Pieśń drzewa V - wiersz

Autor: Radjo
Czy podobał Ci się ten wiersz? 0

Mgła zakreśliła horyzontu zgubne ramy.

Tła biel dymu i czerń drzew to pułapek kramy.

Pchła tylko na tem pustkowiu cię zroni łzami.

Kładź więc stopy powoli idąc mokradłami.

 

Rozstajem dróg latami górował starodrzew.

Swem samem wyglądem wzbudzając przerażeń rzew.

Koszmarem nocy grudniowej bladł jego krzew,

Skowytem Księżyca, siły straszne deły lnu szept.

 

Ligniny lekka skóra kryta śniegu płatkami.

Dłoni nie ujęły zimy dzieci jak młode noc snami.

Ze skroni nie wytrzebiesz obrazu, co przed latami,

Gdy młodzi zrosili dziewczę opryskami.

 

Z dniem końca Krysia mkła na spotkanie Stasia.

 

Oczy jej skryte kroplami niczem całunami

Z drżeniem chroniły twarz w chuście pod zębami.

Te szańcem nadziei modlitwy cedząc haustami.

Nad kochankiem głos swój rozwidlając marzeniami.

 

Kasztan z nad rozstaju, co jedynem świadkiem,

W toń bezdennej ciszy począł grać swą pieśń,

Nad kochankiem i lubą, zabitą za konarem.

 

"Deszcz rozpuszczał stopy w gliny toniach.

Pusta postać mknęła ściśniona żalem,

Że chrzęst gałęzi, częsty w burzy porach,

To tłusta locha, co rozszarpie kłem.

 

Liście się słaniają pod naporem szumu,

Nie zbaczaj, bo zbójców są tu stada całe !

Byście ujrzeli szal jej, gdy tak bez rozumu,

Wkracza w kręte drogi, gdzie ludzie małe.

 

Wojna sunie w nowe pory,

Ludzka więź traci swe kontury,

Gdy młócka szabel, a człek szary,

Pijana rzeź rusza w dziewiczości mury.

 

Szedł wtenczas łon, psubrat, co miał czarną skroń,

Od prochu jałową, z diabłem za pan brat.

Gdy wiochy odludne palić zaczęły jego chłopy

Żaden kwiat niewieści niewyrżnięty niczym snopy.

 

Aże Krysia kochala swego Stasia,

A maminy słowa obróciła w żart,

Tak to spoczęła pod mym ciałem,

Kasztanu, starym jak ten świat.

 

Jakże gwałcili paskudnie, zrywając suknie pazurami,

Dla Stasia sprezentowaną, blękitną jak nad oczami.

Każde słowa jej prośby i łkania obracając w żart,

Wbijali swe kosy, aż do ukontentowania.

 

Charczący żal, i dłonie jej bite o glinną drogę,

Nie mógł zmienić nic, bo ona w ich nagrodę.

 

Więc udusiła się z żalu i z krwawień macicznych.

Gdy obolała w deszczu, w pustym lesie,

Szła, by w świtu bliskim spotkać grupę onych,

Co śmiali się, że każdy Stasia brzemię poniesie."

Inne wiersze tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeśeli jeszcze go nie posiadasz.

Reklamy
O autorze
Radjo
Użytkownik - Radjo

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2024-02-10 00:00:49