CISZA PRZED BURZĄ
Oto wyspy Dary – największa, Wielka Wyspa i rozsypane wokół niej jak koraliki Rui i Dasu, Tan Adu, Tunoa, Ecofi, Wilcza Łapa i Wyspa Półksiężycowa. Rządzi nimi cesarz Ragin, którym jest ni mniej ni więcej, tylko nasz stary, dobry znajomy, Kuni Garu. Kuni, który przekonuje się, że zawalczyć o tron jest łatwiej niż rządzić. Zawsze ktoś jest niezadowolony: ci, którzy chcą reform i ci, którzy wolą stary porządek, arystokracja i biedota, kobiety i mężczyźni. A tu jeszcze czas płynie i wypadałoby wybrać następcę tronu. A cesarz ma aż czwórkę dzieci. Problem w tym, że Fara jest za mała, Timu lepiej sobie radzi z czytaniem i pisaniem niż z polityką, Phyro chce zostać wielkim wojownikiem, a Thera, która teoretycznie najlepiej nadaje się na to stanowisko, jest dziewczyną. Ciężkie życie ma cesarz Ragin. Nie dość, że musi nosić ciężkie, niewygodne szaty, to jeszcze jego dworzanie, żony, przyjaciele i nieprzyjaciele spiskują na potęgę, bo każdy ma jakieś plany względem reform, tronu albo w ogóle przyszłości. I każdy jest przekonany, że jego racja jest racją jedyną. Nikt z nich nawet nie przypuszcza, że gdzieś, za morzem, za mityczną ścianą burz, jest ktoś, kto zamierza zniweczyć wszystkie te plany i zaprowadzić swój własny porządek. W królestwie Dary panuje cisza przed burzą, a chmury już od dawna zaczynają się zbierać…
Chyba każdy, kto przeczytał poprzednią historię o wyspach, „Królów Dary” Kena Liu, z przyjemnością sięgnie po „Ścianę burz”, która jest kontynuacją przygód Kuniego i jego kompanii. Czy mamy się po nie spodziewać tego samego, co w poprzedniej książce? I tak i nie. Co prawda dalej mamy ten orientalny sznyt, jedwabie, parzenie herbaty, korony z muszelek i chińskie bajki, ale „Ściana burz” jest książką jakby… inną. O ile w pierwszym tomie wszystko działo się raczej szybko, a przygoda goniła przygodę, o tyle tutaj narracja zwalnia. Cały początek jest czymś w rodzaju hymnu na cześć reform, nauki i polityki. Ci, których nudzą spiski, księgi i filozofia, będą musieli się trochę natrudzić, zanim autor znowu ruszy z kopyta i pokaże nam to, co w pierwszym tomie wyszło mu tak fenomenalnie – grozę i surowe piękno wojny. Wszystko to sprawia, że czytanie „Ściany burz” przypomina wędrówkę po górzystym terenie: najpierw powoli pniemy się do góry, żeby zaraz potem szybko biec na dół. Bynajmniej nie uważam tego za wadę, ale ja akurat należę do osób, które lubią filozoficzne dysputy, inżynierię, politykę i stare bajki. Ci, którzy oczekują tylko szybkiej akcji i przygód mogą się poczuć nieco rozczarowani.
Za co lubię obie książki Kena Liu? Za orientalny sztafaż, te wszystkie rośliny, zwierzęta i potrawy, które tak bardzo kojarzą się nam z tym, co znamy, chociaż nie do końca tym są. Za silne, mądre, przebojowe kobiety, które czasami - tak na wojnie, jak w polityce – okazują się przebieglejsze, odważniejsze i bardziej przewidujące niż napędzani adrenaliną mężczyźni. Za to, że obie książki są wspaniałą galerią ludzkich postaci. Ludzie, chociaż ubrani w jedwabie i skóry, są tacy jak my: zazdrośni i próżni, chciwi i głupi, zdradzający i zdradzani, mądrzy i piramidalnie głupi, honorowi i tchórzliwi, wielcy i mali. To my, poprzebierani w orientalne kostiumy, bawiący się w wojnę, spiskujący, zawierający sojusze i zdradzający je, kochający i płaczący z bezsilności. Za to w końcu, że Liu, jako jeden z niewielu autorów pokazuje, że świat, każdy świat, napędza nauka i niepoślednie umysły, że bez wizjonerów chcących sprawdzić, co jest za zakrętem, ludzkość nigdy nie byłaby tym, czym teraz jest… Naprawdę warto jest dać się skusić tej bajce – nie bajce i samemu zajrzeć jakie cuda albo niebezpieczeństwa kryje ściana burz.
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Data wydania: 2017-04-11
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 768
Tytuł oryginału: Wall of Storms
Dodał/a opinię:
Renata Kazik
Definicja sprawiedliwości zmienia się w trakcie trwania rewolucji! Długo wyczekiwana seria Kena Liu nareszcie w Polsce! Oto misterna, wielowątkowa i wielopoziomowa...