Pocztówka

Autor: HerrSteppe
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Samstag 25sten Juli
Wstałem prawie godzinę przed świtem by móc w spokoju przygotować się do zbliżającego się spotkania. W głowie miałem przygotowane pytania, a gdyby coś poszło nie tak do płaszcza włożyłem drobne zabezpieczenie. Wyjrzałem za okno, było szaro i mgliście, właściwie to poprzez opary szarej mgły niewiele było widać. Idealna pogoda na tego typu spotkanie.
Martha weszła na molo wraz z pierwszym brzaskiem, zanim zdołałem ją zobaczyć poprzez kłęby mgły usłyszałem jej kroki i ciche wołanie:
-Herr Steppe! Detektywie!
-Tu jestem – odparłem wstając z ławki na której siedziałem, i ruszyłem w kierunku wejścia na molo, ale zamiast, jak się spodziewałem, jednej osoby zobaczyłem przed sobą trzy – Obok Marthy stało dwóch młodych mężczyzn. Odruchowo włożyłem rękę do wewnętrznej kieszeni marynarki w której trzymałem pistolet - Waltera PP.
-Spodziewałem się, że będziemy mogli w samotności dokończyć wczorajszą rozmowę – powiedziałem nie spuszczając oczu z towarzyszy gimnazjalistki.
-To właśnie o nich mieliśmy porozmawiać. Arthur i Stephan – powiedziała Martha najpierw wskazując na wysokiego blondyna, a następnie na niższego, ale bardziej masywnego szatyna – wyjechali 10 lipca razem z Kamile i Charoltte do Freistadt....
-Pojechaliśmy tym samym pociągiem – zaczął blondyn.
-A w Zoppot mieszkaliśmy niedaleko siebie. Kamile i Charlotte zatrzymały się w „Bahnhof’s Hotel”, a my w Hotelu „Continental” na SeeStrasse – dodał szatyn.
-Rodzice nic nie podejrzewali? – zapytałem.
-A co mieli podejrzewać? Dwie niemal dorosłe gimnazjalistki, pilne uczennice, pojechały razem na wycieczkę – odparła Martha
Rzeczywiście, rodzice wielu rzeczy zdają się nie dostrzegać, a jak już je zauważają z reguły jest już za późno. Nie o rodziców jednak tu chodziło, oni mogli nic nie wiedzieć sympatiach swoich córek, ważniejsi byli Arthur i Stephan, którzy stali przede mną, podczas gdy ich dziewczyny zaginęły.
-Pojechaliście razem, ale wracacie osobno, taki był plan?
-Nie – zaczął Arthur – plan był inny...
W zasadzie mogłem się tego spodziewać. Do poniedziałku 13 lipca wszystko zdawało się być w jak najlepszym porządku. Wspólne spacery, rozmowy, trzymanie się za ręce. To jednak nie wystarczało Stephanowi i Arthurowi. Liczyli oni, że wycieczka przyniesie im coś więcej niż parę buziaków. Kamile i Charlotte nie były jednak gotowe. Jak zwykle w takich sytuacjach doszło do gwałtownej wymiany zdań i cała sielankowa atmosfera prysła jak bańka mydlana. Następnego dnia rano, kiedy ponownie się zobaczyli wybuchła kolejna kłótnia i obaj mężczyźni uznali, że dłuższy pobyt we FreiStadt nie ma sensu. Wrócili popołudniowym pociągiem.
-Ostatni raz widzieliśmy je we wtorek około godziny 15, na dworcu w Zoppot. Odprowadziły nas na pociąg, uściskały i życzyły przyjemnej podróży. Chcąc uniknąć pytań ze strony rodziców o powód wcześniejszego powrotu Charlotte i Kamile miały wrócić w piątek.
-Czy od tamtej pory dostaliście od nich jakąś wiadomość - list, telefon, telegram, cokolwiek?
-Stephan dostał kartkę od Charlotte – odpowiedział blondyn.
-Zwykła pocztówka z molem, kilka słów i podpis – dodał szatyn wręczając mi kartkę.
Wiadomość wysłano w środę 15 lipca i rzeczywiście była bardzo krótka:
Pozdrowienia znad słonecznego Bałtyku
Charlotte
Kolejny element układanki, który nie przybliżał mnie do rozwiązania zagadki. Wysłanie wiadomości w środę oznaczało tylko tyle, że obie dziewczyny wtedy żyły, co i tak wiedziałem – potwierdzał to zapis w księdze hotelowej. Oddałem pocztówkę Stephanowi mając nadzieję, że dowiem się czegoś więcej, niestety nie wiedzieli nic więcej. Pożegnałem się i wróciłem do hotelu.
