Most III/III

Autor: zielona
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Dla doktor Piotrowskiej to był wymagający poranek. Po niedospanej nocy poranny dyżur na pogotowiu. Jej półtoraroczna córeczka ząbkowała. Wyżynały jej się trzonowe ząbki w związku z czym trochę gorączkowała, marudziła i budziła się w nocy. Pani doktor w pracy jednak konsekwentnie musiała stawić się kwadrans przed rozpoczęciem dyżuru. Potrzebowała tego kwadransa, żeby na spokojnie przebrać się, wypić kawę, dowiedzieć się od pielęgniarek i lekarza kończącego dyżur o przebiegu nocy. To wszystko było ważne, żeby z jasnością sytuacji i spokojem wejść w swoje obowiązki. Tym razem też była kwadrans przed szóstą, podobnie jak jej ekipa karetki. Przywitali się, zaczęli się przebierać, ktoś w międzyczasie wstawił wodę na kawę. Potrzebowała jej, szczególnie dzisiaj. Kiedy pielęgniarka z dyżuru telefonicznego ogłosiła wezwanie, pani doktor spokojnie, ale zdecydowanie postanowiła odmówić.
 - Proszę z tym iść do doktora Siudaka. Ja zaczynam dyżur za kwadrans. Tak?
 - Doktor Siudak jest w terenie. Było wezwanie do starszego pana dziesięć minut temu. Nie mamy na miejscu żadnej ekipy, a to podobno jest pilne. Dwójka młodych ludzi skoczyła z mostu. Straż pożarna już jest w drodze z ekipą ratunkową. Pogotowie jednak też zapewne będzie konieczne.
 - Gdzie? Który most?

Pani doktor nie zdążyła tego dnia napić się kawy, nie zdążyła dobrze ogarnąć się i już wskakiwała do karetki, aby za chwilę pędzić przez ulice budzącego się miasta w stronę wskazanego mostu. Pamiętała ten most doskonale. Śnił się jej w koszmarach. To było już piętnaście lat temu, a jakby wczoraj. Poszła tam po maturze, załamana po oblanej maturze. Nie mogła teraz uwierzyć, że kiedyś mogła być tak durna. To była chwila. Teraz jednak wiedziała jak niewiele potrzeba młodemu człowiekowi, żeby popełnić największą głupotę na świecie. Pamiętała jak zapragnęła skończyć ze swoim życiem i jak spotkała młodego człowieka. Zamierzali skoczyć oboje, a może się rozmyślić. Oboje w końcu  spadli. Pamiętała jak nurt rzeki wciągnął ją głęboko. Wydawało jej się że fale ją oplatają i ciągną w dół jakimiś mackami. Nie mogła się wydostać. Dotarła do dna. Zaczepiła się o jakieś krzaki, czy korzenie wystające z dna. Szarpała się, szamotała i miała coraz mniej powietrza. Myślała, że to już koniec, gdy trzymająca ją gałąź pękła i puściła ją. Z trudem wypłynęła na powierzchnię. Najpierw porwał ją prąd. Próbowała płynąć do brzegu, ale po ostatnich burzach nurt był zbyt silny. W końcu zatrzymała się na jakiejś tamie i wygramoliła się na nią. Padła bez siły. Z trudem łapała powietrze, kaszlała, wykrztuszając brudną wodę, która dostała się do tchawicy. Nie miała siły się podnieść. Wtedy jakiś rybak ją dostrzegł i przyszedł z pomocą. Z trudem powiedziała, że spadła, a w wodzie został jeszcze chłopak. Szukali tego chłopaka, straż przeczesywała rzekę, ale nie znaleźli. Stwierdzili, że prąd musiał go porwać już gdzieś daleko, albo wyszedł na brzeg i odszedł. Nie wiedziała czy utonął, ale dręczyło ją to przez kolejne lata. To ona się zachwiała, to ona pociągnęła go za sobą. Przez nią być może tam zginął. Nie pamiętała dobrze jego rysów, bo widziała go tylko raz, przez chwilę, ale pamiętała doskonale wszystko inne. Później wróciła do domu, znalazła pracę w kawiarni, jako kelnerka. Myśl o tym, że być może jest winna śmierci młodego człowieka zepchnęło na margines i unieważniło wszelkie jej dotychczasowe wewnętrzne dylematy i problemy. Wobec zdarzenia nad rzeką stały się nieistotne. Miała wyrzuty sumienia i chciała jakoś zrekompensować światu i ludziom to co zrobiła. Najpierw udzielała się w wolontariacie w hospicjum dla dzieci, później zdała poprawkową maturę i poszła na studia medyczne. Teraz, jako lekarz pogotowia jechała do wypadku na tym samym moście.

Kiedy dojechali na miejsce chłopak już leżał na brzegu okryty kocem termicznym. Oddychał ciężko. Straż ciągle przeszukiwała rzekę. Kiedy do niego podeszła i przyklęknęła, aby sprawdzić parametry życiowe zapatrzył się w nią i na jego twarzy pojawił się uśmiech.
 - To ty? – spytał – Jesteś. Chwała Bogu. – później zamknął oczy. Zasnął, lub stracił przytomność. Zbadała go i w związku z wycieńczeniem i potrzebą obserwacji ,kazała zabrać go do karetki. Podszedł do niej w tym momencie mężczyzna w średnim wieku z dużym niepokojem malującym się na twarzy.
 - Pani doktor będzie żył? Wszystko dobrze? – spojrzała na niego, a jego twarz wydała jej się skądś znajoma. Nie wiedziała skąd zna tego człowieka, ale była pewna, że miała już z nim do czynienia.
 - A kim pan jest? - spytała
 - Ja wzywałem pogotowie. Widziałem jak spadli. Tacy młodzi, ładni. Całe życie przecież przed nimi. Co tym dzieciakom przychodzi do głowy? Żeby takie rzeczy.
 - Chłopak będzie żył. Jest pod opieką. Musimy jechać. Jak znajdziecie dziewczynę dajcie znać. – zwróciła się do strażaków. – Pan jest pewien, że było dwoje ludzi? – spytała mężczyznę.
 - No jak Boga kocham, jestem pewien. Wschód słońca sobie oglądali, ona się pośliznęła, a on próbował ją ratować i oboje polecieli. Koniec świata pani doktor.
Po tych słowach lekarka na moment zaniemówiła, uważnie przyglądając się mężczyźnie, ale otrząsnęła się, pożegnała i poszła do karetki. Stan młodego człowieka był stabilny. Nie musiała dużo przy nim robić, ale to co usłyszała nieprawdopodobnie oddziałało na jej psychikę. Aż trudno było uwierzyć w taki zbieg okoliczności. Przyglądała się twarzy śpiącego chłopaka. Nie pamiętała dobrze twarzy tamtego sprzed lat. Ten był przemoczony, zmęczony, śpiący. Stwierdziła w końcu, że jest zmęczona i dziwne rzeczy przychodzą jej do głowy. Zbieg okoliczności, przypadek.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
zielona
Użytkownik - zielona

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2019-07-21 10:48:39