Nieśmiertelnik

Autor: lkzelewski
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

- Zaraz wysiadamy – powiedział Szybki.

- Wiem, wiem – mruknął i niemrawo upewnił się, że wprowadził nabój do komory beryla.

- Gówno tam wiesz. – W przedziale desantowym rośka stykali się ramionami, ale Szybki jeszcze się pochylił nad Kowalskim:

- Skup się. Obaj możemy oberwać, jak dasz dupy.

Przez chwilę patrzyli sobie w oczy. Po chwili obaj skinęli głowami. I wtedy transporter zwolnił. Twaróg krzyknął:

- Wysiadać! Zgodnie z planem! Wysiadać!

Żołnierz najbliżej drzwi otworzył je szybko. Kolejni ludzie zaczęli wyskakiwać na upał. Jeden w lewo, drugi w prawo, trzeci w lewo… Rutyna.

Wśród szczęku oporządzenia, gniewnych pomruków, sapania i tupotu butów, Kowalski znalazł się na swojej pozycji z tyłu rośka. Skanował swój sektor ostrzału. Nic. Pot zaczął ściekać mu z czoła na twarz, po drodze podrażniając oczy.

- Przyjąłem – powiedział Twaróg do mikrofonu radia, poczym krzyknął do swoich podwładnych:

- Wyborowy i obserwator w stronę wioski, reszta zostać na pozycjach.

Szybki uśmiechnął się i wstał.

- Zostańcie, mężczyźni mają coś do załatwienia. – W ręku miał karabin snajperski. Strzelał najlepiej ze wszystkich w plutonie, więc jak była potrzeba, to robił za strzelca wyborowego. Jeden z żołnierzy poszedł za nim.

- Możecie mi naskoczyć, cioty – rzucił ktoś za nimi.

Pozostali zostali. Klęczeli na jednym kolanie i obserwowali tyły. Załoga rośka obserwowała wioskę. W razie potrzeby mieli walnąć trochę z „trzydziestki”.

Drużyny ich plutonu utworzyły czworobok wokół wioski. Pomiędzy ich wozami, stały pickupy anusiaków. Żołnierza ANA może i czegoś się nauczyli. Już nie rozsiadali się, jak na pikniku, tylko trzymali sektory ostrzału. W sumie, to była ich operacja. Kilku żandarmów było z nimi w wiosce, ale tylko im doradzali – teraz, w polu, i wcześniej przy planowaniu.

Twaróg zajrzał do wnętrza wozu.

- Widać coś? – krzyknął.

- Nie – padło ze środka. – Nasi zajmują już domy. Na razie spokój.

Po chwili początkowego napięcia, nadeszło pewne rozluźnienie. Kowalski przez rurkę łyknął trochę wody z zasobnika na plecach.

- Będzie strzelanina? – rzucił pod adresem kolegów.

- Jak nie, to Szybki będzie niepocieszony. – Budyń uśmiechnął się pod nosem.

- Zajmiemy wioskę, złapiemy jednego, czy dwóch, może nawet kogoś rozwalimy, a oni potem wysadzą nam wóz ajdikiem. – Kowalski zrobił teatralną pauzę, po czym dodał:

- I po co to wszystko?

- Jesteśmy żołnierzami. Taka robota – odpowiedział Budyń. – A po co to robimy, to już zmartwienie polityków.

- Tylko wodzowie wszystko muszą spierdolić – odezwał się leżący obok żołnierz, przytulony do kaemu.

- Przemyślę, to zagadnienie w drodze powrotnej – sarkastycznie odpowiedział Budyń. – Chyba, że nasz kierowca wpierdoli nas na jakąś posowiecką minę.

Tak to już było. Po perfekcyjnie przeprowadzonej operacji, można było wjechać na minę, która spokojnie leżała w piachu od trzydziestu lat. Albo od zeszłej nocy.

Cudnie, pomyślał Kowalski ocierając pot z czoła. Przeszedł go dreszcz, bo tutaj naprawdę można było zginąć w każdej chwili. Po prostu cudnie. Nie ma to, jak służyć w bojówce.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
lkzelewski
Użytkownik - lkzelewski

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2020-07-13 21:42:22