Najbliższy pociąg do FreiStadt miałem dopiero za pięć godzin, a przed powrotem chciałem jeszcze coś sprawdzić. Dotychczas opierałem się jedynie na informacjach otrzymanych od matki Kamile, nie było w tym nic dziwnego, w końcu to ona zleciła mi tą sprawę. Zaginęły jednak dwie dziewczyny. Byłem niezmiernie ciekaw cóż takiego powie mi Frau Brock.
Wracając pociągiem z Kollbergu patrzyłem przez okno na szybko zmieniający się krajobraz. Widok nie był zbytnio zróżnicowany, z uwagi na ukształtowanie terenu jak okiem sięgnąć rozciągały się pola na których kołysały się kłosy zboża. Jedynie sporadycznie można było dostrzec większe fragmenty lasów lub zielone plamy łąk, na których suszyło się siano, albo pasły krowy. Zwyczajny, charakterystyczny dla środkowego Pomorza widok, na który niemal nie zwracałem uwagi. Zastanawiałem się nad informacjami, jakie przekazali mi Agatha, Stephan i Arthur oraz rodzice, a konkretnie matka Charlotte.
*****
Na dworzec w Langfuhrze przyjechałem chwilę przed 18. Byłem zmęczony. Długa podróż i wczesna pobudka dawały o sobie znać, ale zamiast skręcić w Kastanienweg kierując się do swojego mieszkania, po wyjściu z dworca ruszyłem Bahnhofs- i SchlegeterStrasse. Następnie przeszedłem kilka przecznic wzdłuż Adolf HitlerStrasse zatrzymując się na skrzyżowaniu z Am Johannisberg. Czekała mnie jeszcze krótka wspinaczka. Spojrzałem na rysujące się powyżej zabudowania i ruszyłem w ich kierunku.
Przed powrotem do siebie chciałem odwiedzić przyjaciela, a zarazem jedną z pierwszych poznanych we FreiStadt osób – Fridricha Schwartza. Emerytowanego dyrektora biblioteki miejskiej, a prywatnie pasjonata historii miasta i jego okolic.
Po krótkiej podróży znalazłem się przed ciemnobrązowymi drzwiami domu przy Am Johannisberg 14. Zapukałem. Nikt nie odpowiedział, ale przez małe szybki obok drzwi sączyło się lekkie pomarańczowo-żółte światło, wyraźnie było też słychać Edith Piaf śpiewającą, że niczego nie żałuje oraz charakterystyczny dźwięk uderzanych klawiszy. Profesorek zapewne pisał. Zapukałem ponownie, tym razem głośniej. Stukot maszyny umilkł i w środku rozległy się kroki. Po chwili drzwi się otworzyły i stanął w nich mężczyzna około pięćdziesiątki.
-Było otwarte, mogłeś wejść.
-Kulturalniej było najpierw zapukać – powiedziałem wchodząc do środka i zamykając drzwi, po czym dodałem – mam nadzieję, że nie przeszkadzam.
-Niezbyt – odparł Friedrich – próbowałem coś napisać, ale to może poczekać. Podejrzewam jednak, że nie przyszedłeś dyskutować o literaturze.
-Literaturze? Nie. Chociaż podejrzewam, że mogłeś coś o tym przeczytać.
-Zapraszam, rozgość się, a ja tymczasem przyniosę coś do picia.
Skorzystałem z zaproszenia i przeszedłem do małego saloniku. Na stole stała maszyna, w której tkwiła zapisana do połowy kartka papieru. Dookoła piętrzyły się bezładne stosy książek i zapisanych zeszytów. Znalazłem sobie wolne krzesło i usiadłem czekając na Friedricha. Wątpiłem czy będzie w stanie mi pomóc, ale musiałem spróbować.
-Zazwyczaj nie jesteś skłonny do rozmów o swojej pracy – powiedział pojawiając się w pokoju z butelką gdańskiej jałowcówki i dwoma kieliszkami.
-Zazwyczaj nie, ale utknąłem w martwym punkcie i potrzebuje świeżego spojrzenia – odparłem i dostawiłem krzesło do częściowo już uprzątniętego stołu.
Profesorek nalał Machandel do kieliszków.
-Mam nadzieję, że nie gniewasz się o brak śliwek i wykałaczek, właściwie to nigdy się nie nauczyłem jak należy to pić.
