Dupeczka

Autor: marcinjerzymonet
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Są. Wszyscy. Siedzą w głębi. Po jednej stronie stołu w kształcie elipsy. Dziś jest ten dzień.  Wiem  to.  Dziś  mi  się  uda.  Ostateczne  podpisanie  kontraktu.  Wielkie  zwycięstwo. Przemarsz wojsk Aleksandra Macedońskiego, który, gdyby nie żył wtedy, musiałby żyć dziś i wbijać w każdy kawałek globu błyszczące z godnością flagi z gwiazdkami. Także tu. W samym centrum. Na linii wroga.

- No więc, panie Dew? Czy pańscy mocodawcy zaakceptowali nasze warunki? – Yataki uśmiecha się.

Nie spodziewałem się, że tak szybko przejdzie do rzeczy. Patrzy na mnie jak w kukłę Spokojnie. Należy go nieco rozruszać.

- Szanujemy  waszą  firmę,  szanujemy  też  rząd  i  tutejszy  rynek,  ale…  -  Tu  wykonuję  gest rozgwiazdy. Palce moich dłoni stykają się. Sugeruję, że sprawa ma wymiar „intelektualny”, że nie jest czystą odmową. – Ale… nie możemy przyjąć warunków sprzedaży w obecnym kształcie. Moi mocodawcy mają nadzieję, że wspólnie  wypracujemy kompromis, który będzie wyrazem naszej przyjaźni – kończę wykonując przyjemny, szczery uśmiech.

Yataki  milczy.  Mimika  jego  twarzy  nie  zdradza  absolutnie  niczego.  Konferansjer ustawiony z boku, przy przenośnej tablicy, wskazuje mi gestem miejsce po drugiej stronie stołu. Naprzeciw Yatakiego. Zdejmuję marynarkę. Także po to, by złamać tą symetrię, by pokazać, że

nie mam plam od potu pod pachami, że jestem wyluzowany. Siadam i sięgam po butelkę z wodą.

 Cisza się przedłuża.

 

 - Pan Yataki musi opuścić to spotkanie Mr Dew – boy skrzeczy do mnie pedalskim falsetem z fatalnym angielskim. - Dalsze rozmowy z ramienia naszej firmy będzie przeprowadzać pani Jane Austin, czy wyraża Pan gotowość do kontynuowania spotkania?

Przytakuję. Równocześnie podnoszę się i wykonuję ukłon w stronę Yatakiego. Wychodzi.

 A więc to było tylko preludium. Blef, sugestia, że należało brać co dają. Spokojnie. Poczekamy.

Spoglądam przez wielgachną szybę na rozłożoną przede mną, niczym kobiece łono, panoramę miasta. Widzę ludziki krzątające się na tarasach, a dalej sznury aut, które próbują wydostać się z zatłoczonych arterii. W  chwilach  zdenerwowania wyobrażam sobie ją. Dupeczkę. Jest hitem mojej wyobraźni. Widzę, jak pręży się niczym kotka wyszyta na skrawku spódnicy, a mój język zagłębia się między pośladki, wylizuje obie dziurki.

Serwuję sobie te obrazy po to, by poczuć twardniejący, gorejący korzeń. By poczuć własne               istnienie.    Na    przekór    wszystkim,    łamiąc    wszystkie    zasady.    W    sterylnych, zorganizowanych  pomieszczeniach,  w  których  przepływa  moje  życie.  Właśnie  w  takich miejscach. Na przekór. Myślę o niej i czuję jak twardnieje mi kutas.

****

Drzwi  otwierają  się  bezszelestnie.  Wysoka  blondynka.  Falujące  włosy. Amerykanka.

Zbliża się pewnym krokiem. Na jej twarzy widnieje szeroki uśmiech. Laserowe wybielanie zębów. Jasne.

 - Witam pana. Jane Austin, miło mi. – Pierwsza podaje dłoń. Jej niebieskie oczy świecą.

 - Martin Dew – odpowiadam uściskiem.

 Piękna.  Niestety  piękna. To  nie  ułatwia  sprawy.  Obserwuję  jej  pierwsze  ruchy.  Jest „sprężysta”. Wykonuje czynności szybko i pewnie, ale nie chaotycznie. Odkłada torebkę na siedzenie obok. Podnosi wzrok.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
marcinjerzymonet
Użytkownik - marcinjerzymonet

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2012-10-31 20:58:11