Bo miłość nie jest taka prosta. Każdy ma sumienie. Tom 3, część 4.
***
Rozdział 17
***
Wczesny ranek. Jeszcze dużo czasu było do śniadania, które zwykle jadali około dziewiątej. Hoffman już nie spał. Dłuższą chwilę pracował nad czymś w swoim gabinecie. Nie można było powiedzieć by miał dobry humor. Ściągnięte brwi, przymrużone oczy, zaciśnięte usta. Tak właśnie wyglądał w tej chwili. Patrząc w ekran swojego laptopa wyglądał jakby zastygł w jednej pozie. Dopiero pukanie do drzwi gabinetu wyrwało go z tej zadumy.
-Proszę.- Powiedział i zamknął komputer.
-Witaj.- Bruno podszedł w jego stronę i powiedział:
-Jestem tak jak prosiłeś.
-Cieszę się. Usiądź.- Wskazał mu fotel. Bruno patrzył na Hoffmana i czuł pewien niepokój. Z drugiej strony nie miał się czym martwić, bo wszystko wykonywał dla niego z nienaganną precyzją i dokładnością.
-Jak tam Hermina?- Spytał.
-Pani Hermina? Mam nadzieje, że wszystko z nią w porządku.- Na sekundę odwrócił wzrok od laptopa i spojrzał na niego mówiąc.
-Bez per pani. Doskonale wiem jak jest uparta. Na pewno już przeszliście na ty.- Bruno lekko skinął głową potwierdzając stwierdzenie Hoffmana.
-Chodzi mi o to czy na uczelni jest wszystko w porządku? Nikt jej nie zaczepia? Nie zaczyna ją to za bardzo interesować?- Sugerująco spojrzał na swojego podwładnego.
-Nic niestosownego nie zauważyłem. W żadnym z tych przypadków.
-Towarzyszysz jej tak jak się umawialiśmy?
-Tak. Poza jednym wyjątkiem.- Hoffman nie załapał od razu żartu Bruna.
-Jakim?
-Do toalety chodzi sama.- Dopiero wtedy się uśmiechnął, ale nie był to uśmiech rozbawienia. Bardziej taki, który wymagała sytuacja. Trzeba było, to się uśmiechnął.
-Chce aby tak pozostało.
-Rozumiem.- Hoffman usiadł wygodniej w fotelu i znów zaczął:
-Hermina jest bardzo żywiołową kobietą. Piękną kobietą. A żywioły trzeba poskramiać zawczasu aby później nie narobiły szkód.- Bruno spokojnie czekał na dalsze wyjaśnienia.
-Wiesz jak bardzo ci ufam?
-Wiem. Szanuje to.
-Dlatego musisz jeszcze więcej czasu poświęcić na towarzystwo Herminie.- Popatrzył pytająco na szefa.
-Więcej?
-Tak. Mnie znów czeka kilka podróży i nie będzie mnie przez jakiś czas.
-Hermina nie może polecieć z tobą?
-Nie. Nie chce jej wplątywać w moje ciemne interesy.- Bruno doskonale wiedział o czym mówi Hoffman. Nie jednokrotnie był z nim gdy ten załatwiał swoje biznesy.
-Przez krótki czas będzie ze mną Lidia. Chce byś czuwał nad Herminą. W domu, na uczelni. Jak będzie chciała gdzieś wyjść, pójść. Nawet jeśli chodzi o wizyty u jej matki.- Bruno podniósł wzrok na rozmówcę i zapytał:
-Zostanie ktoś jeszcze z ochrony? Poza mną?
-Naturalnie. Ale oni będą mieli też inne zadania.
-Dobrze. Będę więc twoimi oczami i uszami.- Powiedział spokojnie Bruno.
-To chciałem usłyszeć.
***
Otwierając oczy nie liczyła na to, że zobaczy obok siebie swojego męża. Zamrugała jeszcze kilka razy, bo zapiekły ją lekko. Potem usiadła na łóżku i spojrzała na zegarek. Poszła umyć się i ubrać. Gdy wyszła z łazienki w pokoju czekał na nią Erwin.
-Nie wiedziałam, że jesteś w domu.
-Dzień dobry.- Zaczął.
-Dzień dobry.- Odpowiedziała.
-Jak widać jestem.- Poszedł i objął ją w pasie. Uśmiechnęła się.
-Chodź, śniadanie pewnie już na nas czeka.- Tak też było. Na stole jak zwykle pięknie ułożono półmiski a służba już stała z tacą i gorącą kawą. W tej chwili pojawiła się Lidia i… Bruno. Były przypadki gdy Bruno zasiadał z nimi do stołu ale zawsze wtedy coś się działo. Hermina nie miała śmiałości by o to zapytać a Lidia wydawało się, że wiedziała o tym wcześniej. Podczas posiłku odzywał się głównie Hoffman. Bruno i Lidia zdawkowo mu odpowiadali. Kiedy skończyli jeść, Hoffman odprawił pracowników a Herminę poprosił do gabinetu. Weszli razem. Hoffman nalał sobie do szklanki jakiegoś alkoholu, co Herminie wydało się co najmniej dziwne. Kilka minut temu zjedli śniadanie, było przed południem a ten już raczył się jakimś whisky. Nie zwróciła mu uwagi. Wiedziała, że źle by się to mogło dla niej skończyć. Nie akceptował tego by ktoś go poprawiał.