-To całkiem proste, bierzesz śliwkę, nabijasz na wykałaczkę, maczasz w kieliszku z alkoholem i.. – przerwałem a następnie podniosłem i wypiłem swój kieliszek, Machandel jak zwykle był okropny. Profesorek szybko poszedł w moje ślady, po czym zapytał:
-I co dalej po zanurzeniu śliwki?
-Dowiesz się jak kupisz wykałaczki, no i rzecz jasna śliwki. Nie wpadłem jednak rozmawiać o alkoholu. Ostatnio zgłosiła się do mnie pewna kobieta, chciała, żebym odnalazł jej zaginioną córkę. Niby zwyczajna sprawa, zniknięcie dziecka, jednak przeglądając wczoraj Neueste Nachrichten natknąłem się na wzmiankę, o kolejnym takim przypadku.
-Pamiętam, w gazetach ostatnio pisali o kilku zaginionych dziewczynach, ale co ja mam z tym wspólnego – zapytał.
-Mam nadzieję, że nic – zażartowałem, po czym dodałem - Chciałbym spotkać się z kimś z policji, ale ostatnimi czasy nie jestem tam specjalnie lubiany. Niecały miesiąc temu poprosili mnie o przekazanie im szczegółów dotyczącym jednego z moich klientów i zleconego mi zadania, a ja odmówiłem.
-Rozumiem, czego dokładnie potrzebujesz?
-Spotkać się z kimś, kto prowadzi śledztwo w sprawie tych zaginionych dziewczynek.
-Dobrze zobaczę co się da zrobić, ale niczego nie mogę obiecać – powiedział profesorek i ponownie napełnił kieliszki jałowcówką.
-O nic więcej nie proszę – powiedziałem i dodałem wznosząc toast - Twoje zdrowie.
Chwilę po północy, niemal kompletnie pijany wyszedłem z mieszkania Friedricha. Na szczęście mieszkałem niedaleko i ... byłem jeszcze na tyle trzeźwy, że mogłem ustać na własnych nogach. Odetchnąłem świeżym powietrzem i nakładając trzymany w ręku kapelusz na głowę powoli ruszyłem przed siebie. Spotkanie z profesorkiem, oprócz obietnicy pomocy przyniosło jeszcze coś. Przedstawiając fakty – bez podawania szczegółów rzecz jasna, osobie niezaangażowanej można dostrzec coś na co do tej pory nie zwrócono uwagi. A wystarczyło tylko jedno pytanie Friedricha: „dlaczego ktoś porywa młode dziewczyny?”.
-Jak to porywa? – zapytałem – Kto powiedział, że mamy tutaj do czynienia z porwaniem?
-Sam przecież powiedziałeś, że zaginęło kilka młodych dziewcząt – odparł profesorek.
-Zgadza się powiedziałem, że zniknęło – specjalnie zaakcentowałem słowo „zniknęło” - parę młodych kobiet, ale nie wspominałem ani słowa o porwaniu. Porywa się dla pieniędzy, porywa się jeżeli chce się od kogoś wyciągnąć informację, można też wykorzystać osobę porwaną jako zabezpieczenie lub środek nacisku.
-Jeżeli nie porwanie to co, ucieczka? – zapytał Friedrich.
-Jest to jedna z możliwości, nie można wykluczyć też innych scenariuszy takich jak utrata pamięci, a nawet zabójstwo.
-Zabójstwo, kto by na tym zyskał?
-Zyskał? – zapytałem zdziwiony – Wyjaśnij.
-Bardzo proszę. Czy ty jako detektyw szukający sprawcy przestępstwa nie sprawdzasz kto mógł zyskać na przykład na śmierci ofiary?
-Tak, każdy tak robi, ale nie zawsze „zysk” jak to nazwałeś jest dla nas oczywisty. Ludzie nie są pozbawionymi uczuć maszynami, emocje sprawiają, że jesteśmy nieprzewidywalni.
-Nie mniej jednak warto zastanowić się jaką wartość i dla kogo miały zaginione kobiety.
-Jaką wartość może mieć siedemnastoletnia gimnazjalistka z niezamożnej rodziny!? – niemal wykrzyczałem.
Na tym dyskusja się jednak nie skończyła, przez następną godzinę dyskutowaliśmy o różnych typach przestępstw, później Friedrich dopytywał się o moje dotychczasowe sprawy, ale otrzymując same wymijające odpowiedzi szybko zmienił temat. Teraz, gdy szum w głowie spowodowany wypitym alkoholem nieco przycichł, pytanie o motyw powróciło: „Jaką wartość może mieć siedemnastoletnia dziewczyna?”.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
HerrSteppe
Użytkownik - HerrSteppe

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2016-11-05 11:52:34