogach.  Strojnego samca i szare kokoszki charakteryzowała umiejętność samodzielnego wyszukiwania pokarmu, czym ptaki pokrywały ponad siedemdziesiąt procent swojego dziennego zapotrzebowania na różnorodne składniki. Przed zapadnięciem zmroku zaradne kury bezbłędnie trafiały do właściwego, do własnego kurnika. 

Zielononóżki za dobre traktowanie odwdzięczały się przeciętną, ale zadowalającą nieśnością, średniej wielkości jajami o małej zawartości cholesterolu. Kremowe skorupki, znakomity smak. Kurki wędrowniczki i poszukiwaczki cieszyły się nienaganną kurzą linią, były dobrze umięśnione, ale umiarkowanej wagi. Posiadały tu i tam przebarwioną skórę oraz oliwkowo-szare nogi, co nie szkodziło niedzielnym rosołom  lub pieczystemu. Specjały przygotowane z jaj lub mięsa zielononóżek znikały co do kluseczki, okruszka, oczka, a nawet co do kropelki, i co do golutkiej, niełamliwej kosteczki.

Gospodarze cenili niekłopotliwy chów tej rasy kur, a z wartości użytkowych głównie nieśność. Jajka o twardej skorupce długo utrzymywały świeżość, dobrze znosiły transport do punków skupu czy na targowiska. Jestem przekonana, że obecność zwierząt w gospodarstwach i ich doglądanie, dbanie o warunki w jakich żyją, same od siebie sprawiały, że mięso pojawiało się na stołach dużo rzadziej, niż ma to miejsce obecnie. Ludziom zależało na tym, by drób, trzoda i bydło cieszyły się dobrą kondycją, by były syte i obdarzały gospodarzy zdrowym przychówkiem. 

Uparte kokosze umiały zmusić otoczenie do wydzielenia im specjalnego miejsca na wiosenne wysiadywanie, a potem wodziły za sobą zwarte szeregi puchatych jeszcze nielotów. W odróżnieniu od innych gatunków drobiu zielononóżki kuropatwiane nie utraciły zdolności latania. Nie wzbijały się w powietrze udając orły, ale umiały podfruwać na wysokość pierwszych gałęzi drzew, które traktowały niczym grzędy wypoczynkowe. W obronie potomstwa stawiały się podstępnym kotom i kundlom pilnującym obejść, przy czym warto dodać, że łobuzująca kocina nie zawsze uniknęła kary czmychając na płot. 

Kury buntowały się na leniwych gospodarzy, czego wyrazem były nasiadówki w sadzie lub ogródku. Niełatwo przenieść do kurnika jajka odkryte między pokrzywami. Zielononóżka miewała własne zdanie, gdy raz straciła zaufanie stawała się rozjuszona i dotkliwie dziobała ręce wyciągnięte po osiem lub dwanaście jajek odliczonych przez kokosz do wysiedzenia, albo po już klujące się i wygrzewane pisklaki.

Ot, zwykłe kury domowe przywiązane do miejsca, do podwórka i grzędy, rozgdakane za stodołą i pod jabłonkami, a żywo obecne tak długo, aż stały się banalnym elementem, drobiazgiem nie wartym utrwalenia, szczegółem, o który ubyło. Im częściej jadano makarony wygniatane maszynowo w tasiemki, nitki, czy świderki, tym mniejsze stadko zielononóżek kręciło się po ogródku. Im wygodniejsze stawało się nabycie dziesiątki jajek fermowych i elegancko oskubanego brojlera, tym częściej rezygnowano z hodowli własnego drobiu, a miejsce byłego kurnika zajmowały skalniaki, oczka wodne, huśtawki.    

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
ElminCrudo
Użytkownik - ElminCrudo

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2019-11-26 07:06:22