Historie pogrzebane żywcem,Kamień

Autor: bobx46
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

- A nie dasz, tatusiowi, buziaka na dzień dobry? – zapytałem.

- Nie dam – zaśmiał się mój syn i uciekł w drugi kąt pokoju.

- Zaraz cię złapię, łobuzie! – zażartowałem i ruszyłem nagle w stronę Dominika.

- A tu co się dzieję? – powiedziała Marta, moja żona, wchodząc z uśmiechem do pokoju. – Co tu się wyprawia?

- Nic. Tatuś chce dać mi buziaka.

- I co? Nie dasz tatusiowi tego buziaka.

- Dam, ale nie chcę, żeby mnie złapał.

- Dziecięca logika – rzuciła, rozbawiona Marta. – Ale dość tej zabawy. Chodźcie na śniadanie.

                                                           ***

Marta pojechała na zakupy, a my z Dominikiem jechaliśmy właśnie rowerem. Chłopiec siedział z tyłu na bagażniku z podłożoną pod pupę poduszką.

 – Trzymaj szeroko nóżki – zatroszczyłem się o syna, oglądając się nieznacznie.

- Wiem tato. Jestem już duży.

Była niedziela, koniec lipca. Upały dawały się we znaki od kilku już dni. Ale ja uwielbiałem taką pogodę, uwielbiałem lato. W to niedzielne przedpołudnie na mieście nie było zbyt wielkiego ruchu. Większość zapewne dochodziła do siebie po sobotnim szaleństwie, inni szykowali się bądź byli teraz w kościele. Od czasu do czasu minął nasz jakiś samochód. Mimo to kierowaliśmy się w stronę granic miasteczka chodnikami albo nielicznymi ścieżkami rowerowymi. Powoli mijaliśmy ostatnie zabudowania.

Znaleźliśmy się na bocznej, mało uczęszczanej drodze. Po jakimś czasie spostrzegliśmy w oddali linię lasu. W chwilę potem skręciliśmy w polną drogę, porosłą rzadką trawą, wijącą się wśród pól pszenicy. Pojawiły się pierwsze drzewa. Wkrótce dotarliśmy do wolnej od drzew przestrzeni, pokrytej żółtym piaskiem.

- Chcę się tutaj bawić – poprosił Dominik.

Zatrzymaliśmy się i zsiadłem z roweru, a potem delikatnie zdjąłem syna z bagażnika.

 Coś na kształt małej, płytkiej doliny pokryte było – jak wcześniej wspomniałem – żółtym piaskiem. Po brzegach okolona była trawą, po lewej stronie od nas były pola, natomiast po prawej ciągnęła się linia drzew. Za wąską ścianą lasu znajdowało się nieczynne lotnisko wojskowe. Część dawnych budynków wojskowych, położonych na granicy drzew i pasa startowego oraz częściowo w samym lesie wykupili prywatni przedsiębiorcy. Pogoda nadal dopisywała, wysoko świeciło słońce.

- Co robisz, synku? – odezwałem się do Dominika, grzebiącego się w piasku.

 - Buduję tunel – odrzekł, podnosząc główkę.

I nagle, patrząc w oczy synka, dostrzegłem coś, co mnie zaniepokoiło. Zobaczyłem w nich strach i jakby niemy krzyk. Odwróciłem się i o mało włosy nie stanęły mi dęba. Przede mną leżał, wręcz czołgał się duży pies. Mieszaniec czarnej maści wyglądał niczym pies z piekła rodem. Nie wiem jakich ras był potomkiem, ale wygląd miał iście diabelski, a może to jakaś nowa, rzadka rasa, której nie znałem. Takie zwierzę widziałem po raz pierwszy w życiu albo strach wypaczył to, co oglądałem. Bestia z pyska toczyła pianę, cicho warczała. Zimny pot oblał mi plecy. „Zaatakuję” – pomyślałem. Wpatrując się w niego, jednocześnie powoli wycofywałem się w stronę chłopca.

- Spokojnie, synku! Nie ruszaj się! Wszystko będzie dobrze! - uspokajałem go.

Cofając się w jego kierunku, wypatrywałem czegoś do obrony. Znalazłem! Kamień! Powoli schyliłem się po niego. Mieścił się w sam raz w dłoni. Poczułem jego uspokajającą, twardą gładkość. „Będzie dobrze” - dodawałem sam sobie otuchy. Potem wszystko potoczyło się w ułamku sekundy.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
bobx46
Użytkownik - bobx46

O sobie samym: Napisz kilka słów o sobie
Ostatnio widziany: 2021-05-29 12:29:47