Neil Gaiman jest jednym z tych pisarzy, których przedstawianie jest rzeczą zbędną, gdyż ciężko mi uwierzyć w to, że na świecie istnieje ktoś, kto choćby nie słyszał o jego twórczości (jeśli egzystujesz takowy osobniku, to lepiej czym prędzej nadrób braki, bom w kwestii Gaimana bezlitosna!). Kreuje on swoje historie zarówno dla dzieci, jak i dorosłych, a Na szczęście mleko... jest jedną z jego książek, które definitywnie są pozycją dla młodszych, chociaż sama, mimo niemalże dwudziestki jedynki na karku, bawiłam się przy niej przednio!
Rozpoczynając swoją przygodę z Na szczęście mleko..., a właściwie z jej ilustracjami (och, te moje zamiłowanie do rysunków!), odniosłam wrażenie, że głównym bohaterem, opowiadającym niesamowitą historię ojcem, jest sam autor (w kwestii wizualnej są niemalże identyczni, musicie przyznać). Pozostałe postaci, ukazane równie barwnie (a właściwie w kwestii optycznej bezbarwnie – bo w książeczce nie uraczymy kolorowych obrazków), są po prostu komiczne! Nie brakuje tutaj Bladego i Interesującego Edvarda, jak i innych wumpirów (Nosveratu, Hrabiny Valerii i Zmierzchovej Ziny); Policji Galaktycznej w postaci dinozaurów, wśród której niezaprzeczalnie króluje Sędzia Rexx; czupurnych Piratów, na których statku spotkamy m.in. Kapitana Haka i Wspaka oraz wiele innych postaci, takich jak Spodl – bóg ludzi o krótkich i śmiesznych imionach, śluzowatych obcych, niesamowitegoprofesora Stega i – oczywiście – samo mleko! A to jeszcze nie wszyscy bohaterowie!
Oczywiście, poza wspaniałymi rysunkami Chrisa Riddella, Na szczęście mleko...zachwyca również swoją zawartością merytoryczną. Ze stronic tej bajki wylewają się zapierające dech w piersiach przygody, pełne zwrotów akcji i nieszablonowych bohaterów (jak już wspomniałam o tym wcześniej), a o nudzie nie ma tutaj mowy! Być może została wyssana przez jakiegoś wumpira, porwana przez obcego lub unicestwiona przez piratów - kto wie? W każdym bądź razie Gaiman znalazł miejsce w swojej opowieści dla rozkosznych kucyków, ale dla nudy już nie.
Warto również dodać, że Gaiman w Na szczęście mleko... odrobinę sparodiował postacie z innych książek i nie wątpię, że domyślicie się z jakich - Kapitan Hak i Wspak oraz Blady i Interesujący Edvard są z pewnością najbardziej sugestywnym postaciami, których obecność rozbawi nie jednego czytelnika do łez.
- Jestem jeszcze dalej od moich dzieci i naszego śniadania - poskarżyłem się.
- Masz swoje mleko - zauważył. - A póki jest mleko, jest nadzieja.
Na szczęście mleko... polecam przede wszystkim młodszym czytelnikom, ale zarówno dzieci, jak i starsi książkowi weterani, bez wątpienia spędzą przy tej nietypowej książeczce miłe chwile. Jest to ani chybi idealna pozycja na prezent dla szkraba, bo historia, jak i ilustracje, zostają w pamięci na długo, a już na pewno wywołują szeroki uśmiech na twarzy.
Informacje dodatkowe o Na szczęście mleko...:
Wydawnictwo: Galeria Książki
Data wydania: 2013-11-12
Kategoria: Dla dzieci
ISBN:
978-83-64297-09-0
Liczba stron: 160
Dodał/a opinię:
Dizzy
Sprawdzam ceny dla ciebie ...