Pisanie jest demoralizujące. Rozmowa z Michałem Rusinkiem

Data: 2013-12-03 12:35:28 Autor: granice_pl
udostępnij Tweet

Tomasz Kosiorek: Czytelnicy Wierszyków rodzinnych mogą poznać wiele pokoleń Rusinków. Jak to jest mieć wśród przodków wikinga, porywacza i druida?

Michał Rusinek: To oczywiście mistyfikacja. Przynajmniej częściowa, bo w naszej rodzinie krąży legenda o pewnym prapradziadku, który określenie „wziąć sobie pannę za żonę” potraktował dosłownie: przyjechał i ją sobie wziął. Ale pomysł na książkę wziął się stąd, że co jakiś czas ktoś w naszej rodzinie – głównie moja mama – wpadał na pomysł odtworzenia drzewa genealogicznego. Wiele dokumentów się nie zachowało, więc drzewo pełne było białych plam. Postanowiłem je uzupełnić przy pomocy wyobraźni. Stąd ci Wikingowie...

TK: Na fotografii w książce możemy zobaczyć, że rodzeństwo Rusinków czasem robiło sobie psikusy. Czy przy tworzeniu Wierszyków rodzinnych byli Państwo grzeczni?

MR: Pojęcie grzeczności jest względne. Pisanie i ilustrowanie książek wydaje mi się czynnością wysoce podejrzaną i demoralizującą. Dziecko naszej znajomej, przeczytawszy wierszyk o jaskiniowcu, porysowało ściany w przedszkolu. A potem się tłumaczyło, że „tak było w książce”. Ergo – książka to zbójecka! Albo, innymi słowy, książka-psikus...

TK: A także inspiracja do stworzenia własnego drzewa genealogicznego...

MR: Oczywiście! Na końcu książki jest nawet instrukcja, jak to zrobić. Należy pamiętać o zwykle pomijanym, a fundamentalnie istotnym składniku: wyobraźni!

TK: Przełożył Pan Trzy opowiastki dla dzieci – Czerwony Kapturek, Jack, pogromca olbrzymów i Rumpelsztyk. To klasyka, ale podana bardzo współcześnie.

MR: Powiem więcej: to nie trzy, a sześć opowiastek. Bo mój ulubiony ilustrator, Edward Gorey, nie tylko zilustrował opowiastki Donnelly’ego, ale właściwie opowiedział – obrazami – własne wersje wydarzeń. Warto potraktować tę książkę jako klasyczny picture-book, gdzie ilustracje są równie ważne, jak tekst.

TK: Wisława Szymborska określiła Goreya mianem „odwyku dla nałogowych ponuraków”. Czy i w tej książce możemy na to liczyć? To książka dla dzieci czy dla dorosłych?

MR: Myślę, że Gorey nigdy nie narysował niczego dla dzieci. To znaczy: TYLKO dla dzieci. Jego ilustracje są wielopoziomowe, bawią, zaskakują zarówno dzieci, jak i dorosłych. Każdy znajdzie w nich jakieś smaczki tylko dla siebie. To znaczy każdy, kto nie jest ponurakiem.

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Warto przeczytać

Reklamy
Recenzje miesiąca
Virion. Legenda miecza. Krew
Andrzej Ziemiański ;
Virion. Legenda miecza. Krew
Herbaciane róże
Beata Agopsowicz ;
Herbaciane róże
Kołatanie
Artur Żak
Kołatanie
W rytmie serca
Aleksandra Struska-Musiał ;
W rytmie serca
Mapa poziomów świadomości
David R. Hawkins ;
Mapa poziomów świadomości
Dom w Krokusowej Dolinie
Halina Kowalczuk ;
Dom w Krokusowej Dolinie
Ostatnia tajemnica
Anna Ziobro
Ostatnia tajemnica
Hania Baletnica na scenie
Jolanta Symonowicz, Lila Symonowicz
Hania Baletnica na scenie
Lew
Conn Iggulden
Lew
Jesteś jak kwiat
Beata Bartczak
Jesteś jak kwiat
Pokaż wszystkie recenzje